WIKILISTKA

SS 16 „Kids” – moje wybory z kolekcji wiosna-lato 2016

wikilistka.pl Gdzie są teraz fajne promocje, jak mądrze z nich skorzystać i na co warto zwrócić uwagę podczas wybierania rzeczy do letniej garderoby dzieci? Wierzcie mi, wydawało mi się, że przy ilości zleceń, projektów i ogólnożyciowych zadań, z którymi ostatnio codziennie walczę w obliczu totalnego niedoczasu, byłam niemal pewna, że nie uda mi się przebrnąć przez te wiosenno-letnie przeglądy, ale widząc ile jest teraz fajnych promocji w sieciówkach i mając gdzieś z tyłu głowy myśl, że pewnie część z Was – tak jak i ja – będzie zmuszona w obliczu totalnego przeskoczenia rozmiarówki dzieci wymienić im całą garderobę, pomyślałam, że jakoś muszę dać radę. Dlatego mam dla Was dzisiejszy wpis okupiony zarwaną nocką, więc serio – liczę na „dziękuję” Co jeszcze ważniejsze – w piątek na blogu pojawi się coś, czego jeszcze nie było i w takiej wersji nie znajdziecie chyba w polskiej blogosferze! Pokażę Wam kompletną capsule wardrobe na sezon wiosna-lato 2016 zarówno w wersji „bejbi” jak i „kids” – najprawdopodobniej pierwsza odsłona pojawi się rano, a druga wieczorem. Mam nadzieję, że wiecie, że w dniu tak ważnej premiery Wasza obecność tutaj jest obowiązkowa ? A teraz już serio – do meritum. Na początek odsyłam Was do wpisu o tym jak mądrze kompletować dziecięcą letnią garderobę (ten o zimowej też się przyda, bo tam wiele tyczy się też wiosennych rzeczy). Zerknijcie sobie też na trendy w modzie dziecięcej na wiosnę-lato 2016 i najfajniejsze sukienki na wiosnę. A jeśli któraś z Was ma w domu – tak jak ja – również maluszka, to moje wybory z kolekcji Baby na sezon wiosna-lato 2016 znajdziecie TUTAJ.  Enjoy i podajcie dalej! Na pierwszy ogień dziś idzie H&M, bo aktualnie możemy tam znaleźć świetne promocje, z których aż żal byłoby nie skorzystać! do 17.04.2016 obowiązuje 20 % na całe zakupy z działu dziecięcego ( asortyment w regularnej cenie). Wystarczy przy kasie pokazać TEN kupon. Poniżej macie moje propozycje na co warto zerknąć. My mamy już m.in. katanę i trampki, a przed weekendem lecę po resztę z naszej listy! Przy okazji – pamiętacie jak pisałam Wam o naszych idealnych jeansach? To właśnie te z grafiki poniżej, a ja donoszę, że nasze zrobiły się za ciasne, więc jakby ktoś miał ochotę przygarnąć je za pół ceny to piszcie do mnie na blog@wikilistka.pl albo w wiadomości na facebooku. Koniec prywaty ;)! obowiązuje też promocja „góra+ dół za 39,90 zł” oraz 3 za 2 z kolekcji Basic. Pomyślcie o tym robiąc zakupy, bo rozbicie tego na osobne paragony (z tym kuponem 20%) daje większe oszczędności. Za 3 pary legginsów zapłacicie niecałe 40 zł zamiast 48,  podobnie z promocją góra i dół. Jeśli chodzi o tę górę z dołem, po stokroć polecam Wam te spodnie a’la jeansy. Są mega wygodne, miękkie, a jednocześnie wystarczająco ciepłe. Wiki ma ciemniejsze i męczy czasem nawet kilka razy w tygodniu już od ponad pół roku.  Dopatrzyłam się też promocji w Reserved (do 14.04.2016 na hasło „urodziny2016” jest -15% na rzeczy w regularnej cenie, ale poza tym jest też sporo rzeczy odgórnie przecenionych) i nawet Zara ma jakąś międzysezonową promocję! O.o Standardowo, jak co sezon, polecam Wam też najfajniejsze moim zdaniem rzeczy od moich ulubionych marek. O szmaragdowej sukience Nosweet pisałam TUTAJ, a o szarej Zezuzulli TU. Letnie egzemplarze czekają w szafie na lepszą pogodę i już się nie mogę doczekać sesji z nimi w plenerze! Piszcie koniecznie, co Wam najbardziej wpadło w oko! : *  PS. W ramach wiosennych porządków i z racji tego, że w czwórkę coraz trudniej się nam pomieścić, odgracam mieszkanie. Na olx – O TUTAJ – znajdziecie większość rzeczy z tego pokoiku Wiki, trochę zabawek, moich popierdółek z kuchni, narzutę na łóżko z tego wpisu, koce, a dziś i jutro wrzucę ten rowerek biegowy 2w1(Wiki wyrosła), resztę ubrań i zabawek. wikilistka.plPost SS 16 „Kids” – moje wybory z kolekcji wiosna-lato 2016

Młoda Mama w Dolinie Hipsterów

Przestańcie straszyć młode matki!

Wszystko zaczęło się od tego, że zaszłam w ciążę. Bezmyślnie, jako zaledwie 20-letnia gówniara, co siano ma w głowie, poczęłam z mężczyzną dziecko. Wielce nierozsądna to rzecz, o czym szybko przyszło mi się przekonać. Choć ciąża przebiegała książkowo, zawsze znalazł się ktoś, kto gasił mój zbyt wcześnie rozpalony entuzjazm. Zobaczysz, co to jest poród! – krzyczało otoczenie. I nadszedł ten dzień. Skurcze trwały kilka godzin, poród następnych dwie i jest: urodziłam! Dziecko zdrowe, ja żywa! Radość trwała krótko. Niedługo później usłyszałam po raz kolejny zobaczysz. Zobaczysz, co będzie, jak przyjdą kolki! Jak zacznie płakać! Jak zacznie robić w pieluchę! Jak zacznie..! No, zobaczę; przecież wiem, że zobaczę! Coraz częściej odnoszę wrażenie, że zupełnie przypadkowi ludzie wycierają sobie we mnie pyski. We mnie i inne kobiety, które niedawno urodziły dziecko. Im krócej jesteś matką, tym dla innych matek jesteś głupsza. A jeśli w dodatku jesteś młodą matką zarówno stażem, jak i wiekiem, prawdopodobieństwo posiadania przez Ciebie mózgu spada do zera. Tak się czuję za każdym razem, kiedy słyszę „A zobaczysz jak zacznie…!”, gdzie na końcu wpisana jest aktywność, której moje dziecko jeszcze nie pojęło. W zasadzie więc nic o życiu nie wiem. Z pewnością natomiast nie zauważyłam, że moje dziecko się rozwija. No kto by pomyślał – tak po prostu? Wygłaszam odważnie tezę, że przy jednym zdrowym dziecku urlop macierzyński jest… urlopem. Choć przeszliśmy kolki i paskudne alergie skórne, dalej upieram się, że dziecko nie ogranicza moich planów i z nim także da się normalnie żyć. Spotykać ze znajomymi, wychodzić na zakupy, gotować, sprzątać, spacerować – wszystko to, co robiłabym na zwykłym urlopie spędzanym w mieście. Jeśli także jesteś matką malucha w wieku mojego Henia, możesz w ramach eksperymentu powiedzieć przy innych matkach to zdanie. Że nie czujesz się przemęczona ani ograniczona przez wychowanie swojego jedynaka. Gwarantuję Ci, że zobaczysz!  Zobaczyłam, czym są kolki. Zobaczyłam, czym jest płacz i wielka kupa. Zobaczyłam, czym jest ząbkowanie. Zobaczyłam szybkie pełzanie i niedługo z pewnością zobaczę też raczkowanie. Potem, jak przypuszczam i mam nadzieję, Henio zacznie chodzić. Biegać. Mówić. Ja naprawdę mam nadzieję to wszystko zobaczyć i doprawdy wiem, że ten moment prędzej czy później nadejdzie! Nie mogę się doczekać, prawdę mówiąc, kiedy usłyszę wreszcie jakieś sensowne słowa z ust mojego szkraba i kiedy przyczłapie do mnie na swoich jeszcze niewprawionych nóżkach. To są piękne chwile, najpiękniejsze chwile macierzyństwa, którymi mnie straszycie, jakby miał spaść na mnie grom, a mojemu dziecku miała odpaść głowa. Znacznie prościej być matką, kiedy spotkasz się z człowiekiem, który widzi jakieś plusy. Który dostrzega, jakie ma szczęście, że jego dziecko jest zdrowe. Wieczorem pada ze zmęczenia, ale zadowolony, że mógł spędzić go ze swoim maluchem. Chyba nikt, kiedy oczekiwał dziecka, nie myślał, że dostanie do niego instrukcję obsługi i pilota z funkcjami ściszania i poprawiania nastroju chociażby. Są takie dni, kiedy chętnie przygarnęłabym jeden egzemplarz lub oddała Henia na przechowanie do miejsca, w którym ktoś inny się nim zajmie. Jestem normalną matką i chciałabym, by nikt nie wciskał mi na siłę złych skojarzeń z macierzyństwem za każdym razem, kiedy ja próbuję się cieszyć. Bo coraz mniej dziwi mnie ilość kobiet z depresją. Nigdy nie zdołają od razu przeżyć tyle, by być wystarczająco mądre w oczach tych, które pozjadały wszystkie rozumy. Nie do końca rozumiem całe to straszenie. Wiadomo, że i mój synek, choć na co dzień jest wybitnie spokojny, miewa okresy bardzo trudne. Nie musi to być wcale ząbkowanie czy katar. Ileż było zwykłych dni, kiedy wypicie kawy graniczyło z cudem, bo na jednej ręce wisiał Henio, a w drugiej bez przerwy musiała być jego zabawka..? Nawet nie ma sensu próbować liczyć. Ale… czy ja tego nie wiedziałam? Czy oczekiwałam, że moje dziecko urodzi się gotowe do pójścia do pracy? Nie wiedziałam, że to mała istota, która nie rozumie nawet, że witki przed jej twarzą to jego własne ręce? I ostatecznie: oprócz zmęczenia, co takiego jest w tym strasznego, że muszę zająć się własnym dzieckiem? Nie wiem też, co ciągłe powtarzanie „Zobaczysz…” ma na celu. Powiem przyszłej matce, że najgorsze przed nią, postraszę przyszłością… i co? Lepiej się poczuję? Pokażę jej, jaka jestem doświadczona i jak wiele przeszłam? Upewnię ją, jak mało wie i jak bezpodstawnie cieszy się tym, co ma? A może to forma troski, coś na zasadzie: przygotuj się na najgorsze, a pozytywnie się rozczarujesz? Jakikolwiek efekt miałyby przynieść takie działania, są po prostu… bez sensu. Jakby mówić podejmującemu pracę, że… będzie pracował. Kiedy spotykam kobietę w ciąży lub dowiaduję się, że któraś z moich koleżanek spodziewa się dziecka, zwyczajnie mówię jej, jak to jest. Że to człowiek: płacze, chce jeść, wymaga opieki, a także śmieje się, cieszy, bawi. Nigdy nie powtarzam, że życie z nim to koszmar. Nie straszę nieprzespanymi nocami, jakby te były zaskoczeniem. Nie opowiadam, jak to pełzające dziecko nie pozwala mi żyć. Ono po prostu się rozwija. A ja mam szansę być przy nim w tych chwilach i cieszyć się nimi. Zacznijmy o tym mówić, zamiast zniechęcać ludzi do dzieci… i siebie. Każdy wpis to kawałek mojego serca. Jeśli coś Ci się w nim spodobało, pokaż mi to! Możesz zostawić komentarz, udostępnić wpis czy dać kciuka w górę na Facebooku. Choćby najdrobniejsza reakcja jest dla mnie wyjątkową nagrodą. Dziękuję! Wpisy o podobnej tematyce:Gdybym nie miała dziecka…Spacer z dzieckiem jest super!Dzieci TO robią!Artykuł Przestańcie straszyć młode matki! pochodzi z serwisu Młoda Mama w Dolinie Hipsterów.

MATKA NIE IDEALNA

Pozwólmy dzieciom się nudzić.

Hanka idzie od września do przedszkola. Kończy żłobek, macha chusteczką, robi zrzutę na prezent dla pań i staje się dorosłym przedszkolakiem. Takim z krwi i kości, co robi ram pam pam  w bębenek i recytuje dwa zdania na Dzień Matki. Wzrusz ogarniam już teraz. Ja gdyby nie fakt, że będę miała przyssaną do centrali trzymiesięczną Hanię w wersji zminiaturyzowanej, w związku z czym nie będzie ... Artykuł Pozwólmy dzieciom się nudzić. pochodzi z serwisu matka-nie-idealna.pl.

MAMA W DOMU

25 wiosennych inspiracji na prace plastyczne, eksperymenty i inne

Czujecie już wiosnę w powietrzu? Ja niestety nie, bo mam zatkany nos. Ale to jednoznacznie wskazuje na to, że moja ulubiona pora roku rozgościła się na dobre! Ptaszki ćwierkają, kwiatki rosną, dzieci liczą kropki biedronek i ganiają motylki! Przyroda budzi się do życia, a wraz z nią pojawia się mnóstwo inspiracji na kreatywne prace twórcze! […]

Czytelnicy

KURA KU RAdości

Czytelnicy

Za górami, za laschhhhrami… Pozdrawiam Kura PS Rysunek jest tendencyjny. Nie dotyczy wszystkich przypadków.

NASZE KLUSKI

Nie przyzwyczajaj! – 3 mity, które słyszał każdy rodzic

Nowo narodzone dziecko poza malutkimi ubrankami, pampersami i milionami zabawek przynosi do domu wiele „sprawdzonych” rad, co do tego jak należy się nim opiekować.  Wiele z nich opiera się na przekonaniu, że od początku rodzice powinni uświadamiać dziecko, że świat to nie jest miejsce przyjazne, gdzie każdy dba o dobro malucha. Dziecko trzeba zatem od samego początku przyzwyczajać do tego, że życie jest ciężkie i nie ma nic za darmo. Broń boże nie wolno nam, rodzicom, przyzwyczaić dziecka do dobrego, bo przecież jeśli na coś pozwolimy niemowlakowi, to później na pewno będzie chciało tego samego jako dwulatek, trzylatek, piętnastolatek… Muszę się przyznać, że mi takie podejście od początku jakoś nie pasowało. Zdecydowałam się wbrew zaleceniom przeprowadzić własne eksperymenty na dzieciach. Więc nosiłam, karmiłam piersią do czterech lat, pozwalałam spać we własnym łóżku. W imię teorii, która mówi, że potrzeby dziecka trzeba zaspokoić, żeby mogło ono potem samodzielnie i odważnie ruszyć w świat i walczyć z wyzwaniami. I dzisiaj, już z perspektywy czasu, chciałam podzielić się z Tobą rezultatami  moich doświadczeń. Oto trzy mity przekazywane młodym rodzicom, które moje własne dzieci obaliły: Mit 1. Nie noś bo się przyzwyczai Jak było u nas: Oba Kluski nosiłam w chuście. Kluska więcej – bo przy pierwszym miałam jeszcze więcej zapasów siły i energii, ale też dlatego, że tego potrzebował. W chuście nosiłam go praktycznie półtora roku. Na spacer i po domu. W chuście jadł, oglądał świat, a nawet spał w ciągu dnia. Inaczej nie chciał – sam w wózku czy na łóżku budził się po dziesięciu minutach. Sam zaczął spać jak miał około siedmiu miesięcy. Ale w dalszym ciągu nosiłam go na spacerach i po domu jeśli miał akurat gorszy dzień, a ja chciałam coś zrobić. Więc nosiłam dopóki nie przyszła druga zima – on akurat opanował chodzenie, więc co chwila chciał wyskakiwać z chusty, a w dodatku był już na tyle duży, że nie dało się go nosić z przodu, a do noszenia na plecach nie miałam kurtki. Przerzuciliśmy się wtedy na wózek, ale początkowo Klusek i tak wolał chodzić sam – przynajmniej na krótkich dystansach. Micha był inny. Tak jak Klusek spał dłużej tylko w chuście, tak Micha w chuście budził się po piętnastu minutach, za to zostawiony sam w pokoju spał kilka godzin. Tylko zasypiał w chuście, a i to często wolałby na łóżku, tyle tylko że początkowo Klusek nie pozwalał mu tak zasypiać. Za to w ciągu dnia nie bardzo potrzebował noszenia, wolał sobie leżeć i obserwować co robimy (albo płakał – niezależnie od tego czy w chuście czy bez). Tak więc ja nie miałam nic przeciwko noszeniu obu moich synów, ale tylko jeden wykazywał silną potrzebę bycia noszonym. Drugi od początku praktycznie wolał być oddzielnie. Niezależnie od tego jakie przejawiali preferencje jako niemowlaki, jak tylko nauczyli się raczkować i chodzić, obaj ruszyli w świat i więcej nie domagali się noszenia dla noszenia, chyba że droga była długa i męcząca. Wnioski: Wydaje mi się więc, że jeśli niemowlak ma potrzebę bycia blisko mamy, na rękach czy w chuście, to zwyczajnie można tę potrzebę zaspokoić bez obawy o to, że nasze dziecko będzie nam do osiemnastki wisiało na rękach. Czas leci naprawdę szybko i już niebawem Twoje dziecko nie tylko będzie robić wszystko samo, ale też będzie miało wiele ważniejszych i pilniejszych spraw niż wdrapywanie się na Twoje ręce czy kolana. Mit 2. Im dłużej zwlekasz z ostawieniem od piersi, tym większy będziesz miała problem Jak to było u nas: Klusek przeszedł na odwyk tuż po swoich czwartych urodzinach. Oczywiście był trochę smutny na początku, ale nie okazywał tego jakoś nadmiernie. Jeszcze kilka razy mówił, że on też by chciał, tak jak Misiek, ale spokojna rozmowa wystarczyła, żeby wszystko sobie wyjaśnić. Dużo trudniej było kiedy próbowałam go oduczyć nocnego mukania. Był płacz, rozpacz i żal w małym głosiku. W końcu zazwyczaj ja się poddawałam. Dopiero jak zaszłam w drugą ciążę i karmienie sprawiało mi naprawdę duży ból – udało nam się osiągnąć jakiś kompromis. Ale też i Klusek był starszy. Inny przykład: Na swoim blogu Hafija opowiada jak to było u niej z prawie czterolatkiem.  Wnioski: To, że karmisz dziecko 3,4 czy 5 lat, nie znaczy jeszcze, że będziesz to robić do końca życia. Wydaje mi się, że dzieci dużo lepiej niż dorośli wiedzą kiedy powinno się je odstawić od piersi (chociaż oczywiście zdanie mamy ma tutaj znaczenie i zmuszanie się na siłę do karmienia, też nie zawsze jest dobre). Młodsze dziecko może i łatwiej odstawić, przynajmniej dopóki samo nie jest w stanie podejść i sobie tego cycka wygrzebać, kiedy mama śpi po nieprzespanej nocy. Ale przychodzi moment, że dziecko samo przestawia się na inne produkty i z czasem, powoli odchodzi od cycka w kierunku pizzy, chipsów i kanapek z pasztetową. Nie ma co się spinać.  Mit 3. Jak nauczysz spania w swoim łóżku, to już tam zostanie Jak było u nas: Po pierwszych nieudanych (i nieprzyjemnych dla mnie) próbach nauki spania we własnym łóżeczku, dość szybko zdecydowaliśmy się spać wspólnie. Najpierw tylko z Kluskiem, potem też z Miśkiem (wyglądało to mniej więcej tak – Łóżko dla czworga). Dopiero w zeszłym miesiącu zdecydowaliśmy się to zmienić. Klusek ma obecnie cztery lata i siedem miesięcy, Misiek dwa lata i trzy miesiące. Trochę się baliśmy tego przejścia, bo przecież wszyscy nas straszyli, że dziecko, które od razu nie nauczy się spać we własnym łóżku, zostanie z rodzicami na wieki wieków. Ale okazało się, że obawy były całkiem niepotrzebne. Praktycznie od pierwszej nocy Kluski sobie śpią grzecznie u siebie. Przychodzą oczywiście od czasu do czasu do nas – a to, żeby się przytulić, a to żeby coś zjeść czy się napić. Czasem nawet wpuszczamy ich do łóżka, jeśli akurat nie chce nam się wstawać, żeby ich odprowadzić. Ale z odprowadzaniem też nie ma problemu. Nie ma walki, płaczów, histerii – jeśli dostaną to po co akurat przyszli, grzecznie wracają do swojego pokoju. Wnioski: Na wszystko jest czas. Jeśli noworodek nie chce spać sam, po co walczyć? On się czuje bezpieczniej przy mamie. Ale to nie znaczy, że raz wpuszczony do łóżka rodziców, zostanie tam na zawsze. W końcu przyjdzie moment, że to nocne rozstanie przestanie być dla niego tak strasznie trudne. A potem to już on, czy ona nie będą chcieli wpuścić rodziców do siebie. Podsumowanie Oczywiście pamiętać należy, że każde dziecko jest inne. Niektóre potrzebują więcej bliskości i domagają się jej dłużej. Inne szybko stają się całkiem samodzielnie. Różne są też potrzeby rodziców – dla jednych spanie z dzieckiem to ogromne wyrzeczenie, dla innych sama przyjemność. Trzeba to brać pod uwagę tworząc zasady działania własnej rodziny. Ale odmawianie dziecku bliskości tylko po to, żeby się nie daj boże nie przyzwyczaiło nie ma większego sensu, a często kosztuje wiele nerwów i wysiłku i to zarówno rodziców jak i dziecko. To, co w wieku sześciu miesięcy okupione jest płaczem i cierpieniem, w wieku półtora roku znika samo. To o co trzeba walczyć z dwulatkiem, czterolatek zrobi chętnie na łagodną prośbę. Może więc warto czasem poczekać – dzieci rosną naprawdę szybko. Jeśli zgadzasz się ze mną, proszę udostępnij ten wpis. Jeśli uważasz, że to stek bzdur – wytłumacz mi czemu się mylę – chętnie podejmę konstruktywną dyskusję. A przed czym bliżsi i dalsi znajomi przestrzegali Ciebie? Post Nie przyzwyczajaj! – 3 mity, które słyszał każdy rodzic pojawił się poraz pierwszy w Nasze Kluski.

aztec poncho

Hulanki Blanki

aztec poncho

Co zabrać ze sobą na pieszą wycieczkę z dzieckiem?

KIEDY MAMA NIE ŚPI

Co zabrać ze sobą na pieszą wycieczkę z dzieckiem?

HELOWA MAMA

Bez paniki, tylko bez paniki!

W życiu przeciętnej matki są dni, gdy przeszczep główki kapusty w miejsce głowy pozostałby niezauważony. I nie chodzi o brak makijażu, ale o galopujący niedowład umysłowy. Jako, że w życiu Matki Rak właśnie następuje przełom, kobieta jest nań narażona bardziej niż zwykle...Dzień jak co dzień od tygodnia. O 6.40 gotuję obiad, gdyż przedszkolny catering, choć niczego sobie, nie jest dla Helki do końca bezpieczny. Niby panie o bezglutenowej diecie coś wiedzą, ale po kilku minutach rozmowy wychodzi na to, że dodatkowe ograniczenia Helkowej diety będą do wdrożenia z dnia na dzień niemożliwe. Nic to, damy radę. Przygotowuję torbę pełną ulubionych dań i budzę przedszkolaka. Przedszkolak mruga powiekami i z wyrzutem w głosie pyta:-a dlacego ty mnie juz budzis? Ja tylko zamknęłam ocy, policyłam: jeden, dwa, tsy, a ty mi kazes juz wstawać?!Po trwających dobre pół godziny pertraktacjach i perturbacjach wyruszamy w drogę. I się zaczyna!-mamo, my jesteśmy za daleko.-Helu, co ty odpowiadasz, ja wiem na którym przystanku mamy wysiąść.-ja tez wiem, na tym któly juz był dawno temu!Okazuje się, że ma gadzina rację. Wyjeżdzamy gdzieś na koniec świata i stoimy na pętli. Czas mija, a my kasujemy kolejne bilety. Podliczam w myślach koszty dowozu  autobusem i zgrzytam zębami. Do przedszkola trafiamy spóźnione. Helka dołącza do dzieci, a matka gna na przystanek tylko po to, aby smutnym wzrokiem odprowadzić tył odjeżdżającej ósemki. Dwadzieścia minut czekania. Wreszcie autobus nadjeżdza. Kolejny bilet za trzy ziko. Od rana wydałam na nie tyle, że rozważam dowóz taksówką. Do domu docieram zziajana. Wkładam rękę do torebki w poszukiwaniu kluczy i znajduję...strzykawkę z adrenaliną. Trzy szybkie kopnięcia w drzwi okraszone kilkunastoma paniami lekkich obyczajów pozwalają dać upust emocjom. Wracam na przystanek. Ósemka odchodzi, kiedy stoję na światłach. Dwadzieścia minut czekania. Kasuję kolejny bilet. Tym razem wysiadam na odpowiednim przystanku.  Zdyszana i przerażona oddaję zestaw ratunkowy na ręce nauczycielki. Muszę jeszcze zrobić zakupy. Nie opłaca mi się jechać do domu. Zabijam czas wałęsając się po galerii handlowej. Odbieram radosną Helkę, kasujemy bilety i wracamy do domu. Przez telefon zdaję Rakowi jęczącą relację z tego, jakże udanego dnia. Nie oczekuję wiele, jedynie odrobinę współczucia. Zamiast tego czeka mnie kolejny cios:-a dlaczego ty w ogóle kasujesz te bilety? Na stronie MZK masz napisane, że Helka ma darmowe przejazdy a ty jesteś jej opiekunem.Tak, w życiu przeciętnej matki są dni, gdy przeszczep główki kapusty w miejsce głowy pozostałby niezauważony. Dla matki. Kapusta mogłaby poczuć się urażona.

Szukamy skarbów

MA I LU

Szukamy skarbów

Czy Wasze dzieci też uwielbiają w czasie spacerów ładować Wam do kieszeni, zakupów, torebki znalezione skarby? Ja w każdej kurtce, a to znajdę kamień, patyk, szyszkę, trawę, zasuszone liście itp i każde wyjście kończy się przynoszeniem tych łupów do domu.Więc nie było wyjścia i zamieniliśmy się w prawdziwych poszukiwaczy skarbów natury, bo przecież warto tą ciekawość świata wykorzystać w zabawie.Do zabawy wykorzystaliśmy opakowanie po jajkach, bo przecież te wszystkie drogocenne rzeczy trzeba gdzieś trzymać. Na karce narysowałyśmy czego będziemy szukać w parku. Dzięki czemu troszkę wysiliłyśmy szare komórki, i poćwiczyłyśmy zdolności manualne, rysując i wycinając naszą tablicę ze wskazówkami. W czasie poszukiwań, wpadłyśmy na kolejny pomysł "edukacyjnego" spaceru. W naszym parku przy różnych drzewach znajdują się tabliczki z ich opisem. Zrobiłyśmy im zdjęcia (to już była super zabawa, bo zdjęcia robiła Lu) z których zrobimy mały atlas drzew i ponownie udamy się na ich poszukiwania, zobaczymy ile uda się nam rozpoznać. Jeśli szukacie jeszcze innych pomysłów na "mapy" skarbów tu podrzucamy Wam ciekawe zestawienie. - TUTAJ

ciąg dalszy

DWARAZYW

ciąg dalszy

Wiosenne inspiracje dla mam

OLOMANOLO

Wiosenne inspiracje dla mam

MAMA TRÓJKI

KOPALNIA SOLI W WIELICZCE, CZEGO SIĘ SPODZIEWAĆ?

           Wracając z Kościeliska postanowiliśmy zajechać do Wieliczki do Kopalni soli. Po wrzuceniu kilku zdjęć na fb dostałam sporo pytań: jaka cena wejścia?, czy warto?, jak wygląda wycieczka z dzieckiem?, czy długo?, czy zimno?, czy jest toaleta? itp. Oczywiście ocena będzie subiektywna. Moim zdaniem warto. "Wykute w soli piękne komory, niesamowite podziemne jeziora, majestatyczne

Make One Wish

skarbonka

Dawno nie było wpisu z kategorii DOM. A u nas tematy okołodomowe bardzo aktualne. Jak wiecie budowaliśmy się za kredyt. Fundamenty domu wykopano w październiku 2012, a po niecałych 14 miesiącach od rozpoczęcia budowy, na początku grudnia 2013 udało nam… Czytaj dalej →

Młoda Mama w Dolinie Hipsterów

Macierzyństwo to wyzwanie… i przygoda!

Kiedy planowałam ciążę, wiedziałam doskonale, że moje życie zmieni się o 180 stopni. Pewnie, że się bałam. Odwróciłam powszechnie panujący schemat – rozwój osobisty zaczęłam nie od studiów i przyjemnej pensyjki, a od przekazania genów zupełnie bezbronnej osóbce. Od wzięcia za nią odpowiedzialności. I choć może straciłam kilka fajnych imprez, może tytuły zdobędę później lub nigdy, ale… już dzisiaj wiem, co się dla mnie liczy. Moje dziecko nauczyło mnie, jak żyć. W momencie narodzin Henia całe dotychczasowe życie przewartościowało się. Wiedziałam, że nie będzie jak w serialu, że ten kit najgorszy, fantastycznie bogate i spełnione Kasie Górki, ta pożywka dla mas – że to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Bo ta jest trudna. Komu mam ściemniać, że jest lekko? Matkom, które tu zaglądają? Ojcom, którzy spędzają każdy dzień w pracy i swoje dziecko widzą głównie wtedy, gdy śpi? Po co miałabym mówić, że młode macierzyństwo usłane jest różami? Że jakiekolwiek macierzyństwo usłane jest różami? Nigdy nie powiem, że Henio ograniczył mój rozwój. Wszystko jest w głowie i czas sobie to uświadomić. To nie czcze gadanie coacha, na dźwięk którego mnie mdli. Bo nie w tym rzecz, żeby oszukiwać i wmawiać sobie, że jest lepiej niż jest. Mój syn pokazał mi, jak wiele energii i pasji mam w sobie. Dał mi siłę i motywację do tego, by znaleźć w sobie coś, w czym będę się spełniać. W czym będę dobra i w czym będę się dobrze czuła. To on nauczył mnie, że nie warto marnować czasu… i najważniejsze to żyć tu i teraz. Chciałabym, żeby pasja od razu stawała się sposobem na życie. W ogóle chciałabym, żeby było lekko. Żeby moje dziecko nie płakało wtedy, kiedy ja planuję pisać. Żeby miało dobry dzień, kiedy musimy coś załatwić. Żeby nie chorowało i grzecznie bawiło się samo w kąciku. I czasem tak jest – czasem mój syn jest jakby go nie było. Wtedy więcej piszę, więcej bywam. Żyję mocniej i pełniej. A potem… nadchodzi dzień, kiedy wsadzę go do wózka, jak co dzień wyjdziemy na spacer… i już po trzech krokach, jeszcze pod blokiem, zaczyna płakać. Bo to dziecko. Nie wyłączam go, kiedy nie mam ochoty słyszeć jego „buba, buba” o 6 rano. A przecież pracowałam do późna, spać się chce… Co mogło mnie zaskoczyć w młodym macierzyństwie? Odpowiedzi są dwie, obie prawdziwe: wszystko i nic. Czyli dokładnie to samo, co mogłoby mnie zaskoczyć, gdybym zdecydowała się na dziecko za 20 lat. Jeśli starcza mi od pierwszego do pierwszego, a moje dziecko nie choruje na żadną poważną chorobę – dam radę. Ty dasz radę. I Ty też. O, i jeszcze Ty. Choć więcej kłód pod nogi niż pomocnych dłoni, to dacie radę. Byle wyrobić od pierwszego do pierwszego. A jak zostanie – jeszcze lepiej! Cała drżę ze strachu na myśl o końcu urlopu macierzyńskiego. Myślę o państwowym żłobku, do którego go nie wezmą. Myślę o moich studiach, na których nie każdy rozumie, co znaczy mieć dziecko. Myślę o niechęci pracodawców, o nieświadomości, jak młoda mama potrafi zorganizować czas, by wszystko dopiąć na ostatni guzik. Jeśli czegoś naprawdę się boję w młodym macierzyństwie – to końca urlopu macierzyńskiego. Tu przewagę mają starsze kobiety. Z wypracowaną pozycją w firmie. Ze stażem pracy. Z wykształceniem. To mocny argument, by poczekać. Dziecko to drugi człowiek, który może zaskoczyć każdego. Można przygotować się na to, że będzie kosztować, że się nie wyśpię, że ręce wyciągnie mi do ziemi, że… Nigdy jednak nie przewidzisz tego, jak bardzo je pokochasz. Jak bardzo przewartościuje Twoje życie, jak nauczy Cię doceniać to, co masz. Jak w prosty sposób nauczy Cię szukania rozwiązań w każdej sytuacji i znajdowania sposobów, by świat się nie skończył. Jako mama poznasz tajemnice, które zdradzić może tylko własne dziecko. Każdy wpis to kawałek mojego serca. Jeśli coś Ci się w nim spodobało, pokaż mi to! Możesz zostawić komentarz, udostępnić wpis czy dać kciuka w górę na Facebooku. Choćby najdrobniejsza reakcja jest dla mnie wyjątkową nagrodą. Dziękuję! Wpisy o podobnej tematyce:21 lat to (nie) czas na małżeństwo!A gdybym nie mogła mieć dziecimłode macierzyństwo? wybierz świadomie!Artykuł Macierzyństwo to wyzwanie… i przygoda! pochodzi z serwisu Młoda Mama w Dolinie Hipsterów.

Blogerki charytatywnie - Spotkajmy się w Rzeszowie vol. 1.

MAMUSIOWO BORSUCZKOWO

Blogerki charytatywnie - Spotkajmy się w Rzeszowie vol. 1.

Pewnej pochmurnej, a momentami nawet deszczowej soboty, w odległym o prawie 170 km od Lublina Rzeszowie, miało miejsce spotkanie matek na szczycie. Spotkało się 13 z 15 zapowiedzianych blogerek i dobrze się bawiło. O samym spotkaniu więcej w późniejszym czasie, dziś chciałam pokrótce o celu dla którego się spotkałyśmy. Oczywiście poza integracją, wzajemnym poznawaniem i dobrą zabawą. A mianowicie o charytatywnym aspekcie całego przedsięwzięcia.Organizatorki, Amelia z bloga Mama Ahoj i Agnieszka z bloga MyLifestyle, znalazły potrzebującą organizację (Fundacja Podkarpackie Hospicjum dla Dzieci z siedzibą w Rzeszowie) i postanowiły zorganizować licytację fantów. Oczywiście nic nie odbyłoby się bez sponsorów, ale i bez nas, bez 15 wspaniałych dziewczyn, które licytując uzbierały dokładnie 2667 złotych.I ja się przyczyniłam po części do tego sukcesu, wylicytowałam cały wór przedmiotów, wszystkie fajne, przydatne i godne polecenia.Jest tego sporo, ale każdy przedmiot wyczekany, wypatrzony, przemyślany i bardzo chciany.1. Książka od Świat Książki,2. Zestaw kreatywny od  Elemele,3. Maskotka od HopSiup,4. Książka od Sensus,5. Zestawy kreatywne od Milomi.Ale nie będę ukrywać, że najbardziej zawzięłam się właśnie na te trzy rzeczy.6. Planner od Mamy Kalendarz,7. Skrzynię od WoodenStory,8. Voucher (o który walczyłam jak lwica) od JuraPark Bałtów.Ale to jeszcze nie koniec. Żeby tego było mało, każda z nas przywiozła coś od siebie. Coś przydatnego dla hospicjum. Ja dowiedziałam się o zbiórce popołudniem, nie miałam już czasu wyjść na zakupy, ale że jestem typem chomika, cała torba różności się nazbierała. Pieluchy, chusteczki, kosmetyki, słoiczki, kaszki i co komu wpadło w ręce.Szczerze powiedziawszy, gdy zobaczyłam sumę pieniążków uzbieraną i pudło z podarkami od nas, to poczułam się dumna. Zawsze staram się pomagać, wysyłam sms'y, licytuję przedmioty na aukcjach, kupuję cegiełki, ale zawsze robię to po cichu, z własnego domu, zza telefonu czy laptopa, a tym razem zrobiłyśmy to wspólnie. I wyszło super. Dałyśmy radę. O to chodziło. A następnym razem będzie jeszcze więcej.PS.Oczywiście nie samą licytacją człowiek żyje. Było też bardzo miłe spotkanie, ciekawe prelekcje i wielu..., bardzo wielu sponsorów. O tym już w najbliższej przyszłości (na początek chciałam się pochwalić naszym sukcesem), wyglądajcie, wyczekujcie....

Kiedy zostawiać chore dziecko pod opieką niani?

KIEDY MAMA NIE ŚPI

Kiedy zostawiać chore dziecko pod opieką niani?

Aborcja. Odgrzewany kotlet.

BLOND MAMA

Aborcja. Odgrzewany kotlet.

Skechers

DWARAZYW

Skechers

Ustka przyjazna dzieciom – Hotel Grand Lubicz

Makóweczki

Ustka przyjazna dzieciom – Hotel Grand Lubicz

Kiedy tylko orzekłam, że w tym roku nie pojawimy się nad polskim morzem, ponieważ rodzinne wakacje spędzimy na Majorce (>klik<) wzburzyły się wody Bałtyku i dostałam zaproszenia od kilku nadmorskich hoteli. Większości podziękowałam bo było mi z nimi nie po drodze, jednak przez wyjazd do Hamburga i przymusowy przystanek w drodze, postanowiłam odwiedzić jeden z hoteli i przycupnąć w nim na więcej niż jedną noc, aby zdać Wam relację z fantastycznego miejsca w którym możecie spędzić udane, rodzinne wakacje. Tym Hotelem jest Grand Lubicz w Ustce. Chwali się dumnie 5* i masą pięknych zdjęć oraz atrakcji, ale my już znamy te opisy ze stron własnych czy bookingowych, kiedy następuje bolesne zderzenie z rzeczywistością. W swym życiu dużo podróżowałam po Polsce i świecie i wiem, jak ważny jest dobry nocleg, szczególnie kiedy ten tydzień lub dwa są naszym jedynym urlopem w roku. Kiedy wczasy mają być relaksem i komfortem, na który w codzienności nie mamy czasu. Do tego, w przypadku polskiego morza, gdzie pogoda jest rosyjską ruletką, ważne jest aby hotel sam w sobie był atrakcyjny – zawierał taką bazę aktywności, żeby było co w nim robić kiedy trzy dni pod rząd leje i wieje. No i choć chciałam się do czegoś przyczepić, i kilka maleńkich uwag nawet znalazłam (jeden kanał TV dla dzieci czy też farbki do malowania twarzy, których nie mogliśmy zmyć 2 dni ;)), jednak  w ogólnym podsumowaniu Grand Lubicz okazał się przedoskonały! Ale po kolei: Pokoje: Pokoje są komfortowe, łóżka szerokie i przestronne. Osobiście jestem jednak fanką ciut większych pomieszczeń typu studio lub apartament. Zresztą pisałam o tym kilkakrotnie. Zawsze wybieramy na dłuższe wyjazdy takie lokale, które nie sprawiają, że kiedy dzieci idą spać, rodzice karnie siedzą w ciszy ;). W wypadku tych pokoi, lampkę wina z mężem można na przestronnym tarasie. O ile jest pogoda. Wyżywienie: Ehhh, wystarczy napisać, że przytyliśmy hurtowo, każdy po 2 kg. Jedzenie jest bajeczne, a wybór niedorzeczny. Nie da się spróbować nawet części dań i przysmaków. Moim hitem było jednak menu lunchowe w restauracji na dole. Chylę czoła dla kucharza. Poezja dla zmysłów! Wakacyjna miłość <3 :) Atrakcje dla dzieci: Naprawdę sporadycznie spotyka się hotele z tak niesamowitą infrastrukturą wewnętrzną przygotowaną na potrzeby rodziny. I to jest absolutny hit tego hotelu. Maki od rana biegły na plac zabaw z kuleczkami, potem na pyszne śniadanie i od razu na basen. Od godziny 11 obecne były na zajęciach zorganizowanych przez hotelowe nianie (można zostawić dziecko, aby trochę odpocząć w samotności :)). Potem kręgle, bilard i mini disco. I od nowa.. Szczerze przyznam się Wam, że z całej wycieczki maluchy wspominają Hamburger Dom (opis wkrótce) oraz właśnie hotelowe atrakcje Golden Lubicz. Generalnie dla dzieci cała wycieczka mogłaby się ograniczać do zabaw w hotelu. Atrakcje inne: Oczywiście nie jest to hotel na każdą kieszeń ale chętnych nie brakuje. Np. w okresie świątecznym nie było w nim wolnych miejsc w ogóle! I wcale się nie dziwię. Cały rok czekamy na wakacje, zbieramy, oszczędzamy, marzymy, planujemy… Ten czas powinien być jedyny w swoim rodzaju i niesamowity!

NIEZŁE ZIÓŁKO

Przepis na pyszne śniadanko z przetworami Krokus

Wstajesz rano z nadzieją,że będzie to idealny poranek, tymczasem widzisz,że za oknem pada deszcz, jednak nie psuje Ci to humoru, nie zastanawiając się długo pędzisz szybko do lodówki, w przeświadczeniu,że pyszne śniadanie wynagrodzi ciapę za oknem.  Otwierasz lodówkę i co widzisz ? Jajka i mleko… Wypadł do sklepu nie jest szczytem marzeń w taką pluchę,dlatego […] Artykuł Przepis na pyszne śniadanko z przetworami Krokus pochodzi z serwisu .

…bo jestem mamą

Dzieci lubią wykorzystywać wyobraźnię

foto: Jedidja Mam ostatnio takie wrażenie, że dzieci im są starsze, tym mniej potrafią się bawić. Tzn. one w ogóle już wtedy mniej się bawią, ale chodzi mi raczej o sposób organizowania sobie czasu, wymyślanie zabaw, zajęć. Jakieś takie są bezbronne, jeśli nie mają pod ręką telefonu czy którejkolwiek elektronicznej zabawki. Gierki, Youtube, Facebook są fajne, a poczytać książkę? To już nie.Przesadzam? Kiedy wchodzę do świetlicy w naszej szkole czy to rano czy po południu widzę taki obrazek. Przy stolikach na środku sali siedzą pojedyncze maluchy nad jakimiś puzzlami lub lekcjami, a reszta wokół sali, pod ścianami, grupkami. Każda grupka skupiona wokół jednego osobnika, który w dłoniach trzyma telefon lub laptop. Pochylone głowy, jeden wchodzi na drugiego. Czasem się kłócą, czasem chcą sobie wyrwać zabawkę, czasem nie mówią nic. Jest jedna pani, która potrafi ich zaangażować wymyślając przeróżne zabawy plastyczne. Podoba im się to, lubią to, świetnie się przy tym bawią i są dumni ze swoich dzieł, ale sami nie wpadną na pomysł, że można by zrobić coś samodzielnie. Dlaczego? Ja nie mówię, że to, że dzieciaki interesują się nowościami, że są zorientowane w tych wszystkich technologicznych nowinkach jest złe. Tylko, że świat nie ogranicza się wyłącznie do tego przecież, a oni powoli zaczynają tak funkcjonować. Kiedyś chyba już wspominałam o wymówce jednego z chłopców z klasy córki? Nie odrobił zadania, bo nie miał czasu. Bo grał na komputerze. To chyba nie jest tak całkiem normalne? Piszę to wszystko, dlatego, że chciałam opowiedzieć o pewnym eksperymencie, o którym przeczytałam kilka dni temu. Bardzo ciekawym eksperymencie moim zdaniem. Otóż dyrektorka jednego z przedszkoli gdzieś w Polsce, w porozumieniu z rodzicami wymyśliła, żeby dzieciom zabrać zabawki. Ustalono, że eksperyment potrwa tydzień. Jakie były efekty? Podobno doskonałe, tzn. dzieciakom zabawki nie były potrzebne do świetnej zabawy. Cała akcja jest doskonale zaplanowana. Najpierw rodzice przez rok zbierają środki, potem te środki są wydawane na potrzebne materiały. Potem te materiały są wydawane dzieciom,  a dzieci tworzą z nich to, co chcą: zabawki, elementy architektury, przybory codziennego użytku czy nawet trawę. Cała zabawa polega na uruchomieniu wyobraźni, chęci współpracy, współdziałania w grupie. Myślę, że skutki czy lepiej efekty tego rodzaju inicjatywy będą odczuwalne przez te dzieci w dłuższej perspektywie, tym bardziej, że nie jest to akcja jednorazowa. Zostanie w nich świadomość tego, że posiadają coś cennego: wyobraźnię i że tej wyobraźni można używać, żeby zmieniać swój  i nie tylko swój świat. To wcale nie znaczy, że myślę, że trzeba dzieciom zabrać telefony i laptopy i kazać im sobie zrobić nowe z kartonu. Zresztą nie chodzi tu tylko o te elektroniczne gadżety. Dzieci w większości przypadków zawalone są zabawkami. Mają ich tyle, że tak naprawdę nie wiedzą jak i czym się bawić, bo trudno im się zdecydować, co wybrać. Nudzą się nimi prawie natychmiast i wciąż chcą nowych, żeby potraktować je natychmiast tak samo, jak te, które już mają. To znaczy, że myślę, że można by wyjąć im te gadżety z rąk przynajmniej od czasu do czasu i pokazać, że istnieje alternatywny  świat, który może być ciekawy i na które same mają wpływ, że mogą go tworzyć według własnego pomysłu. W końcu nie trzeba od razu robić trawy z papieru.

Młoda Mama w Dolinie Hipsterów

Nowoczesność nie jest dla mnie

Wychowałam się tuż pod miastem, ale na wsi. Wiem, jak wyglądają żniwa i z czym się je wykopki. Widziałam pola pełne buraków cukrowych i krowy, które nimi pasiono. Biegałam z pustym kubkiem do babci, żeby napić się mleka zaraz po dojeniu. Wiem, co znaczy „bomba”, kiedy przebiegasz przez łąkę. Przyglądałam się, jak z połowy ubitej świni robiono salceson, kiełbasę, kiszkę. Widziałam, jak odcina się kurze głowę i jak „żyje” przez kilkadziesiąt sekund. Wiem, co kryje się w jej wnętrzu. Jak przez mgłę, ale jednak, pamiętam zabijane króliki przerabiane na pasztet. To wszystko, czego mój syn dowie się z… muzeum. Czuję się okropnie staro, kiedy robię takie podsumowanie. W tak zwanym międzyczasie, moją wieś pochłonęło miasto i ślad po niej zaginął. No, może gdzieniegdzie jest jeszcze stara stodoła czy stajnia, dziś – budynki gospodarcze, które właściciele właśnie przerabiają. Nie tęsknię za powrotami do domu w wiejskim fetorze, bo akurat nawożą pola. Totalnie nie brakuje mi świń, krów, co mają piękne oczy, czy znienawidzonych przeze mnie kur. Wiem, że ani trochę się do tego nie nadaję. Gospodarkę ograniczam do bazylii czy pietruszki w doniczce. Nawet kwiaty ze mną nie dają rady. Myślę o całym postępie, który dokonał się przez 22 lata mojego życia. Myślę o tym, że wyrosłam na starych ubraniach, które rodzice zdobywali jeszcze na starsze siostry i braci. Przypominam sobie dzień, kiedy rodzice kupili pierwszy komputer, na którym nieźle dali się orżnąć, bo kto się na tym znał? Dzieci potrzebowały do szkoły, więc był. I Omnia2000 była. A potem simsy, które obowiązkowo należało utopić lub spalić, no i jeszcze kwadratowe samochodziki, wyścigi na planszy z pikseli. W podstawówce do szkoły nosiliśmy dyskietki, na końcu zeszytu do informatyki w obowiązkowo zrobionej przez nas kopercie. Na lekcjach uczyliśmy się painta, którego dzisiejsze dziecko chyba nawet nie zauważa. W gimnazjum lekcje z htmla, którego nawet nie próbowano nas nauczyć na serio (a szkoda!). Kiedy weszły płyty wielorazowego zapisu wszyscy łamaliśmy głowę nad postępem techniki i nikt nie mógł odgadnąć, jak to możliwe. Sama takiej płyty nigdy nie miałam, bo niedługo później zrodziły się pendrivy. Jak ktoś miał 2 GB, był królem. Kiedy dzisiaj myślę, że minęło dopiero kilka lat odkąd skończyłam liceum, widzę niesamowitą przepaść między tym, co było, a tym, co jest. Może i wychowałam się w głębokim podkarpaciu, z którego niesprawiedliwie nabija się cała Polska. Ale… Każdy musi przyznać, że ostatnie dwie dekady to skok w całym kraju. Skok, którego moje dziecko nie odczuje. Dla niego życie opierać się będzie na wszystkim, co smart. A krowę, zupełnie nie-smart, spotka w specjalnym zoo, na szkolnej wycieczce. Zastanawiam się jednak od kilku dni, w którą stronę to wszystko zmierza. Kiedy powiedziałam, że należy chronić intymność dziecka i w miarę możliwości nie pokazywać jego pupy zarówno na placach zabaw, jak i w Internecie, co usłyszałam? Że przecież dupa jest fragmentem ludzkiego ciała i to zupełnie naturalna sprawa, że czasem gdzieś się ją wystawi. No to dobra. Idąc z duchem czasu – wystawiam dupę na czasy! I na tych, którzy chcą wystawiać dupę, o! Kiedyś ludzie chodzili nago i załatwiali się gdzie popadnie. Nie zważali na higienę, a intymność była hasłem im nieznanym. Ja jednak lubię postęp. Lubię pachnące toalety. Cieszę się, kiedy jestem w pociągu i w toalecie nie wita mnie smród. Lubię postęp, który pozwolił mi się swobodnie poruszać po mieście, kraju i świecie. Dzięki któremu w kilka sekund łączę się ze znajomymi, przebywającymi na innym kontynencie. Lubię to, bardzo to lubię! Lubię postęp, który staje się już passe! Nie od dziś wiadomo, że historia zatacza koła. Dajmy jej się toczyć, ale… nie cofajmy tego koła. Nie wracajmy do naturalnych potrzeb naszych praprzodków. Korzystajmy z możliwości i wiedzy, którą dały nam czasy. Nie bądźmy nowocześni… na siłę. Dobrze? Każdy wpis to kawałek mojego serca. Jeśli coś Ci się w nim spodobało, pokaż mi to! Możesz zostawić komentarz, udostępnić wpis czy dać kciuka w górę na Facebooku. Choćby najdrobniejsza reakcja jest dla mnie wyjątkową nagrodą. Dziękuję! Wpisy o podobnej tematyce:Być szczęśliwym – to wybórKiedyś to były czasy…Dzieci TO robią!Artykuł Nowoczesność nie jest dla mnie pochodzi z serwisu Młoda Mama w Dolinie Hipsterów.

Żółty płaszcz i zielona torebka

Lady Gugu

Żółty płaszcz i zielona torebka

NEBULE

Najlepsze książki dla dzieci pierwszego kwartału

Dziś – najlepsze książki dla dzieci z pierwszego kwartału roku. Tak, wiem, że czekacie na nowości. Sporo ich przybyło w naszej BibLILOteczce, a mamy również kilka egzemplarzy recenzenckich dla młodszych dzieci. „Dzieci korzeni” Sibylle von Olfers  wyd. Przygotwalnia Dla dzieci 2+ Dostępna tutaj Książka wyjątkowa, czyli taka jak lubię najbardziej. Biorąc tę pozycję do ręki ma się wrażenie,…

MAMA TRÓJKI

JAK ZABAWKA WPŁYWA NA WRAŻLIWOŚĆ DZIECKA?+NIESPODZIANKA

                  Myślałam, że mając córcię będę stroiła ją w sukieneczki, zaplatała warkoczyki, a ona otoczona lalami będzie się nimi słodko bawiła. Życie nieco zweryfikowało to wyobrażenie. Córcia owszem była, ale w dresie, zamiast lalek, Gaba wolała wspinać się na drzewa. Ok, nadzieja w drugiej. Mela oczywiście sama słodycz. Sukieneczki, korony, róż i brokat, zamiast lali klucz i samochody.

7.00

KURA KU RAdości

7.00

Pokój dziecięcy. Niezwykłe ozdoby i meble dziecięce.

KIEDY MAMA NIE ŚPI

Pokój dziecięcy. Niezwykłe ozdoby i meble dziecięce.

MATKA NIE IDEALNA

Ciąża to nie choroba.

– Ciąża to nie choroba.- Starszy pan z cellulitem na twarzy przecedził słowa przez sztuczną szczękę. Jak dreptałam w miejscu, bo młode wkomponowało mi się którąś z kończyn w biodro, co spowodowało, że w towarzystwie „Przenajświętsza Panienko, dziecko, jego mać!”  wersji mniej cenzuralnej zgięłam się wpół, tak dreptać przestałam. Kolejka w składzie „dziadki” do laboratorium jak po toaletowy w PRL-u. Każdy dumnie dzierży w dłoni ... Artykuł Ciąża to nie choroba. pochodzi z serwisu matka-nie-idealna.pl.

Lady Gugu

Jak schudnąć? 15 powodów, przez które twoja waga ani drgnie.

Jak wiecie, ja też ostatnio jestem na diecie (Jak przytyć?), ale 90% ze znanych mi kobiet prowadzi właśnie działania dokładnie odwrotne, zastanawiając się, jak schudnąć. To normalne, że zimą organizm nabiera tłuszczu – to odwieczne prawo natury, która zawsze zwalnia bieg, kiedy nadchodzą mrozy. Dlatego większość pań zimą tyje, a wiosną bierze się za odchudzanie. Dieta, ćwiczenia, wyrzeczenia… mijają tygodnie, może miesiące, a waga ani drgnie. Dlaczego? Może popełniacie błędy, o których nawet nie wiecie – zobaczcie, co być może robicie źle i co można poprawić, żeby jednak uzyskać efekt odchudzający: Dieta bez ćwiczeń, ćwiczenia bez diety – nie ma innego sposobu na zrzucenie kilogramów, jak wytworzenie deficytu kalorycznego! W skrócie: musisz więcej spalać kalorii, niż ich zjadasz. Odradzam głodówkę – wyniszcza organizm, a gdy ją skończysz, jedzenie będzie smakowało tak bardzo, że rzucisz się na nie jak szalona. Zwiększ wysiłek, ogranicz kalorie – oto tajemnica odchudzania. Ćwiczenia mało urozmaicone – nie jest jednak bez znaczenia, jaki rodzaj aktywności wybierasz. Nawet najpiękniejsze mięśnie, rzeźbione na siłowni, nie będą widoczne spod warstwy tłuszczu (przypominam: tłuszcz nie zamienia się w mięśnie!). Zasada jest taka: najpierw zrzuć tłuszcz, potem buduj rzeźbę (czyli piękne ciało). Żeby pozbyć się tłuszczu, konieczne będą ćwiczenia aerobowe: bieganie, spinning, orbitrek, szybki marsz, rower itp. Ale po pewnym czasie organizm zaczyna się przyzwyczajać do wysiłku i podczas, gdy w trakcie pierwszego miesiąca codziennego biegania zrzucisz kilka kilo, to już ta sama intensywność w 2. miesiącu nie ruszy twojej wagi ani trochę. Dobrze jest więc zmieniać rodzaj ćwiczeń, stosować je naprzemiennie, urozmaicać, stosować treningi interwałowe (o zmiennym natężeniu tempa, np. przełaje). Szybkie odchudzanie. Szybko nie znaczy dobrze – jednak nie przesadzaj z ćwiczeniami. Jeśli ćwiczysz w zbyt dużym tempie, organizm nie spala tkanki tłuszczowej, tylko pracuje nad wydolnością. Optymalnym tempem jest takie, w trakcie którego możesz swobodnie rozmawiać. Nie odpoczywasz – cała natura musi mieć czas na regenerację. Podobnie twoje mięśnie – potrzebują chwili, aby się odbudować po wysiłku. Najlepiej robić treningi co drugi dzień, ale dbaj też, żeby towarzyszył ci codzienny, normalny wysiłek fizyczny. Ćwiczysz za krótko – zmartwię cię: organizm zaczyna spalać tkankę tłuszczową po ok. 35-40 minutach ćwiczeń! Oczywiście każdy wysiłek się liczy, jednak krótszy trening nie ruszy twojego tłuszczu, ale poprawi jedynie wydolność. Plusem krótkich treningów jest to, że przygotowują do dłuższego wysiłku, na który wkrótce będziesz gotowa. Diety odchudzające – zbyt mała ilość posiłków – jeśli chcesz schudnąć, musisz napędzić metabolizm. Żeby go napędzić, zwiększ ilość posiłków, bo jeśli jest ich mało, to organizm zaczyna odczuwać to jak okresy głodu i jeszcze usilniej gromadzi tłuszcz, nie pozwalając się go pozbyć. Nie rezygnuj ze śniadań i nie podjadaj między posiłkami! Zamiana na produkty light – produkty light, gdyby były zupełnie pozbawione tłuszczu i cukru, smakowałyby obrzydliwie. Więc producent zazwyczaj wybiera: 0% tłuszczu, ale dorzuca więcej cukru, żeby zrównoważyć smak. I odwrotnie – w produktach bezcukrowych jest czasem więcej tłuszczu, niż w produktach „nie-light”. Źle dobrana dieta – jednorazowa wizyta u dietetyka to koszt około 100 zł. Jeśli cię stać na pełne prowadzenie diety przez kilka miesięcy, to jest to świetna metoda na dostrzeżenie błędów. Jeśli nie, to może warto skusić się na jedną wizytę, która nakieruje cię na dobry trop. Dietetycy to naprawdę specjaliści! Za mało wody – jelita potrzebują bardzo dużo wody, żeby trawić poprawnie. Bez tego grożą nam zaparcia, a na pewno nie jest to komfortowa sytuacja do ćwiczeń fizycznych. Poza tym bez wody nie mamy tyle energii, ile potrzebujemy do ćwiczeń, podobnie jak nie rosną nam mięśnie, które składają się z 80% wody! Nie wyznaczasz sobie celu – podstawowa zasada dochodzenia do celu, to go sobie wyznaczyć. Określ konkretnie, do którego dnia chciałabyś zmieścić się w dane spodnie albo nawet kup ciuch specjalnie o rozmiar mniejszy. Najlepszym celem są oczywiście wakacje w raju, ale nie jedź w miejsce, gdzie jest tyle ludzi, że ze swoją otyłością wmieszasz się w tłum :).Wybierz kraj, w którym każdy dostrzeże twoją świetną figurę Ja oczywiście polecam Florydę, bo Amerykanie do najszczuplejszych nie należą. ( Wakacje na Florydzie) Unikasz węglowodanów – pozornie tuczą, ale bez nich nie mamy w ogóle energii do działania. Jedząc węglowodany przed treningiem, dostarczamy mięśniom paliwa. Ważysz się, zamiast mierzyć – ci, którzy się odchudzają, powinni wyrzucić wagę z domu. Twój ciężar zmienia się w trakcie dnia w zależności od tego, ile zjadłaś i jak dużo wody wypiłaś. Poza tym mięśnie ważą mniej niż tłuszcz – jeśli schudniemy i pozbędziemy się tłuszczu, a zyskamy mięśnie, to waga pokaże nam wyższy wynik! Zamiast ważyć się, mierz obwody: brzucha, pośladków, ud, maksymalnie raz w tygodniu. Wyniki będą miarodajne. Nie konsultujesz się z lekarzem – na dietę odchudzającą mogą pozwolić sobie osoby zdrowe. Dieta to duży wysiłek dla organizmu, zwłaszcza, jeśli jest restrykcyjna. Organizm, któremu nie dostarczasz odpowiedniej ilości składników, zacznie czerpać z zasobów witamin i składników… pod warunkiem, że je zgromadziłaś; braku nie odczujesz więc od razu, ale jeśli już objawy się pojawią, to będzie trudno bez leków wrócić do stanu homeostazy (czyli równowagi organizmu). Dobrze byłoby przed rozpoczęciem diety zrobić morfologię krwi, badanie moczu, zbadać enzymy wątrobowe i poziom niektórych hormonów – być może problemy z wagą to wina źle działającej tarczycy czy wątroby?.. Pijesz alkohol – jedna puszka piwa to aż 250 kalorii, a słodkie i półsłodkie wina mają w kieliszku około 100 kalorii, zupełnie podobnie jak jeden kieliszek wódki (w pokaż mi takiego, który poprzestaje na jednym…). Poza tym alkohol zaostrza apetyt! Wybierasz żywność kiepskiej jakości – odchudzanie nie należy do najtańszych przyjemności. Dowiedziono, że paradoksalnie tyją częściej ludzie biedni niż bogaci. A to dlatego, że ci pierwsi może i jedzą mniej, ale wybierają żywność gorszej jakości, przetworzoną, otłuszczoną. Syrop glukozowo-fruktozowy jest wszędzie, ale jeśli próbujesz mi wmawiać, że nie da się żyć bez keczupu, jogurtów owocowych czy sałatki z majonezem to mam dla ciebie wiadomość: NIGDY NIE SCHUDNIESZ! Jak zwykle trzymam za was kciuki. Dociera do mnie mnóstwo dowodów na to, że podejmujecie moje wyzwania i mam nadzieję, że gdy wyeliminujecie ewentualne błędy w odchudzaniu, będziecie tak szczupłe, jak sobie to założyłyście. Bo liczy się cel, pamiętajcie! Post Jak schudnąć? 15 powodów, przez które twoja waga ani drgnie. pojawił się poraz pierwszy w LadyGuGu.