sobota, 11 kwietnia 2015

Trudne nowego początki.

Stare powiedzenie mówi, że trzy przeprowadzki to jak jeden pożar. Jako specjalistka od przywracania na właściwe tory rozpieprzonego przez przeprowadzki życia, potwierdzam. Choć walizki, pudła i kartony zostały już rozpakowane, szacowanie szkód trwa nadal. Zaznaczyć trzeba, że ekipa przeprowadzkowa, czyli ja i mąż mój Raczysław, to  najgorzej dobrany tandem w dziejach. Różnice w zakresie planowania, trybu pracy oraz metod pakowalniczych wywołały serię poważnych awantur już w trakcie pakowania. To, co działo się podczas rozpakowywania określić można krótko: furia. Najpierw przyszło mi ze łzami w oczach czyścić białe meble Helki. Nowe, dodam, bo pół roku to dla mebli tyle co nic. No chyba, że Rak zajmuje się transportem. Otarcia, zadrapania, dziury we frontach- bolało. Niemniej bolało odkrycie, że porysowana i ogólnie jak psu z gardła jest również nasza komoda. Ale najbardziej bolało...uszko od filiżanki. Nowy serwis. Niby nic specjalnego, żadne tam rozentale, mimo to serce pęka. Dlaczego? Bo miałam w końcu sześć jednakowych filiżanek w miejsce zbieraniny reklamowych kubków i szklanek od nutelli. Kupiłam na "nowe mieszkanie". Pomyślałam, że jak ktoś przyjdzie na herbatę to podam kulturalnie, jak człowiek. Rak postanowił mi "pomóc" i wyjął naczynia z kartonu. Ktoś go prosił?! Nie. Czy ma w zwyczaju wyręczać mnie w takich rzeczach? Nie. Ot, zrobił wyjątek. Ten wyjątek sprawił, że podczas mycia szafki (bo oczywiście włożył naczynia do brudnej), natrafiłam na wciśniętą w najdalszy kąt zdewastowaną filiżankę. Kurwica serca-tak Gaga zwykła określać stan, w który wpadłam. Dzwonię do szanownego małżonka i pytam grzecznie:
-czego mam się spodziewać?!
-yyy... znalazłaś?
-znalazłam! I meble pooglądałam. Następnej przeprowadzki nie przetrwają!
-przeeeestań...
-żadne przestań! Ja mogę być nomadą, ale nie menelem!
-to sama sobie to pakuj i przewoź!
-i będę! Co jeszcze zniszczyłeś?!
-yyy....
-gadaj! Chcę mieć to za sobą.
-no dobra...pamiętasz nasze kieliszki? Te cięte?
-yhm...
-ile ich było?
-osiem.
-a te gładkie?
-dziesięć.
-a te do szampana?
-sześć.
-no to...teraz mamy dziewięć.
-??? Tych do szmpana?!
-wszystkich razem.

Do chwili obecnej status zaginionych mają: cukiernica, pojemniki kuchenne, ubrania letnie, domek dla Barbie i wiele innych...

 

2 komentarze:

  1. A już myślałam że niema nic gorszego między migracjami międzynarodowymi mojego chłopa ;) Na raty wywożone i później zwożone ( do tej pory) ginęły w trasie, zmieniały właściciela i funkcję - niestety tylko moje :/ Stary sam nie wie co gdzie ma, i ta nieświadomość trochę go ratuje od psychicznego upadku :D Czasem tylko nie wie co się dzieje, kiedy się okazuje że ma nieodpowiednią do pory roku garderobę ze sobą ;) Ale Twój Rak to mistrz nad mistrze... 9 kieliszków... No cóż no, pozostaje zbieranie słoików po musztardzie jako uniwersalnych literatek ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. hahahahahaha...you made ma night :)) masz super męża !!!

    OdpowiedzUsuń