Close
Close

Brak produktów w koszyku.

Moje ulubione formy aktywności fizycznej

Moje ulubione formy aktywności fizycznej

[fb_button]

Właśnie minęło pół roku jak skończył mi pierwszy zakupiony po dwóch ciążach, karnet na siłownię. Nawet nie wiem kiedy to minęło, to było jak pstryknięcie palcami. Śmieję się z siebie pod nosem, że powinnam po tak długim czasie i regularnym, naprawdę regularnym, chodzeniu na siłownię, wyglądać jak mięśniak. Niestety uwielbiam jeść, a jedzenie to 80% sukcesu. Oddam się każdej nutelli, sushi czy moim ulubionym lodom Bounty z Mcdonalda. Potrafię trzymać dietę, 5 posiłków w wyznaczonych porach (ustawione mam przypomnienia w telefonie), ale kiedy nadchodzi wieczór… wszystko bierze w łeb. Jestem tego świadoma i każdego dnia nad tym pracuję, ale nie od razu Rzym zbudowano (tak, tak tylko się usprawiedliwiam).

Widzę mega efekty, czuję się lżejsza i przede wszystkim mam więcej chęci do działania. Gdy skończył mi się karnet ustaliłam z mężem, że zrobię sobie chociaż dwa tygodnie przerwy. Wiesz ile wytrzymałam? Dwa dni! Miałam takiego doła, że nie mogę jechać na siłownię, że rzuciłam wszystko w kąt i pognałam tam. Od razu po wejściu ten zapach(!), atmosfera i ludzie, sprawiły, że poczułam się szczęśliwa (endorfiny zaczęły się produkować na samą myśl o ćwiczeniach) i pełna energii.

Nie uwierzysz, ale piszę Ci to ja – osoba, która ćwiczyła na tylu lekcjach wychowania fizycznego od dzieciństwa, że można to na palcach jednej ręki policzyć. Osoba, która non stop miała anemię, brak kondycji i wadę serca. Osoba, która bała się ćwiczeń jak diabeł święconej wody.

Tak naprawdę to nie wiem co we mnie strzeliło. Po prosto potrzebowałam oderwania się od domowego świata przesiąkniętego gwarem dzieci. Brzmi egoistycznie prawda? Zrozumie tylko matka, która swój ‘urlop’ macierzyński spędza ze swoją pociechą 24h/dobę.

Napiszę Ci kilka słów o moich ulubionych aktywnościach fizycznych. Odkrywam nowe bardzo często, ale kilka mam już odkrytych i chętnie się z nimi podzielę.

 

BIEGANIE

To jest coś, co kiedyś uważałam za największą karę świata. Gdy musiałam podbiec do autobusu wolałam spasować i zaczekać na następny. To było coś okropnego. Po przebiegnięciu kilku metrów miałam zadyszkę, a moje serce dudniło mi masakrycznie szybko w gardle. Nie sądziłam, że kiedyś wyjdę z domu i przebiegnę choć z dwa kilometry (co ja gadam, chociaż z pół!!!).

Zaczęłam nad tym pracować, ale tak niechcący. Bo przecież ćwiczenia na siłowni wymagają rozgrzewki, a po ćwiczeniach wypadałoby zrobić jakieś cardio. Ćwiczyłam na orbitreku, bo tak było łatwiej. Najpierw po 10 minut, później coraz więcej i więcej. Aż przyszedł taki czas, że potrafiłam pedałować na nim z 60 minut, i w ogóle się nie zmęczyć! Trener powiedział mi, że gdy długo ćwiczymy na jednym sprzęcie (tym samym cały czas) organizm przyzwyczaja się do takiej samej aktywności i nie spala tyle kalorii, oraz nie wkłada tyle wysiłku ile na początku. Więc z orbitreka przyszło mi się ‘przesiąść’ na bieżnię. Zaczęłam od zwykłego chodzenia, później chodzenie plus dwie minuty biegu. Każdego dnia tych minut było coraz więcej. Aż ostatnio w ten weekend rozsadzała mnie wieczorem energia. Włączyłam endomondo (cudna aplikacja!) i wyszłam z domu, po chwili zaczęłam biec, czy wiesz że przebiegłam prawie trzy kilometry w ponad 20 minut? Kiedyś bym umarła, a teraz mogłam biec dalej, ale jak pisałam Ci na naszym instagramie (o TU) został mi 1% baterii w komórce, a było ciemno….i resztę możesz doczytać.. ;)

 

JAZDA NA ROWERZE

Kocham jeździć na rowerze od zawsze, ekhm odkąd nauczyłam się na nim jeździć. Było późno, bo miałam może z 7 lat. Wujkowie i dziadkowie próbowali wszystkiego, pamiętam jak wujek męczył się i spawał mi kilka dni kółka do roweru, bym mu później stwierdziła, że nie będę jeździć z czterema, bo to obciach i spasowałam. Przyszedł taki dzień, gdzie po prostu wsiadłam na rower i pojechałam. I od tamtej pory jeździłam i jeździłam.

Jazda na rowerze, przynajmniej dla mnie, wydaje się taką aktywnością, przy której nie męczę się prawie wcale. Chyba, że mam pod górkę. Ale plusy górek są takie, że zaraz mamy z górki i odpoczywamy.

Z moim rowerem wiąże się wiele miłych wspomnień, między innymi takie, że z obecnym mężem przed dziećmi, potrafiliśmy zrobić po 60-80 kilometrów dziennie.

Mam też taką cudną historię, którą wspominam z uśmiechem na twarzy. Gdy mieszkałam jeszcze z babcią, uwielbiałam jeździć dookoła kilkunastu domków na jej ulicy. Szczęście chciało, że w pobliżu była piekarnia, a obok piekarni stało kilkunastu pasjonatów kolarstwa ze swoimi rowerami. Ja robiłam kolejne kółko wokół domków, a oni po prostu za mną pojechali. Dogonili mnie i zaczęli rozmawiać, zdradzę Ci, że w grupie tych chłopaków, był jeden, w którym się zadurzyłam. Więc gdy teraz jeżdżę na rowerze, czasem on przemknie się do moich myśli.

 

cats

zdjęcie z naszego instagramu (https://www.instagram.com/buuba_pl/), w weekend wyszło z 18 kilometrów.

 

TRENING FUNKCJONALNY

Jest to trening, na który chodzę na siłowni przynajmniej dwa razy w tygodniu. Długo się zbierałam zanim poszłam na mój pierwszy. Gdyż legenda o tym treningu obiła mi się o uszy nie jeden raz. Wiele razy zdarzyło mi się podsłuchać (niechcący;)) rozmowy na siłowni osób, które wydawałoby się chodzą długo i mają dobrą kondycję, że w tym tygodniu to nie pójdą na trening, bo się słabo czują, bo ostatnio był mega wycisk, bo nie dadzą rady dotrwać do końca i tak dalej.

Trening oddziałuje i wzmacnia każdą partię mięśniową ciała. Składa się z kilkunastu stacji (w zależności od ilości osób), na każdej stacji mamy inne ćwiczenie (które wcześniej jest skrupulatnie omawiane), powtarzamy ćwiczenie na każdej stacji 40 lub 50 sekund i mamy 10 sekund na przejście do następnej. I tak trzy obwody podczas całego treningu.

Wyobraź sobie mój pierwszy trening, i powiem Ci że…. przetrwałam! Ale w połowie zamiast przechodzić od stacji do stacji, to czołgałam się od jednej do kolejnej… W myślach złe chochliki podpowiadały mi to po co ci to, mogłabyś teraz leżeć na kanapie! Nie raz chciałam zrezygnować, gdyż uczucie po treningu to coś magicznego. Nigdy tak mocno nie byłam z siebie dumna, jak po takim wysiłku.

Oczywiście na każdy trening idę z duszą na ramieniu, bo nie wiem co mnie czeka. Prawie za każdym razem jest coś nowego, a ćwiczenia ‘deska’ boję się jak ognia! To morderstwo!

 

POŚLADKI Z MEL B

Jest to 10 minutowy trening pośladków z Mel B, który znajdziecie na youtube. Nigdy nie sądziłam, że ćwiczenia potrafią zdziałać cuda, aż dopóki nie zrobiłam kilka razy tego treningu. Podczas ćwiczeń dosłownie czujesz takie swoje mięśnie pośladków, o jakich istnienia nie miałaś pojęcia. Pod koniec powtórzeń w każdej serii czujesz jak palą Ci się mięśnie od wewnątrz. Czujesz, że je masz, czujesz, że pracują! Jak dotąd nie czułam tak na żadnym urządzeniu do ćwiczeń z siłowni.

Teraz wystarczy, że co kilka dni zrobię sobie ten trening, a mój tyłek od razu po ćwiczeniach jest twardy, namacalnie twardszy! Niemożliwe? Spróbuj!

 

 

To tak jak męska wersja przedimprezowa tylko w wersji dla kobiet ;) Spróbuj jeszcze:

 

6 WEIDERA

To jest dla mnie ćwiczeniowy geniusz. Możesz zdziałać takie cuda ze swoim brzuchem, o jakich Ci się nie śniło. Tak ja na początku ćwiczenia zajmą Ci chwilkę tak później może być już dłużej. Przyznam się Ci, że dotrwałam do końca tylko raz w życiu. To było kiedyś, powiem, że efekty były imponujące. Teraz robię sporadycznie, zaczynam, ale nie kończę, ale i to wystarczy by cieszyć się mega efektami już po tygodniu!

W dzień pierwszy robisz ćwiczenia z tego filmiku jeden raz, w dzień drugi cały filmik dwa, w trzeci trzy i tak dalej…

 

 

Aktywność fizyczna daje Powera o wiele większego niż nie jedna kawa. Nie raz jechałam z rana na siłownię mocno zaspana, by wyfrunąć z niej jak na skrzydłach. Najważniejsze są chęci i samozaparcie. Reszta przyjdzie powoli, nawet nie spostrzeżesz się kiedy.

A jakie są Twoje ulubione aktywności fizyczne? Zdradź!! Może i Ty mnie czymś zarazisz :D

 

 

Close