HELOWA MAMA
Spowiedź matki frustratki.
Nawrzeszczałam dziś na dziecko. Darłam się jak głupia. Pierzchły gdzieś wszystkie ideały, którymi szczycę się na co dzień. Nie starczyło mi dziś rano cierpliwości, mądrości, a przede wszystkim czasu. Nie wyhamowałam, tam gdzie powinnam. Dałam się ponieść złości i bezsilności. Helka nie zrobiła niczego specjalnie złego. Ot, zagubiła się dzisiejszego poranka. Bo jak tu się nie zagubić, kiedy jednocześnie chcesz iść do przedszkola, ale nie chcesz się ubrać? Jak nie wpaść w złość i frustrację, skoro za nic nie masz ochoty na mycie zębów, ale chcesz, żeby były czyste? I jeszcze chcesz być uczesana, ale tak, żeby w żadnym wypadku nie dotknąć szczotki. Jak nie wpaść w złość wobec takiego rozgardiaszu we własnej głowie? No i wpadła. Cztery i pół roku to niewielkie doświadczenie w kiełznaniu własnych uczuć. A trzydzieści? Trzydzieści powinno wystarczyć, aby wiedzieć, że szept jest najlepszą odpowiedzią na krzyk, tak jak miłość najlepiej odpowiada na nienawiść a spokój pacyfikuje złość. Niestety, jeden rzut oka na zegarek sprawił, że umysł Matki Rak zawładnięty został jedną myślą "nie zdążymy". Durna kobieta pod presją czasu zapomniała o najważniejszym. A najważniejsze leżało na podłodze i darło się jak opętane. Nie pomagały prośby wypowiadane spokojnym tonem po raz enty. I coś w Matce pękło. Krzykiem pomnożyła krzyk, wściekłością wściekłość. I przeraziła się dopiero wówczas, gdy dotarło do niej, że trzyma na wyciągnięcie ramion swoje wierzgające dziecko, lecz zamiast je przytulić, wpycha je na siłę w spodenki. Dlaczego tak? ,,Bo się spóźnimy". Wiadomo, że spóźnienia do przedszkola karane są śmiercią przez rozstrzelanie! No i prawie pół godziny czekania na kolejny autobus- koniec świata. Gdy wreszcie przyszło opamiętanie, sytuację dało się opanować w minutę. I nawet udało się zdążyć na autobus- światła jakby specjalnie dla nas zaprogramowane. A w autobusie...-pseplasam mamo. To nie był dobry polanek. Byłam baldzo zła, jest mi smutno.-i ja ciebie przepraszam córeczko. Nie powinnam krzyczeć i nie powinnam ubierać cię na siłę.-ja nie jestem małym dzidziusiem, nie mozes mnie ubielać!-wiem, skarbie. Ja też byłam bardzo zła i nie wiedziałam co zrobić. Tak jak ty, czasami nie radzę sobie z tym co czuję.-Nie maltw się. Ja się jutlo ubiolę jak cłowiek i jesce ci pomogę. -a ja nie będę się zachowywać jak czarownica.-jutlo zacniemy od nowa! I zobacys jak będzie pięknie!I tak, wśród pocałunków i uścisków nastąpiło pojednanie. Obok żalu do samej siebie w sercu Matki Rak pojawiła się duma. W końcu dziecko, które potrafi tak przepraszać, wybaczać i rozmawiać o uczuciach, musiało dostać dobry przykład. Myśl, że bywam też dobrą matką nieco rozjaśniła ponury poranek. Skłamałabym jednak twierdząc, że wyczyściła wyrzuty sumienia. O to nie tak łatwo, ale dam radę. Bo umiejętność wybaczania i wyrozumiałość najlepiej ćwiczyć na sobie. A jutro? Jutro zaczniemy od nowa. I dopilnuję, że będzie pięknie! Najwyżej spóźnimy się na autobus.