czwartek, 20 listopada 2014

lidl and roll


Postanowiliśmy z mężem nie kupować dzieciom prezentów poza większymi okazjami, typu Boże Narodzenie czy urodziny. Nie ma prezentów za wizytę u lekarza, za samodzielny ubiór, za bycie grzecznym w sklepie. Wyjątkiem była walka o to, by Hania zaczęła korzystać z nocnika za KAŻDĄ potrzebą, ale to akt desperacji był - (chyba zrozumiecie ;), pierwszy i myślę, że ostatni. Czasem ciężko jest mi z tą naszą prezentową decyzją, choć wyobraźcie sobie, że ja sama to zaproponowałam. Co to ma na celu? Nie zagracanie się tysiącem zabawek, docenienie przez dziecko tego co ma, oraz docenienie aktu obdarowywania się prezentami. Bywa, a wiem to z konkretnego przykładu, że dziecko tyle dostaje na co dzien, że przy okazji urodzin nawet nie sporzy do torby z podarunkiem, bo pewnie nie spodziewa się, żeby rodzina mogła je jeszcze czymś zaskoczyć. 
Wydawałoby się, że w takiej sytuacji nie będę miała problemu z wyborem prezentów na święta... 
jednak!
W ciągu roku myślę o tylu rzeczach, które (wg mnie oczywiście), przydałyby się lub po prostu spodobały moim dzieciom (albo mnie ;p), że kiedy przychodzi okres świąt lub urodzin, nie mogę się zdecydować, co z tej listy wybrać ;p
W tym roku myślałam o jakimś zestawie do modeliny, którą Hania uwielbia, albo o wózku głęboko-spacerowym dla lalek, albo o paru innych rzeczach, albo o... pięknym, dużym na przynajmniej metr DOMKU DLA LALEK. Wymagania są jednak spore: mało różu, mało plastiku, w sumie to tylko drewno, biel lub zielen, przynajmniej 3 piętra, 6 pomieszczen i najlepiej handmade. Handmade w moim i męża wykonaniu :)
Taaa... Pomysł 
jest, z wykonaniem gorzej, choć i ja się palę i mój tata, który też się zapalił, chciał mi pracę zabrać ;), ale wyszło jak zawsze... Pomysł musi poczekać...
Gdy jednak zobaczyłam mebelki z Lidla do domku dla lalek, które podpowiedziała mi Aga, a dzięki drugiej Adze zdecydowałam się na nie "zapolować", zapragnęłam ich do Hankowego przyszłego domku. O ja naiwna! Nie tylko ja o nich marzyłam, lecz wszyscy ci, którzy przed 8:30 zdążyli ograbić Lidlowe koszyki z najfajniejszych zestawów ;) Bo cały ambaras polegał na tym, żeby zdobyć wszystkie 6 pomieszczen! 6 pomieszczen...  6 sklepów odwiedzonych, a zdobycze zaledwie 3... Nachodziłam się, nakręciłam, kilometrów narobiłam i klops. Aczkolwiek nie wyobrażam sobie, co działo się przy tych koszach o godzinie 7:00 :D
Tak sobie myślę, że ci z Lidla robią sobie z klientów widowisko jak na igrzyskach w starożytnym Rzymie ;)

źródło: youtube.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz