face-67430_1280

Skoro jest empatyczna, na pewno nie jest, nie będzie stanowcza. Z takim myśleniem spotykam się ostatnio dość często. Jestem nim o tyle zaskoczona, że odkąd zaczęłam wprowadzać w życie empatyczne podejście to, czego chcę, czego potrzebuję, czego nie chcę i co mi przeszkadza stało się wyraźniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Domyślam się zaś, że ci, którzy wykluczają stanowczość przy byciu empatycznym, rozumują tak: empatyczna osoba to taka, która przytakuje wszystkim i wszystkiemu, bo przecież zgadza się na odczucia wszystkich. Nic zatem nie może zrobić, musi wszystko brać jak jest. I tu mają częściowo rację, bo empatyczna osoba rzeczywiście akceptuje wszystkie uczucia i pewnie (w zależności od stopnia praktykowania empatycznego podejścia) uczucia wszystkich czy większości osób, z którymi styka się. Akceptacja czyichś uczuć nie oznacza jednak w żadnym wypadku aprobaty czyjegoś zachowania. Co więcej, akceptacja uczuć nie tylko nie przeszkadza w byciu stanowczym, lecz zdecydowanie pomaga. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że osoba, która akceptuje czyjeś uczucia, akceptuje także swoje, czyli wie, jakie jej potrzeby za tymi uczuciami stoją, a stąd doskonale wie, czego chce i czego nie chce. Po drugie, akceptujący czyjeś uczucia najpierw je zauważa, następnie nazywa, by zobaczyć potrzeby drugiej osoby, jakie za tymi uczuciami stoją. Oznacza to, że rozumie osobę, której uczucia akceptuje. Nie będzie więc ślepo atakować, bo została zaatakowana, nie będzie dyskutować  z uczuciami tamtej osoby, lecz – rozumiejąc jej sytuację – będzie mogła iść krok dalej. Akceptując przykładowo czyjąś złość, ma 99% pewności, że uzyska wyjaśnienie, co dokładnie i dlaczego tę złość spowodowało. To – zamiast zaostrzać konflikt – zażegna go. Nikt rozumiany, NIE ATAKOWANY – nie będzie sam dalej atakować. Poczuje się bezpiecznie ze swoim rozmówcą. Może w pierwszej chwili będzie zaskoczony, że po ataku nie nastąpił z drugiej strony większy atak, lecz ten stan szybko ustąpi chęci do rozmowy – bo gdy człowiek czuje się rozumiany przez kogoś, szybko łapie, że z tym kimś warto dalej rozmawiać. I jeśli ktoś myśli, że tylko poprzez atak można skutecznie komuś sprzeciwić się, to grubo się myli. Gdy odpowiadamy atakiem na atak, atakowany, który najpierw był atakującym, na pewno nie usłyszy naszego stanowiska, bo po prostu będzie “zalany” przez uczucia gniewne, może lękowe, a może i żalu. Kiedy jednak – poprzez akceptację jego uczuć poczuje, że jest rozumiany i bezpieczny – chętniej, bardziej otwarty – wysłucha stanowiska drugiej strony. I tu będzie więcej niż jedna możliwość (w przypadku odpowiedzi atakiem na atak z reguły pozostaje rozejście się w niezgodzie): 1) uzna, że zezłościł się niepotrzebnie i przyzna rację drugiej stronie 2) przyjrzy się stanowisku drugiej strony i nadal będzie podtrzymywał swoją rację, lecz będzie chętny do dalszej dyskusji, nie chcąc rozczarować osoby, która okazała mu zrozumienie – chce odpowiedzieć tym samym. Tutaj tworzy się płaszczyzna, na której mogą odbywać się negocjacje i to we właściwym rozumieniu tego słowa, czyli rozmowy trwające do momentu, kiedy obie strony poczują, że dogadane rozwiązanie satysfakcjonuje je w pełni. Empatia zatem nie wyklucza stanowczości i sprzeciwu. W empatii sprzeciw nie jest krzykiem, atakiem, narzucaniem władzy – jest za to próbą zrozumienia i zachętą do dyskusji. Natomiast rozpoznawanie cudzych i swoich uczuć to genialna pomoc w rozróżnianiu swoich i cudzych granic – o czym kiedy indziej.

Dodaj komentarz