Kontrolując te wydatki zaoszczędzisz na swoim dziecku kilka stówek rocznie…

17

Z wydatkami na dzieci jest trochę jak z budową domu – najpierw wydajesz fortunę na jego zbudowanie, a kiedy już w nim zamieszkasz stajesz twarzą w twarz z kosztami, których nie planowałeś. Z posiadaniem dziecka i wydatkami na nie jest podobnie. To nie tak, że kupisz wyprawkę i masz z głowy. „Projekt dziecko” to długoterminowa inwestycja, pociągająca niekiedy dodatkowe koszty nie zawsze związane z zakupem pieluch, ubranek, kaszek czy kosmetyków.

Co kryje się za tymi dodatkowymi kosztami?

  1. Leki

„Przed dzieckiem” kupowałeś tylko trzy rodzaje leków, ten na ból, kaszel i gorączkę. Teraz twoja apteczka zajmuje pół regału, a Ty zastanawiasz się jak to możliwe. Możesz zgonić wszystko na lekarzy, którzy za każdym razem, gdy Twoje dziecko jest chore (czyt. ma kaszel i gorączkę) przepisują nowe specyfiki, a tak naprawdę to samo, co masz już w domu w dużej ilości. Zajrzyj teraz do swojej apteczki i sam się przekonaj. Masz co najmniej 5 syropów o różnych nazwach na kaszel, ale wszystkie łączy jeden element. Mają ten sam skład! Naszym problemem jest niewiedza, która niestety sporo kosztuje. Ale nie martw się, to dotyczy również i mnie, przyznaję się, że do tej pory funkcjonowałam właśnie w wyżej wymieniony sposób. Aż któregoś dnia zapytałam mojego męża, jak to możliwe, że nasza największa szafka w domu nie jest w stanie pomieścić już większej ilości leków. Zaczęłam więc zgłębiać temat i okazało się, że gdybym wiedziała co kupuję (czytając skład) miałabym obecnie o połowę mniej leków!

Mało kto liczy wydatki na leki dla swojego dziecka. Przecież 1 syropek to tylko 15 zł. Ale już trzy to tydzień twojego dziecka w przedszkolu! Zdaję sobie sprawę z tego, że na zdrowiu nie ma co oszczędzać, ale z drugiej strony może lepiej podejść do tego z większą rozwagą? Od czasu narodzin mojego syna rocznie wydajemy na leki jakieś 500 zł więcej niż wcześniej!

  1. Jedzenie

Nie wydaje Ci się, że odkąd urodziło się Twoje dziecko wydajesz więcej na jedzenie, a w zasadzie na to, co wyrzucasz? Rodzice lubią spełniać przeróżne zachcianki swoich dzieci szczególnie jak udają się z nimi na zakupy spożywcze. Często dochodzi do tego też chęć eksperymentowania z menu dziecięcym, i zachęcania do nowym smaków, w związku z czym nie ma mowy o pustej lodówce. Kiedy dziecko zaczyna smakować nowe dania często popadamy w pułapkę kupowania „na zaś”. Nie planujemy naszego tygodniowego menu, tylko kupujemy co popadnie na zasadzie „a może się przyda”.

Niestety często to „może się przyda” kończy się lądowaniem jedzenia w koszu na śmieci. Nie oszukujmy się, to co wyrzucamy też kosztuje, a w przeliczeniu na koszty roczne często sięga kwoty ładnych kilku stówek.

Jedzenie marnujemy też z powodu niezdecydowania naszych dzieci. Dając im wybór, często słyszymy, że chcą na kolację tosty, po czym zmieniają zdanie na kulki i mleczko, a po chwili wymyślają jeszcze coś innego. Oznacza to tylko, że tost ląduje w koszu na śmieci (bo ja i mój mąż na przykład jesteśmy na diecie) a kulki w rurze kanalizacyjnej.

  1. Baterie

Baterie to punkt nr 1 na naszej liście zakupowej. Odkąd mały pojawił się na świecie mam wrażenie, że stały się one ważniejsze od chleba! Weź wytłumacz dziecku, że baterie w jego ulubionej zabawce właśnie się wyczerpały, a ty nie masz zapasowych. Już widzę mojego starego, który w nocy o północy jeździ po Warszawie i szuka baterii R14 do ulubionego odkurzacza Olka.

Jeżeli nadal się zastanawiasz, czy Twoje dziecko ma dużo zabawek, to przeanalizuj miesięczne wydatki na baterie w Waszym domu.

  1. Pranie

Moja pralka pomalutku kończy swój żywot. Znudziło się jej „chodzenie” 7 dni w tygodniu, dlatego postanowiła dać szansę innej. Ja ciągle zastanawiam się, jak to możliwe, że jedno dziecko jest w stanie wyprodukować taką ilość brudnych rzeczy! A przecież pranie to nie tylko woda, należy doliczyć jeszcze proszek i prąd, no i amortyzację pralki!

  1. Woda

Czynsz w naszym mieszkaniu od 3 lat nieustannie rośnie. Powód: rosnące zużycie wody. A mówią, że małe dziecko to małe zużycie wody!

  1. Remonty

Malowanie ścian, pranie obicia kanapy i wymiana dywanów to już stałe koszty utrzymania naszego domu. Oczywiście pojawiły się w momencie skończenia przez Olka, no powiedzmy, pierwszego roku życia. Kto wcześniej myślał, że dziecko to malowanie ścian i wymiana dywanów co najmniej raz na rok i pranie kanapy oraz krzeseł z salonu co drugi miesiąc? Zapamiętaj, że dziecko = malowanie, a ono oznacza urlop, przymusowe sprzątanie no i dodatkowe koszty.

  1. Światło

Czy przypadkiem nie zauważyłeś tego, że odkąd masz dziecko przestałeś oszczędzać na prądzie, a jego zużycie wzrosło w twoim domu jakby dwukrotnie? Nie zgadzasz się ze mną, to odwróć się za siebie. Założę się, że nie ma pomieszczenia w Twoim domu, w którym nie świeciłoby się światło.

Dziecko oprócz „jawnych” kosztów wiąże się też z tymi ukrytymi, które widoczne są dopiero po ich właściwym przeanalizowaniu. To Twój wybór czy będziesz je kontrolowała, czy też nie. Mnie na przykład zajęło to trzy lata, żeby zrozumieć problem marnowania światła, wody i jedzenia w naszym domu. I wiecie co, odkąd stanęłam z tym twarzą w twarz naprawdę przykładam się, aby gasić światło tam, gdzie ono nie musi się palić i robić zakupy częściej niż raz na tydzień. Dzięki temu, wiem co mam i czego potrzebuję. Wam też to polecam.

 

 

 

Share.

About Author

Mama dwuletniego Stefka i sześcioletniego Aleksandra, zakochana w macierzyństwie, modzie i swojej pracy :)

17 komentarzy

  1. malaczki.pl on

    W takim razie muszę dokładnie przeanalizować jak to wygląda u nas 🙂 bardzo przydatny wpis! :):*

  2. Joanna Gliniecka on

    Idąc z chorym kaszlącym/gorączkującym dzieckiem do lekarza wcześniej robię przegląd leków na podobną dolegliwość i mówię co mam, kiedy otwierane i pytam, co z tego mogę dać.

  3. Wszystko co napisałaś jest tak prawdziwe, że aż boli…Prąd to masakra -pralka, żelazko, czajnik, światło, ogrzewanie wody, gotowanie, podgrzewanie itd. Ciuchy to kolejny wydatek, który powala…Baterie to coś czego w zasadzie się nie zauważa:) Bardzo fajny wpis:)

  4. Ja na lekach staram się też oszczędzać . Ostatnio zauważyłam że te dla dzieci też i na mnie działają. Jeśli chodzi o jakieś przeciwgorączkowe wybieram takie co i super dają rade przeciwbólowo. Teraz młoda ma kaszel i też stosuje Dicotuss Baby który sama biorę a do tego działa na mokry i suchy kaszel więc zamiast 4 syropów mam jeden 😉 Teraz jeszcze czas aby zoorientować się w pozostałych kwestiach – prąd/woda.

    • Naprawdę na lekach można zaoszczędzić. Szkoda, że tak późno się zorientowałam, bo mogłabym te pieniądze przeznaczyc na coś innego. Trzymam za Ciebie kciuki, miłego dnia.

  5. Świetne rady. Muszę sobie to wszystko przemyśleć. Poprzeglądać rachunki itp. Z tym wyrzucaniem jedzenia to jest u nas masakra. Mała jest niejadkiem i raz jej dane jedzenie odpowiada, innym razem nie. Pewnie przez te półtora roku, jak jest z nami wyrzuciliśmy z tonę żarcia… :/

    • Chyba lepiej jest robić małe zakupy, a częściej. Ale mi na to niestety zawsze brakuje czasu. ten tydzień spędziłam u taty i tutaj nie ma mody na kupowanie na zapas. Raczej kupuje się na bieżąco i dzięki temu wie się, co jest w lodówce.

  6. W kontekście zakupów polecam wypróbować zamawiania jedzenia przez internet. Ja dzięki temu nie wkładam do koszyka byle czego, tylko po to, aby szybko opuścić sklep. Zaczynam składać zamówienie 2-3 dni wcześniej i modyfikuję je w miarę potrzeby. Jest to nie tylko oszczędność pieniędzy, ale i czasu.
    A co do leczenia dzieci to nie mam jeszcze w tym temacie zbyt dużego doświadczenia, niemniej można próbować wzmacniać odporność dziecka domowymi sposobami, przemycając w jedzeniu cytrynę, imbir i miód. Moim najgorszym koszmarem z dzieciństwa było picie mleka z czosnkiem w okresie przesilenia wiosennego. Nienawidziłam mojego ojca za to, że podczas gdy wszyscy moi koledzy mieli wolne od szkoły, ja pozostawałam zdrowa. Powiedziała matka bez doświadczenia 😛

  7. Jeśli chodzi o leki to mam kilka sprawdzonych patentów. Po pierwsze, zawsze udaję się do tego samego pediatry. Wtedy mam pewność, że leki, które przepisuje będą się powtarzać. Był taki okres w życiu naszych dzieci, że lataliśmy po różnych lekarzach, byle szybciej dostać syrop. A wiadomo, że co lekarz to syrop 🙂
    Drugi pomysł, to spis leków. Na każdą wizytę zabieram spis leków wraz z ich ilością/pojemnością. Wtedy na bieżąco mogę zapytać o użycie zamiennika. Dodatkowo, nie powielam tych samych specyfików (kiedyś mieliśmy 5 butelek Nurofenu Forte na gorączki. Dzisiaj już tylko 1,5 🙂

  8. Nie potrafię wyrzucać jedzenia (nie z pobudek ekonomicznych a etycznych). Często robię sobie mniejszą kolację, żeby skończyć za córę. Nie wyobrażam sobie też wygenerowania góry śmieci- kupiłam kilka kompletów akumulatorków i ładowarkę. Teraz ładujemy i w dłuższym okresie wychodzi to też taniej.

Leave A Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.