piątek, 13 lutego 2015

chorowanie idzie nam źle

Chciałabym, żeby moja rodzina potrafiła chorować reklamowo. W TV wszystko jest proste - wystarczy psiknąć, wziąć pastylkę i leci się na imprezę.
A my!? A my nawet nie wiemy czy jesteśmy chorzy, czy nie. A jak już wiemy, że jesteśmy chorzy, to nie wiemy czy to wirus czy bakteria.
Wydawało się, że już jest dobrze jak nigdy (czyt. od ok czterech miesięcy), że kataru (prawie) brak, że kaszlu (prawie) nie ma, że w końcu 17-miesięcznego Janka zaszczepimy szczepieniami na 13 - miesięcy. 
To było tydzień temu w środę. W środę, w którą Hania dostała temperaturę...
Hania pojechała na dzieci chore - Janek na zdrowe. Janek osłuchowo wzorowy, gardło różowiutkie jak należy, humor dopisuje - można szczepić, ALE "poczekajmy aż zbadam siostrę" - powiedziała Pani Dr.
Siostrę przebadała. Jak to na rodzeństwo przystało - ona również czysta była - zarówno na ciele jak i na oskrzelach. Z tego powodu Janek zaszczepiony nie został. Dziwne? Niestety - prawdziwe. W Hani przedszkolu panowała ospa, więc było podejrzenie, że następnego dnia, będziemy mieli w domu małą biedronkę.
Zamiast gier planszowych ze znajomymi było siedzenie w domu, bo "ospa party" (na szczęście) z mody już wyszła.
Krostek nie było, gorączka niedługo po tym ustąpiła. We wtorek zaczęło mnie boleć gardło. A z wtorku na środę pojawiła się temperatura. Dzieci moje zaś - okazy zdrowia - tylko podziwiać. Tradycyjnie w środę - dzieci w samochód i pełni nadziei na szczepienia! 2,5 h w poczekalni w godzinach, kiedy nasze maluchy szykują się do spania i zaczynają robić dziwne rzeczy. 2,5 h szurania plastikowymi krzesełkami z nudów. Nosz, się wszyscy uwzięli i nagle w środę 11.02.14. postanowili odbębnić bilansy i szczepienia. Nosz!
Dotykam czoła Jasia raz... dotykam drugi raz... Mąż widzi to i mówi: "też mi się wydawało, że jakiś taki ciepły". Przyszła nasza kolej. Pielęgniarka do termometru, termometr do Jasia - 37C. Nosz.....!!!!!!
No ale jest jeszcze Hania, która temperatury nie ma, ospy jednak nie przechodziła, mama się przygotowała i (nieco naciągane) oświadczenie od dr przedszkola, że Hania chodzi do "grupy żłobkowej" zdobyła więc co - szczepimy?
Hola, hola! Oświadczenie się przynosi dużo wcześniej, bo szczepionki refundowane wysyła sanepid. Po płatne leci się do apteki obok, ale refundowane lecą z Warszawy..... Grrrrrrrr. W życiu bym nie pomyślała, jak prędzej nie przypuszczałam też, że po szczepionki się biega z receptą do apteki. W poprzedniej przychodni był ten komfort, że w gabinecie szczepień stała wielka lodówa wypełniona po brzegi szczepionkami różnego gatunku i maści, a na biurku pielęgniarki stał terminal do płatności.
Cóż.
No to pakujemy się do gabinetu z wyrzutami sumienia, że chore dziecko na dzieci zdrowe przynieśliśmy i że ja w akcie desperacji też z tym gardłem tam siedzę, bo przecież jak to tak męża w pojedynkę z dwójką szczepionych dzieci puścić. Ja dostałam antybiotyk, Janek skierowanie na CRP, które okazało się znacznie podwyższone więc dostał antybiotyk "na zapas" jeśli temp. nie minie, a Hania...
A nad Hanią, która już wiedziała, że szczepiona nie będzie Pani Dr. się zlitowała i załatwiła jednak jakąś szczepionkę przeciw ospie, w miejsce której wezmą sobie później tą warszawską. Uf - choć jedno z głowy. 
Muszę powiedzieć, że jednak byłam nieco poirytowana (obok oczywistej radości), kiedy następnego dnia Jankowi temperatura przeszła i znów jest okazem zdrowia. Kolejny termin na szczepienie mamy na piątek za dwa tygodnie. Jeśli do tej pory Janek zachoruje.... ;/
Za to na mnie antybiotyk nie działa. Czuję się coraz gorzej, a dodatkowo okazało się, że przez nasze niedopatrzenie, od jakiegoś czasu nie jestem ubezpieczona w NFZ, a zgłoszenie mojego ubezpieczenia trochę potrwa, a na pewno nie zrealizuje się w ten weekend, w który znów wypadną nam planszówki...

Najlepiej póki co ten okres chorobowy znosi ten członek naszej rodziny, który się zachartował - o tak:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz