poniedziałek, 2 lutego 2015

co za zima

Co też się porobiło!? Co takiego się stało, że i jesień i zima całe zakatarzone. Że człowiek już nie wie, czy przesadził w jedną, czy drugą stronę. Że nie ma pojęcia, czy przegrzał, czy wyziębił.
Chyba nie ma co szukać swojej winy, bo ile matek i ojców tyle modeli wychowywania i chowania, a większość i tak chora. 
Prywatnie jestem za dość "chłodnym chowem", a moje dzieci budzą lęk w babciach i dziadkach, bo boso po podłożach różnorakich biegają. Ostatnio jednak zwątpiłam. Dzieci w kapciach, w podkoszulkach, w skarpetach i co? I nico. Tak samo chorują, jak chorowały przy poprzednim postępowaniu. Zarazków niezliczona ilość w powietrzu krąży i już sama nie wiem, jak ich przed gilami i kaszlami chronić. 
Taktyki przyjmowaliśmy różne. Raz przez długi czas siedzieliśmy w domu i z innymi psikającymi się nie widzieliśmy - dzieci zachorowały, choć 30 km oddalenia od "zarażających". Drugi raz gile ignorowaliśmy i dzieci na spotkania braliśmy - gili tyle samo. Bez znaczenia.
Tylko rodzic i tak rodzicem pozostanie i się waha - wyjść na dwór, czy nie wyjść. Pozwolić się w śniegu wytarzać, czy nie.
Niby śnieg i mróz zdrowy - czukczowe kobiety chore dzieci do naga rozbierają, gołym pupasem po śniegu przeciągają i dzieć zdrowy. Tylko, że u nich mrozy, a u nas - zależy jak zawieje. Raz nie można z podjazdu wyjechać bo pół koła w błocie, innym razem bo koła niczym na lodowisku kręcą się w miejscu. Ech - taki mamy klimat...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz