poniedziałek, 9 marca 2015

samodzielność

Samodzielność to bardzo ważna cecha. Dodaje pewności siebie, pozwala odnaleźć się w świecie i nie zginąć w tłumie. Samodzielność, to wyzwanie, które warto podjąć jak najwcześniej i zachęcić do tego swoje dzieci.
Samodzielności można uczyć w najróżniejszy sposób. My rozpoczęliśmy od nauki samodzielnego jedzenia. Kto śledzi bloga ten wie, że nasze maluchy długo zanim skończyły rok dostawały w rękę łyżeczkę czy widelec i tyle zjadły, ile same do buzi dostarczyły ;) A że szło im całkiem dobrze - nie trzeba było wiele pomagać. Rodzina i znajomi się dziwili, że Hania i Jaś tak dobrze i tak wcześnie radzą sobie przy stole, tak ładnie piją ze zwykłego kubka i tak ładnie same się karmią. Wielu ludzi nie waży się na to ryzyko przed ukończeniem przez dziecko pierwszego a nawet i drugiego roku życia i po części ich rozumiem. Kaszka na buzi, ubranku, podłodze, ścianach i Twoich włosach, to rzeczywiście nic przyjemnego. Warto jednak pamiętać, że "Nie od razu Kraków zbudowano", a "Gdzie drwa rąbią tam wióry lecą" :) 
Kolejna rzecz, to nauka samodzielnego sprzątania po sobie. Tę umiejętność, szczególnie przy Hani, bo z Jasiem jakoś nam bardziej niemrawo szło, zaczęliśmy kształtować również przed ukończeniem pierwszego roku życia. Owszem, pojawiają się bunty, ale grunt to dobra motywacja (lepiej nie pytajcie o moje metody ;p) Obecnie Hania lepiej wie, gdzie która zabawka powinna się znaleźć niż jej tata, a i gdy mamie zdarzy się w roztargnieniu pomyłka, zaraz mnie poprawia i się dziwi - że jak to tak mogłam nie wiedzieć?!
Samodzielne zakupy, to chyba przyjemność dla każdego dziecka. Problem w tym, że w marketach i Hania i Jaś chcą być baaaardzo samodzielni i zamiast jednego kosza na zakupy bywa, że mamy dwa. Janek oczywiście prze do przodu i taranuje wszystko co żywe lub po prostu stanęło na jego drodze na skróty, ale dumnie ciągnie swój kosz i tylko trzeba kontrolować co on tam pakuje. Czuję się przy tym jak matka patologiczna, bo współklienci często biadolą nad losem moich dzieci, że koszyk taki ciężki, że już się przecież ciągnąć nie da... Nie da, to się im tego koszyka z ręki wyrwać, bo rejwach na cały sklep! Nie odmawiam im też tej drobnej przyjemności, jaką jest wypakowywanie zakupów, co stanowi iście olimpijską konkurencję, w której jedyną zasadą jest wyciągnąć więcej od rodzeństwa, lub najlepiej pozbawić je tego przywileju. I uwaga - zakupowe nr jeden - samodzielne płacenie za chrupki! Już nawet sam Jaś wie co i jak i grzecznie, ze wszystkimi uprzejmościami potrafi zakup załatwić, wychodząc ze sklepu krzyknie "nienia", czyli do widzenia i tyle w tym temacie. Samodzielnie zakupione chrupki smakują najlepiej!
Takich "samodzielnych" dziedzin z życia moich dzieci mogłabym wymienić jeszcze kilka, ale przejdę do tej, która dzieje się ostatnio.
Gotowanie.
Janek od małego uwielbia mieszać w garach i z plastikowej kuchni korzysta więcej niż jej pierwotna właścicielka Hania. Oboje zaś garną się do blatu kuchennego, gdzie pichcą dorośli. Ulubioną ich czynnością jest oczywiście testowanie "tato, daj sprawdzę, czy kibaska jest dobra" (w wersji Jasiowej - "basia"). W drugiej kolejności, jest samodzielne przygotowywanie posiłków. Owszem, już wcześniej mieszali, przesiewali mąkę, odmierzali składniki i zagniatali ciasto, ale ostatnio...
ostatnio proszę Państwa przygotowali obiad!
Uwaga, uwaga - pomysł do ściągnięcia. (ze specjalnymi podziękowaniami dla Bartka B, który dawno, dawno temu zaserwował mi po raz pierwszy to danie) :)

Parówki w cieście francuskim!

Składniki:
ciasto francuskie,
parówki,
ser w plastrach
jajko
oregano lub bazylia
et voila!


Danie tak proste, że bez problemu wykonają to wasze maluchy.

Ciasto pokroiłam ja, reszta należała do nich. Wyposażeni w plastikowe noże (ciach), pokroili parówy, porozkładali ser na cieście, Hania pozwijała całość w ruloniki, ponacinali (z moją małą pomocą, gdyż przy cieście francuskim i tutaj plastikowy nóż się nie spisał), pomalowali rozbełtanym jajkiem i najmilsze i najfajniejsze - obficie poprószyli ziołami....
Smakowało wybornie (tak bardzo, że nie zdążyliśmy zrobić zdjęcia gotowym parówom, zanim zniknęły ;)

I uwaga, uwaga - Hania, która do tej pory utrzymywała, że dania tego nie lubi, zjadła je ze smakiem! :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz