poniedziałek, 14 marca 2016

Zosia i Filip 2016: 9/52, 10/52.

Przyznaję bez bicia, że ostatnie dni nie należą do sprzyjających skupianiu się na blogu. Częściej nas można podglądać na Instagramie Borsuczkowa lub Borsuczkowego domku niż tutaj. Mnie pochłaniają zajęcia domowo-hobbistyczne, dzieci pochłania robienie bałaganu i coraz to nowsze umiejętności, a męża pochłania..., hmmm... kręcenie się między nami. Ogółem wszyscy tęsknimy za słonecznymi, wolnymi od glutów dniami, spacerami i porządkiem w domu. Żyjemy też coraz bardziej zbliżającymi się świętami... Znaczy ja, bo to na mojej głowie spoczywa zaplanowanie i zorganizowanie nam tego czasu. Ale jak się zaczęło, trzeba być konsekwentnym więc dziś kolejne tygodniowe zdjęcia dzieciaków...

Tydzień 9.
Kolejna fala choróbska. Na "szczęście" już tylko u Zosi i nie przelazło na Filipa. Przez chwilkę już myśleliśmy, że bez antybiotyku się nie obejdzie, ale gdy Zosia nagle przestała gorączkować jeszcze przed podaniem pierwszej dawki, pani doktor zdecydowała, że nie ma sensu w ogóle w to wchodzić. Ale, że okazało się po raz kolejny, że nagłe wysokie temperatury wynikają najprawdopodobniej z zapalenia ucha, od tej pory chucham i dmucham i staram i nawet z katarkiem walczę, jak z najgorszym wrogiem.


Filip trzyma się całkiem nieźle, ale z racji chorowitości Zosi i on siedzi w domu więc się troszkę nudzi. Przychodzą mu do głowy najdziwniejsze pomysły, a gdy tylko Zosia zaczyna lepiej się czuć, nasze mieszkanie zaczyna przypominać krajobraz po przejściu tornada. Ta dwojka to zdecydowanie mieszanka wybuchowa.


Tydzień 10.
To próba powrotu do normalności. Lepsze apetyty, lepsze samopoczucie, cała masa głupich pomysłów i ich efekty w postaci siniaków na nogach u Filipa i rozbitego czoła u Zosi. Energia je roznosi, czasem aż ciężko je opanować i znów z niecierpliwością wyglądam wiosny, żeby uciec gdzieś z czterech ścian, które już zaczynają nam nie służyć. Filip, o którego jeszcze niedawno martwiliśmy się, że nie chce mówić, teraz gada cały czas, a jak nie ma nic do powiedzenia, to mantruje coś niezrozumiale. Zośka nie pozostaje mu dłużna i dołącza ze swoimi zawodzeniami. Nie ma co, wieczorami głowa już pęka i pragnie się ciszy.


Także po raz kolejny apeluję do wiosny, żeby przyszła szybciej, bo na razie nas tylko zwodzi. Da nam troszkę słońca i ciepła, da nam nadzieję, że będzie fajnie, a potem przywali wiatrem i deszczem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz