sobota, 15 listopada 2014

Bolesne wspomnienia.

Było nas pięcioro. Stawiał nas w rzędzie, jak skazańców. Starsi mieli wzrok wbity w podłogę, obrzydzone spojrzenia. Najmłodszy, nieświadomy oblizywał się chciwie, jak gdyby czekała go słodka nagroda. Wówczas ON, nasz kat, podwijał rękaw koszuli. Wiedzieliśmy, że nie będzie wyjątków ani litości. Nikomu nie przepuści. Kiedy sięgał do szuflady dreszcze opanowywały moje ciało. 
-nie chcę. Nie możesz mnie zmusić!
-siedź cicho, bo ci zrobię kanapki z czosnkiem i kiszoną kapustą do szkoły!
Otwierał słoik i w powietrzu unosił się smród zdolny budzić umarłych. Łzawiące oczy ciskały gromy. Ależ ja go wtedy nienawidziłam! 
Gmerał wielką łyżką w słoiku wypełnionym szklistą rąbanką,a ja miałam ochotę uciekać, jednak kiedy wyjmował łychę i podsuwał pod mój nos, posłusznie otwierałam usta. Syrop z cebuli! Syf, jakiego próżno szukać w świecie. Słodki cuchnący ulepek. Dwa razy dziennie przez cały okres jesienno zimowy. Byłam przekonana, że moi rodzice to zacofane dziwolągi, które pewnego pięknego dnia wsadzą mnie do pieca na trzy zdrowaśki, albo zaczną praktykować inne voodoo czary mary. Poprzestali na pojeniu cebulowym syropem, karmieniu czosnkiem, kiszonkami, mlekiem z masłem i innymi ohydztwami. Od czasu do czasu przystawili bańki, albo wysmarowali gęsim smalcem (lubowali się w śmierdzących kuracjach).
Dziś sama jestem matką. Zacofanym dziwolągiem. Nadal nie wierzę w bańki i gęsi łój (choć to pewnie też tylko kwestia czasu), jednak cebulowy syf funduję dziecku dwa razy dziennie-wielką łychą. I czosnek- w ilościach hurtowych. Do tego miód. Pierwej sczeznę, niż podam Helce jakieś chemiczne dziadostwo z apteki. A sama zainteresowana? Póki co się nie buntuje. Otwiera gębę, łyka z ochotą, po czym wrzeszcząc na całe gardło:
-cebulowy ataaaaak!- chucha ojcu w twarz. Zapewne nadejdzie dzień, w którym zwątpi w moc matczynych kuracji, oraz w pełnię władz umysłowych staruszków. Do tego momentu jednak zakodujemy w niej stare babcine sposoby. A kiedy nadejdzie czas, ona też przypomni sobie syfiastym syropku, ku udręce moich wnuków... I tak trwa to od pokoleń;)

2 komentarze:

  1. oj,skąd ja to znam...Mały czasem pluje tą paskudną miksturą jak ja w jego wieku,wrzeszcząc secja nie masz ;)

    OdpowiedzUsuń