…bo jestem mamą

Dziękuję, Madame Lara

foto: ramroh Rzadko mi się zdarza, może nawet nie zdarzyło się nigdy dotąd, żebym czuła taką silną więź z kimś, kogo wcale nie znam osobiście.  Tylko dlatego, że słucham, jak śpiewa. Tak mi się właśnie zdarzyło, kiedy usłyszałam Larę Fabian i trwa od jakiś 4 tygodni. Wszystko, co tu dzisiaj napiszę, będzie prawdopodobnie egzaltowane, ale nic na to nie poradzę, bo coś takiego to święto i to jest dla mnie niezwykłe. I na dodatek ten stan bardzo mi odpowiada. Jedyne, co mnie smuci to to, że pewnie nigdy nie spotkamy się twarzą w twarz, a chciałabym jej podziękować, bo to dziwne moje z nią spotkanie sprawiło, że się obudziłam, wciąż budzę ze smutnego snu. Mam wrażenie, że miałybyśmy o czym rozmawiać. 25 marca umieściłam na blogu filmik. Lara Fabian podczas koncertu w Paryżu. To było tuż po zamachach w Brukseli. Było mi strasznie ciężko. Opadły mnie tak czarne myśli, zastanawiałam się ciągle, jak obronię moje dziewczyny. Rzadko wchodzę na Facebooka, a wtedy weszłam, sama nie wiem dlaczego. I kliknęłam w jeden z filmików, które ktoś zamieścił w grupie, którą obserwuję. Filmików było mnóstwo, a ja kliknęłam w ten. Bo ja wiem dlaczego? Wrażenie było niesamowite. Ten śpiew wielkiego tłumu ludzi, te jej wielkie, zaskoczone oczy, pianista, który z takim uczuciem ciągle grał. Pomyślałam, że to jest odpowiedź na ten mój strach i smutek. Jest o miłości i z miłością, więc na przeciwnym biegunie od tego, co się właśnie stało. Lary nie usłyszałam w zasadzie, bo nie było okazji za bardzo, a że nigdy wcześniej jej nie widziałam, nie słyszałam, nie wiedziałam o jej istnieniu, to i nie zaprzątałam sobie nią głowy. Za kilka dni jednak wróciłam do niej, bo coś nie dawało mi spokoju. Gdzieś z tyłu głowy plątało mi się pytanie: dlaczego ci ludzie tak śpiewali? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam. Była w tym jakaś siła, wiedziałam, że oni wszyscy śpiewają, że ją kochają. I zaczęłam szukać. I wtedy usłyszałam, jak Lara śpiewa. I to był koniec mojego dotychczasowego życia. Możecie się śmiać, zdaję sobie sprawę z tego, jak to brzmi, ale coś się ze mną stało. Ostatnie miesiące, właściwie 2 – 3 lata to nie jest dobry czas w moim życiu, mówiąc bardzo delikatnie. Trzymam się. Zawsze myślałam o sobie, że jestem silna, ale ostatnio było źle. Nie mam natury depresyjnej, jestem raczej optymistką, ale tym razem byłam prawie pokonana. Zdarzało się, że z wielkim trudem wstawałam rano z łóżka, a najchętniej nie wracałabym do domu. Tylko moje królewny sprawiały, że trzymałam się ciągle jako tako w garści. I ten blog czasami. Pisanie o świecie takim, jaki chciało by się, żeby był, też pomaga. Choć nie zawsze i nie do końca, tym bardziej, że nigdy nie chciałam pisać tak do końca o sobie, bo przecież kogo może to zajmować? Nie wiem, co by się stało, gdybym nie usłyszała wtedy Lary. Mówię całkowicie poważnie. Płakałam, śmiałam się, wszystko mnie w środku bolało, zresztą ciągle boli, bo ciągle słucham, nie mogę się od niej uwolnić. Wcale zresztą nie chcę. W zasadzie nie wiem nawet o czym śpiewa, jedynie piąte przez dziesiąte, kiedy śpiewa po angielsku. Francuskiego nie znam wcale, a mimo to mam wrażenie, że wszystko rozumiem. W wywiadzie młodziutka Lara mówi, że myśli, że czuje, że jest jakiś uniwersalny język, poza słowami, którym mogą się porozumieć ludzie o podobnych duszach. Cóż, ja chyba tego właśnie doświadczam. Po „Je t’aime”, usłyszałam „Caruso” i od tego właściwie się zaczęło, ale myślę, że to nagranie chociaż trochę wyjaśni Wam, dlaczego tak bardzo mnie wzrusza to, co robi Lara Dlaczego wcześniej nie wiedziałam, że muzyka ma taką moc? A może nigdy nie usłyszałam tego, co do mnie naprawdę przemawia? Dlaczego nigdy wcześniej Lary nie słyszałam? Jesteśmy przecież rówieśniczkami. Kojarzę tylko „I will always love you”, ale to jest takie inne od całej reszty tego, co zaśpiewała. Cóż, pozostaje napisać, że prawdopodobnie wszystko ma swój czas. Bardzo szybko poznałam chyba wszystko, co można znaleźć w Internecie. Obejrzałam dostępne koncerty, ściągnęłam muzykę na swój telefon i słucham właściwie bez przerwy, kiedy tylko mogę. Myślałam, że mi się to znudzi, ale się nie nudzi, a wręcz przeciwnie za każdym razem, kiedy zaczynam słuchać, czuję się szczęśliwa i wolna. Lara Fabian z osoby, o której istnieniu nie miałam pojęcia, stała się częścią mojego życia. Bardzo ważną częścią. Trudno nie zainteresować się człowiekiem, który nagle staje się taki ważny, więc szukałam, kim Lara właściwie jest. Pierwsze było zaskoczenie. W tym całkiem pierwszym filmie z koncertu zobaczyłam młodą, piękną dziewczynę. Nie spojrzałam na datę, więc, kiedy znalazłam kolejny film, byłam zaskoczona, kim jest ta dojrzała kobieta, która śpiewa tak pięknie. I ma te same oczy i nazywa się tak samo. A potem jeszcze zobaczyłam pulchną egzaltowaną czarnulkę, która nazywała się tak samo, jak dwie poprzednie. Jej metamorfoza jest niesamowita. Zarówno zewnętrzna, jak i ta wewnętrzna, która chyba na zewnętrzną ma wielki wpływ. Ta młoda dziewczyna ma tyle energii, że wygląda tak, jakby jej w sobie nie mogła pomieścić. Patrzenie na nią i słuchanie jej robi niesamowite wrażenie. A ona oddaje wszystko, co ma. Tak po prostu, chce się tym podzielić bez względu na konsekwencje, z których sobie chyba nie zdaje wtedy sprawy. Śpiewa całą sobą. Śpiewa tak, jakby nie umiała i nie chciała robić nic innego. Zresztą w jakimś wywiadzie sama mówi, że nie potrafi robić nic innego, bo od dzieciństwa śpiewanie i muzyka to całe jej życie. Bo dają jej taką radość, że nie chce robić nic innego. Potem przychodzą konsekwencje takiego zupełnego oddania. Nie wszyscy chyba podzielają jej zachwyt i podejście do występów. Jest depresja, anoreksja chyba, nie wiem na pewno, wnioskuję z tego, co widać. I Lara robi się jakaś malutka, wystraszona, sprawia wrażenie, jakby wszystko mogło ją zranić, często płacze. Na szczęście ma przyjaciół i dzięki nim udaje jej się przetrwać. Wtedy publiczność pierwszy raz śpiewa dla niej „Je t’aime” i to przywraca jej życie. To jest naprawdę genialne. Jeśli będziecie chcieli, znajdziecie ten film. Jakość jest okropna, ale warto  to zobaczyć, coś takiego nie zdarza się codziennie. Lara powoli wraca do zdrowia, zaczyna się śmiać, cieszyć i kochać. Jest już jednak inna, jakby bardziej spokojna, opanowana, bardziej skupiona na pracy nad swoim głosem, pisaniem, komponowaniem, jakaś bardziej delikatna. Wtedy pojawia się coś, co mnie przyprawia o dreszcze. Po wydaniu płyty „Nue” i koncertach, po spotkaniach z publicznością, która wielbi ją prawie na kolanach, wydaje się, że Lara jest w szoku. Ci wszyscy ludzie mówią, że ją kochają, niektórzy wpadają w histerię, mówią jej, jaka jest piękna. Boże, jak tu nie zwariować? Ludzie nie zdają sobie sprawy z wagi wypowiadanych słów i z tego, że krzywdę można zrobić nie tylko złorzecząc. Miała 30 czy trochę więcej lat, była po ciężkich przejściach, prawdopodobnie, bo nie do końca zrozumiałam, skąd właściwie wzięła się ta jej depresja. Była wcześniej krytykowana za sposób w jaki śpiewa, miała złamane serce i coś nie poszło w Stanach ( i w sumie dobrze, bo wtedy mogłoby nie być Lary Fabian takiej, jaka jest na szczęście dzisiaj), no i oczywiście była porównywana. Z Celine Dion. Dlatego, mam wrażenie, że całkowicie, jeszcze bardziej oddała się tej uwielbiającej ją publiczności. Ona daje wszystko, również poza sceną, oni ją kochają i reszta może nie istnieć. Taki układ. Zresztą, co Wam będę mówić, zobaczcie to Kiedy Lara śpiewa na scenie, jest całkowicie bezbronna. Jest wielka, bo jest Artystką i jak mówi, to jest jej robota. Wszystko jest przemyślane i zaplanowane, ale ona jest całkowicie bezbronna, całkowicie sama, jak mały, kruchy listek. Wystarczy jeden impuls i nie potrafi powstrzymać łez. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Kiedy oglądam jej koncerty, mam zawsze takie uczucie, że coś jej się stanie i coś ściska mnie w gardle. Daje wszystko, co ma, wszystkich obdarowuje, ale czy sobie coś zostawia? Ciągle walczy o to swoje, sama ze sobą i ze światem, ale to nie jest walka na śmierć i życie. To jest walka na uczucia. Ona nie chce z nich zrezygnować, choć wtedy pewnie byłoby wygodniej. W tym, co sama pisze i komponuje, radość miesza się ze smutkiem i melancholią. Wisława Szymborska w jakimś wykładzie zdaje się, który wygłosiła przed wręczeniem jej nagrody Nobla powiedziała, że każdy artysta wciąż odpowiada sobie na pojawiające się w jego życiu ‚nie wiem’. Każda odpowiedź jest tymczasowa, bo za moment pojawia się kolejne ‚nie wiem’, na które trzeba sobie odpowiedzieć. I to chyba słychać w tym, co Lara pisze i komponuje. I w tym jak śpiewa też. Ostatnia płyta  ” Ma vie dans la tienne”, którą promuje podczas trwającej trasy koncertowej, jest jakby trochę bardziej jasna i pogodna. Ostatnie koncerty też wyglądają już trochę inaczej. Jakby Lara uporała się z tym, co działo się wcześniej, jakby trochę inaczej podchodziła i do siebie i do publiczności. To pewnie sprawa doświadczenia, wieku, tego wszystkiego, co się dzieje na co dzień, doświadczeń ostatnich kilku lat. I dobrych i trudnych, kiedy chyba przestała słyszeć, ale zdaje się znalazła kilka odpowiedzi w ciszy. Wyobrażacie sobie, co znaczy nie słyszeć, dla kogoś, kto żyje muzyką 24h na dobę? To, co teraz napisałam to taka układanka ze skrawków, które udało mi się zrozumieć w tekstach po francusku. Tłumaczyłam przy pomocy tych internetowych dziwadeł, więc wychodzi czasem co najmniej dziwnie:-) Nie, nie, nie narzekam, gdyby nie one nic bym nie wiedziała. No, to takie moje przemyślenia psychologa – amatora:-) Koncerty Lary Fabian to jest w ogóle moim zdaniem osobna historia. Ona właściwie niczego nie potrzebuje poza muzykami i mikrofonem. Żadnych fajerwerków, cekinów, efektów specjalnych, obłędnych dekoracji, ani strusich piór. Nie musi machać gołym tyłkiem na scenie. Wystarczy, że jest i śpiewa. I jeszcze rozmawia z publicznością, coś opowiada. To już w ogóle jest osobny temat, nigdy czegoś takiego nie widziałam i bardzo chciałabym doświadczyć osobiście. W maju da 3 koncerty u nas, ale ja prawdopodobnie nie będę mogła być na żadnym. Chyba, że zdarzy się jakiś cud. Bilety kosztują tyle, że muszę się pogodzić ze swoją nie do końca wesołą rzeczywistością. Taka mała ironia losu. Nigdy nie jeździłam na koncerty ze strachu przed tłumem, którego panicznie się boję. Dzisiaj pokonałabym ten strach, żeby pojechać i jej posłuchać, a tu figa z makiem. Bywa. Pomimo tego minimalizmu na scenie i tak nie można oderwać od niej oczu, ale warto je jednak czasem po prostu zamknąć i posłuchać. To jest coś. A do tego te wszystkie niby drobiazgi. Kiedy pyta na lotnisku ludzi, którzy przyszli ją przywitać, kto jej kiedyś podarował miód, bo to był najlepszy miód, jaki jadła. Przyjmuje od ludzi wszystkie prezenty i jest zainteresowana tym, co dostaje, ogląda książki, zagląda do czekoladek. Prosi ochroniarza, żeby się przesunął, bo nie może porozmawiać z jakimś człowiekiem, po czym oddaje mu torebki z prezentami Kiedy kręci „Mademoiselle Zhivago” nie zachowuje się, jak gwiazda, nigdy się zresztą tak nie zachowuje, znosi wszystko, bez jednego słowa sprzeciwu. Dostosowuje się do wszystkich wskazówek. Je z całą ekipą z plastikowego talerzyka, a oni wcale nie zwracają na nią uwagi, gadają z sobą po ukraińsku Cпасибо Madame – jedyna dziękuje mamie niemowlaka, który wystąpił w filmie. Zależy jej na tym, żeby to cпасибо powiedzieć, wchodzi w słowo zdziwionemu reżyserowi, który wygłasza zwykłe podziękowania dla ekipy po skończonym dniu zdjęciowym. Bo przed chwilą miała w rękach czyjś największy skarb i jest za to wdzięczna. Zawsze dziękuje ludziom, z którymi występuje na scenie. Po każdym koncercie odwraca się tyłem do publiczności i bije im brawo. Od lat widać obok niej tych samych ludzi, ma tych samych przyjaciół od czasów dzieciństwa, z którymi utrzymuje ciągle żywy kontakt. Ciągle wszystkim mówi, że są genialni, że robią rzeczy genialne i ciągle za wszystko dziękuje. I udało jej się pozostać sobą przez te wszystkie lata, zachować własne poczucie piękna. Nikomu i niczemu się nie sprzedała. I jest silna pomimo swojej kruchości . Jest jak światełko w tunelu, w świecie, w którym to wszystko nie jest takie oczywiste. Dlatego pewnie ludzie, którzy gdzieś w środku pomimo wszystko zawsze jednak pragną prawdy i piękna, tak bardzo ją kochają. I na dodatek Lara ma genialne poczucie humoru, na swój temat też. I potrafi się cieszyć, jak dziecko. I na dodatek bez względu na to czy śpiewa dla setek ludzi na stadionie czy dla 3 osób, śpiewa zawsze z takim samym zaangażowaniem i oddaniem. Cóż, w bardzo przyspieszonym tempie poznawałam Larę Fabian. W ciągu trzech tygodni poznałam właściwie całe jej życie na scenie i poza sceną – to oczywiście proszę wziąć w wielki cudzysłów. W całym polskim Internecie nie znalazłam właściwie nic, poza informacjami na temat majowych koncertów i biografii, które kończą się w okolicach roku 2000 – 2002. Dobrze, że Rosjanie i Ukraińcy  mocno ją kochają, bo to głównie dzięki ich napisom w ogóle cokolwiek wiem. I pomyśleć, że kiedy mnie zmuszano do nauki rosyjskiego, byłam święcie przekonana, że on mi się nigdy i do niczego nie przyda. Poznałam jej rodzinę i przyjaciół. Wysłuchałam chyba większości jej utworów i chyba najbardziej dzisiaj mnie chwyta za serce „Le Secret”. Muszę przyznać, że czasem można się zgubić oglądając to wszystko, co można znaleźć w Sieci. Tu zapłakana artystka, tu szalejąca ze szczęścia kobieta. Tu intymna rozmowa – wywiad w cztery oczy, tu dziwne programy talk-show podczas, których czasem bawi się na całego, a czasem jest chyba trochę zażenowana. Nie widziałam pewnie wszystkiego, ale można się zgubić, można zapytać, kim w końcu jest ta kobieta? Kiedy miałam marzenie zostać aktorką i wszyscy, którzy mnie znali, o tym wiedzieli, zdarzało się, że mówili: pokaż coś, zrób minę, zagraj coś. A ja nie potrafiłam. Byłam Magdą, a Magda była cicha i nieśmiała, lubiła się wygłupiać i robić z siebie wariata, ale tylko wtedy, kiedy to wychodziło naturalnie i pomagało rozładować na przykład ciężką atmosferę. Dopiero na scenie byłam kimś innym i mogłam „pokazywać”. Myślę, że Lara poza sceną jest po prostu Larą. Kochającą swoich rodziców. Mamą i dzisiaj szczęśliwą żoną. Wrażliwą kobietą świadomą swojego daru, którym chce się dzielić, ale nie nadającą mu jakiegoś boskiego sprawstwa, jak to się czasem ludziom chyba wydaje, kiedy się czyta i ogląda te setki emocjonalnych wypowiedzi. Ona kocha to, co robi, śpiewanie daje jej szczęście i chce się tym dzielić. Po prostu. Lara codziennie długo ćwiczy swój głos. Jak instrument. Słucha swoich nauczycieli, nie uważa się za alfę i omegę. Trzyma dyscyplinę. Jest w jednym z filmów taki moment, kiedy to widać. Dzięki temu, co tam mówi, inaczej myślę o moim własnym, nieudolnym śpiewaniu i coś tam mi się nawet udaje z siebie wydobyć inaczej niż dotąd:-) Komuś tak wrażliwemu, jak ona  nigdy nie jest łatwo. Nie jest łatwo komuś, kto za wszelką cenę chce ocalić w sobie dziecko, a komuś kto ciągle jest poddawany ocenie, czasem krytyce, jest po prostu ciężko. Mimo wszystko daje radę. Raz lepiej, raz gorzej. Lara Fabian jest jednocześnie słaba i silna, dlatego prawdziwa i ma głos anioła, którym ratuje niektórym ludziom życie:-) Jak uratowała moje życie? W dziwny sposób, niewytłumaczalny dla mnie zupełnie, pootwierała we mnie pozamykane dawno drzwi. Odezwały się we mnie pragnienia, marzenia, obrazy, uczucia, które za tymi drzwiami kiedyś pozamykałam. Nie wiem co z tego wyniknie, bo teraz mam potworny mętlik w głowie i w sercu. Mnóstwo nierealnych pomysłów i wrażenie, że wszystko uda mi się zmienić, a za chwilę panicznie się boję, że nic z tego nie wyniknie. A naprawdę jeśli z tego wszystkiego uda mi się w krótkim czasie zrobić choć jedno, to będzie wspaniale. Pierwszy krok. Jest mi bardzo potrzebny. I nie chodzi mi wcale Bóg wie o co. Być może uda mi się wrócić w jakimś małym stopniu do mojego marzenia, ale przede wszystkim chodzi o te małe sprawy codzienne, które mogłyby być lepsze, piękniejsze, delikatniejsze. Nie potrafię tego opowiedzieć, nie potrafię tego jeszcze z siebie wyciągnąć. Może mnie rozumiecie, może nie. Pewnych rzeczy i spraw nie da się rozplątać ot tak, to trzeba będzie układać powoli od nowa, ale najważniejsze dla mnie dzisiaj, że znowu widzę i słyszę. Że sobie przypominam powoli, że wcale nie trzeba rezygnować z bycia wrażliwym, jeśli to dla Ciebie ważne. Niby to wszystko wcześniej wiedziałam, ale nie dopuszczałam tego do głosu ze stu różnych powodów. Teraz z tym koniec. Od dzisiaj chcę być tym, kim jestem i taka, jaka jestem. I chcę o tym pamiętać. Teraz w razie czego, mam gdzie uciec, bo jest muzyka i głos Lary Fabian. A ja uczę się francuskiego. Jasne, że nie wszystko, co napisała i zaśpiewała jest tak samo świetne. Jasne, że nie do każdego z pewnością przemawia, ale jest mnóstwo ludzi, którzy ją naprawdę kochają w taki czy inny sposób. Na pewno jednak sprawia, że świat staje się lepszy. Gdyby takich Ludzi i Artystów było więcej… Dziękuję, Madame Lara:-)

Kawa ósmym cudem świata

Młoda Mama w Dolinie Hipsterów

Kawa ósmym cudem świata

SZKODNIKOWO

Wypad na koniec świata

W weekend wylądowaliśmy na końcu świata. Gdzieś w Bieszczadach. Bez prądu, wody i zasięgu jakiejkolwiek sieci. Niemniej to co zwykle nas dosięga i tam dosięgło! Kumpel wziął ze sobą trzynastoletnią […] Powiązane wpisy: Co robią matki o 22:16 Co łączy zupkę chińską i rabarbar Już jutro wakacje!

Świetne kolorowanki dla dzieci od 2 do 10 lat.

KIEDY MAMA NIE ŚPI

Świetne kolorowanki dla dzieci od 2 do 10 lat.

Łaciate ciasto z białek.

MAMUSIOWO BORSUCZKOWO

Łaciate ciasto z białek.

DOOKOŁA NAS

Książki na dobranoc cz. I

Każdy wieczór u nas to rytualne czytanie. Czytam na sen Mikołajowi każdego wieczoru. Myślę, że dzieciom, którym rodzice czytają wieczorem ten rytuał zapadnie w pamięci na całe życie, ja do dziś pamiętam jak mama czytała mi wieczorem „Piotr i Urszula”. Dałabym wiele żeby mieć ten egzemplarz u siebie. Wybieramy książki, które mają dużo treści, a […] To tylko fragment wpisu! Kliknij na tytuł, aby przeczytać całość. Książki na dobranoc cz. I. Dołącz do nas na Facebook-u Dołącz do nas na Google+

BUUBA

Dwa pomysły na dobry obiad!

Jeśli kochasz swoje dzieci to na pewno dbasz skrupulatnie o ich zdrowie. Nie ma nic lepszego, jak wprowadzanie małymi kroczkami zdrowych produktów do ich diety. Obiecaj mi, że od dziś będziesz o to dbać! Mam dla Ciebie dwa fajne pomysły jak wykorzystać pełnoziarnisty makaron tak, by dzieci go zjadły z apetytem. Zanim dojdziemy do przepisówCzytaj dalej

Zagracie z nami w Angry Birds? Gra typu „zrób to sam w domu”.

MAMA W DOMU

Zagracie z nami w Angry Birds? Gra typu „zrób to sam w domu”.

Czy znacie jakieś dziecko, które nie lubi otaczać się ubraniami i gadżetami ze swojej ulubionej bajki? Odbierając Damianka z przedszkola czy nawet Krzysia ze szkoły, mijam błękitne sukienki z wizerunkiem Elzy, żółte Minionki na koszulkach, Szturmowców na kaszkietówkach czy nie wychodzącą z mody Myszkę Mickey! W naszych szafach nie inaczej! Na półkach z zabawkami również […]

Zagracie z nami w Angry Birds? Zrobiliśmy sami grę! (DIY)

MAMA W DOMU

Zagracie z nami w Angry Birds? Zrobiliśmy sami grę! (DIY)

Czy znacie jakieś dziecko, które nie lubi otaczać się ubraniami i gadżetami ze swojej ulubionej bajki? Odbierając Damianka z przedszkola czy nawet Krzysia ze szkoły, mijam błękitne sukienki z wizerunkiem Elzy, żółte Minionki na koszulkach, Szturmowców na kaszkietówkach czy nie wychodzącą z mody Myszkę Mickey! W naszych szafach nie inaczej! Na półkach z zabawkami również […]

BAKUSIOWO

Gadżet, którego zapragnie każda Pani Domu (i Pan też!)

i kawałek bakusiowego salonu :)

subtelnie

DWARAZYW

subtelnie

Blog o modzie dla dzieci i nastolatek DwaRazyWWłaśnie taką subtelną i delikatną lubię ją najbardziej. Nie ma co ukrywać, że odkąd poszła do szkoły i to na dodatek do klasy sportowej, zaczęła nosić coraz częściej luźne spodnie, sportowe buty i bluzy. Coś czego kiedyś nie nosiła w ogóle. Trudno było wtedy wynaleźć cokolwiek w jej szafie, co by się nadawało na np. na wycieczkę rowerową. Wraca jednak do tego swojego (mojego ulubionego) stylu. Ulotnego, zwiewnego i takiego bardzo dziewczęcego. Spódnica delikatna jak mgiełka. Z niecierpliwością czekam na wersję dla mam. Na ombre w takim wydaniu zawsze znajdzie się miejsce w mojej dość już pełnej garderobie.  spódnica - Kids On The Moonponcho - Mayumaysweter - Zarat-shirt - Sywlia Majdanbuty - Annielnaszyjnik - Miszkomaszko 

MAMA TRÓJKI

JAK RADZIĆ SOBIE Z DOROSŁYM NASTOLATKIEM?

                 Twój nastolatek ma już osiemnaście, dziewiętnaście lat? Jest dorosły, uważa się za pępek świata, ma wszystko w dupie i nadal jest na twoim utrzymaniu. Chce być modnie ubrany, imprezować, nie ma chęci na naukę i pracę. Hajs mu się zgadza, bo to twój hajs. Odnajdujesz domowy obraz w powyższym opisie? To tekst dla ciebie. Twoja kasa, twój nastolatek, twoje nerwy. Poniżej krótka

Przecież

KURA KU RAdości

Przecież

Dzień z życia rodzica (2)

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Dzień z życia rodzica (2)

Zniknęłam w czeluściach Internetu, ale znów jestem

…bo jestem mamą

Zniknęłam w czeluściach Internetu, ale znów jestem

BUUBA

5 Międzynarodowe Targi Książki w Białymstoku

W Białymstoku mieszkam odkąd zaczęłam tu studia. Z podziwem patrzę, jak to miasto rozwija się w bardzo szybkim tempie. Pamiętam, że jak się tu wprowadziłam, nie było żadnej galerii zakupowej, a w miejscu gdzie powstała pierwsza, nie było nawet ulicy, tylko jedno wielkie bagienko. Budzę się każdej wiosny na nowo, na nowo poznaje ulice iCzytaj dalej

Porcja witamin w wersji fit

Makóweczki

Porcja witamin w wersji fit

To siódmy miesiąc mojej drogi do lepszej sylwetki. Jeśli myślicie, że się poddałam, to jesteście w błędzie. Po prostu wybieram drogę slow, która niweluje ryzyko efektu jojo. A przynajmniej tak sobie tłumaczę dłuższy zastój w spadających kilogramach ;). Ale nic nie idzie na plus, więc uznajmy, że jest dobrze. Jeśli miałabym fit – rok, zamknąć na bilansie -10kg i minus kilkadziesiąt w obwodach, to byłabym naprawdę zadowolona. Po starcie z samodzielną walką i średnio zdrową dietą, która o dziwo zadziałała, a którą (nie) opisywałam Wam TU, przeszłam na zdrowe i wolniejsze odchudzanie z dietetykiem.  Od razu muszę Wam napisać, że z dietetykiem dietę „bikini” lub „niedługo wakacje” powinno się zaczynać… we wrześniu. Dosłownie! Dietetyk nie będzie chętny odchudzać nas na szybko i na wariata. Jeśli dążycie do szybkiego efektu poszukajcie trenera, który rozpisze Wam dietę z pakietem ćwiczeń i regularnie będzie monitorował Wasze postępy. Ponoć można zgubić 5-10kg w 6 tygodni. Ale to nie u dietetyka. Ten będzie się martwił bardziej tym co po tych 6 tyg. nastąpi. A jest duża szansa, że zjecie własne dzieci ;) Wracając do diety. Dostałam pełną rozpiskę każdego dania. Posiłków miało być 4 + przekąska. I sok warzywny kiedy i ile chcę. I dziś kilka słów właśnie o nim. Bo gdybym miała jeszcze dwa miesiące temu powiedzieć, że jestem jego fanką to bym skłamała… baaardzo! Musicie zrozumieć, że mój pogląd o soku budował przez lata mój tata. A pił go tak – sok warzywny lub pomidorowy, cebula pokrojona w kostkę i przyprawy. Wymieszać i wypić chrupiąc. Traaaauma! Dodatkowo od ośmiu lat żyję z sokopijcą, Panem Tatą. Dla niego jedynym wyborem do picia w restauracji, na wyjściach czy do obiadu, jest sok warzywny. Nijak mi to nie pasowało jak on pizze sokiem zapijał. Więc kiedy dietetyk kazał mi ten sok pić i to kilka razy dziennie, nie wiedziałam jak się przełamać. Zwlekałam równy miesiąc, aż… weszłam kiedyś do sklepu, sięgnęłam na półkę po pierwszy lepszy i… tak zrodziła się miłość. Do tej pory nie wiem na jaki wtedy przypadkowo trafiłam, ale był pyszny, naturalny, dobrze doprawiony, taki mniaaam! Wcale nie bezsmakowa masa pomidorowa. Podzieliłam się odkryciem z mężem i od tego czasu mamy zawsze co najmniej kilka rodzajów soku warzywnego w tym pomidorowego w szafkach i lodówce. Pijemy je wręcz nałogowo. Tym bardziej, że soki nie mogą zawierać i nie zawierają żadnych sztucznych substancji, takich jak konserwanty, barwniki czy sztuczne aromaty. Sok śmiało stanowić pożywną przekąskę. Porcja soku warzywnego, czyli szklanka 200 ml zawiera około 48 kcal! A pomidorowego jedynie ok 36 kcal. Tyle co nic, a czym jak nie warzywami zapełnicie żołądek trwalej?  Dodatkowo to mega porcja witamin! Rewelacyjna w momencie kiedy mamy kawałek mięsa, lub inne danie jednogarnkowe czy też kaszowo – ryżowe, ale bez wymaganej w diecie porcji warzyw. Dodajemy szklaneczkę soku i w minutę dostarczamy organizmowi bombę substancji odżywczych, mikro- i makroelementów, antyoksydantów i błonnika w najzdrowszej wersji. Fit muffiny: – dowolne warzywa pokroić w kostkę – dodać ser feta lub mozarella – zalać jajkiem roztrzepanym z kilkoma łyżkami mąki i połową łyżeczki proszku do pieczenia (+przyprawy) – piec około 20 minut w 180C – zjadać popijając sokiem :) Okiem Pana Taty To prawda, jestem fanem soków warzywnych odkąd pamiętam. Jednak to nie była miłość od pierwszego…łyku. Na początku motywacją była po prostu dieta, potem odkryłem jego właściwości zdrowotne. Z czasem polubiłem jego smak, który urozmaicał mi większość posiłków. Sok warzywny oprócz tego, że jest zdrowy ma w moich oczach jeszcze jedną ważną zaletę – jest gotowy! Ogólnie lubię warzywa, o ile są już umyte, obrane i przygotowane do spożycia. Co jednak nie zdarza się często i wtedy na ratunek przychodzi sok. Często też wybieram sok warzywny zamiast ketchupu. Nie, nie polewam nim potraw, po prostu popijam co w rezultacie daje efekt podobny do ketchupu, a jest z pewnością o wiele zdrowszy. Materiał sfinansowany ze środków Funduszu Promocji Owoców i Warzyw

NEBULE

Zabawki edukacyjne – ciało człowieka

Zabawki edukacyjne to mój konik. Wspominałam Wam wielokrotnie, że w rozwoju dziecka występują okresy sensytywne, czyli wzmożone zainteresowanie jednym tematem. U nas były już litery, mapy, Gwiezdne Wojny… Od dłuższego czasu trwa faza wrażliwa na zagadnienia związane z ciałem człowieka.   Zabawki edukacyjne Zaczęło się od zwykłej książeczki, którą kupiłam dawno temu i leżała przez… Artykuł Zabawki edukacyjne – ciało człowieka pochodzi z serwisu Blog dla świadomych rodziców - Nebule.pl.

BAKUSIOWO

Już wiem czym jest szczęście, którego nie da się opisać słowami.

Chwilo trwaj...

HELOWA MAMA

O "nieświętych" co garnki lepili.

Pamiętacie jak razem zbieraliśmy kredki (tu żeśmy zbierali)?  Podarowaliśmy wówczas zbłąkanym owieczkom chwile beztroskiej zabawy. Pokazaliśmy wtedy MOC. Przypominam Wam to nie bez przyczyny. Chcę, żebyście przywołali w sobie to uczucie, które ogarnia ludzi "dobroczyniących". Przyjemnie było, prawda? Mam świetną wiadomość! Możemy to powtórzyć! Tym razem uratujemy magiczne miejsce, które ma na swoim koncie uratowanie wielu dzieciaków. Nie, nie ratują tam dosłownie, nie reanimują, nie robią przeszczepów ani transfuzji. Wrocławska Galeria Młodych w ramach ratowania, zaraża! Zaraża sztuką. Robi to wszędzie gdzie da radę- zwłaszcza w obrębie obszarów zagrożenia patologią społeczną. Jak to działa? Przy współpracy ze świetlicami środowiskowymi, szkołami oraz ośrodkiem opieki społecznej, Galeria organizuje kursy i warsztaty. Dzięki zapaleńcom i  wolontariuszom, dzieciaki i młodzież  borykający się na co dzień  z wieloma problemami, mogą zaznać dobrodziejstwa specyficznej terapii- terapii sztuką! Niestety, na świecie istnieje zbyt wielu ludzi dla których takie działania to brednie. Nie rozumieją oni jakie efekty przynosi rozbudzanie w dzieciach kreatywności. Nie wiedzą, że uświadomienie zbuntowanemu nastolatkowi, że w jego palcach drzemie twórcza moc, może przynieść wspaniałe efekty.  I dlatego działanie Galerii jest tak ważne i tak bardzo potrzebne! Niestety, ignorancja tych, w których rękach spoczywają decyzje dotyczące finansowania takich inicjatyw, okazuje się przeszkodą nie do pokonania. Oczywiście, każdy chętnie wspomógłby kulturę ( bo to dobrze wygląda w życiorysie), ale co ma kultura do bandy dzieciaków lepiących krzywe garnki? Organizacja pożytku publicznego- jasne, pod warunkiem, że dotyczy karmienie sierot. Wyrównywanie szans poprzez warsztaty umuzykalniające i literackie? Brednie! Na co biednym dzieciom plastyka? Aktywizowanie dorosłych? A po co ich aktywizować? Starzy już, niech się nie wygłupiają, że teraz obrazy zaczną malować! I tym sposobem kobieta, która poświęciła projektowi blisko dwadzieścia lat, odbijając się od drzwi stanęła przed groźbą zamknięcia Galerii. Możni tego świata uznali, że sztuka to luksus dla bogaczy. Finansowanie niewielkiej organizacji krzewiącej kulturę, nie ma przecież sensu. Po cholerę kultura szarakom? I tak, podczas gdy panowie w drogich garniturach mówią: niestety, nie mamy funduszy na ratowanie waszej inicjatywy, gdzieś tam, w szarym falowcu zgrzyta zamek w drzwiach. Do ciemnego przedpokoju wchodzi młody Michał Anioł z kluczem na szyi. Mógłby już wkrótce zadziwić świat dziełem na miarę piety. Mógłby, gdyby ktoś włożył mu w dłonie pierwszą bryłę gliny. 

Historie i opowiadania biblijne dla dzieci.

KIEDY MAMA NIE ŚPI

Historie i opowiadania biblijne dla dzieci.

Afrykarium Wrocław

Lady Gugu

Afrykarium Wrocław

Matka wraca do pracy.

BLOND MAMA

Matka wraca do pracy.

BAKUSIOWO

Zabezpieczony: Jak zrobić tort z pieluszek?

Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.

MATKA NIE IDEALNA

Nieważne.

PATOLOGIA CIĄŻY. Podświadomie uśmiechnęłam się na dźwięk słowa „patologia”. Pogładziłam się po 34- tygodniowym brzuchu. Jesteś już bezpieczna. Jeśli urodzisz się teraz, będziesz w pełni zdrowa. Pusty korytarz. Sale skrywające różne historie. Łóżko w łóżko życiowe dramaty i łzy szczęścia. 39 tydzień szczęśliwie donoszonej ciąży obok 20 tygodniowego brzucha kobiety do końca nie wiedzącej czy dane […] Artykuł Nieważne. pochodzi z serwisu matka-nie-idealna.pl.

Młoda Mama w Dolinie Hipsterów

Kosmiczna wygoda dla ciekawych świata + KONKURS DLA MAM

Henio za 2 dni skończy osiem miesięcy. Co rusz spotykam się ze zdziwieniem, że jest jeszcze taki.. młody! Jakkolwiek to brzmi w przypadku kilkumiesięcznego dziecka, to odkąd Henio przesiadł się do spacerówki, nikt mi nie wierzy, kiedy podaję metryczkę. Faktem jest, że trafił nam się spory egzemplarz, przez co pierwszy wózek odstawiliśmy w kąt dokładnie po 6 miesiącach i zainwestowaliśmy w lekką spacerówkę bez funkcji leżenia, która tylko irytowała nasze dziecko. Okazuje się, że wybór spacerówki to był pikuś w porównaniu z wyborem gadżetów do niej – tak, by Mały miał wygodę i swobodę. Po długich poszukiwaniach znalazłam to, o co o mi chodziło – łączące jakość i normalną, niepowalającą na nogi cenę. Bałam się, że Henio – choć leżenie w rozkładanej spacerówce od wózka typu 2w1 niezbyt przypadło mu do gustu – nie poradzi sobie ze spaniem podczas naszych podróży. Że będzie mu niewygodnie i ucierpi na tym jego nierozwinięty jeszcze organizm. Konsultowałam to nawet z pediatrą, która nieco mnie uspokoiła i poleciła zainwestować we wkładkę, dzięki której będzie miał miękko i ciepło. Mój synek, przesiadając się do nowego wózka, był wniebowzięty. Ani raz nie płakał, przysypiając na spacerach – co często się zdarzało, kiedy obniżałam mu oparcie i nie mógł swobodnie oglądać otaczającego go świata. Upewnieni, że decyzja ze zmianą była dobra, postanowiliśmy rozejrzeć się za odpowiednią wkładką. Czego oczekiwaliśmy od wkładki do wózka? Decydując się na wózek Greentom, nie wiedziałam, czy na pewno się sprawdzi. Brałam pod uwagę, że za kilka miesięcy będziemy musieli odłożyć go w kąt. Przezornie więc rozglądaliśmy się za czymś, co będzie miało możliwość wpięcia różnego rodzaju pasów – tak, by nigdy nie uciskały Henia. Ale to tylko pierwszy warunek, jaki musiała spełniać wkładka idealna dla mojego syna! Pisałam kiedyś, że Henio ma alergię na białko mleka krowiego. Obawiam się, że to nie wszystko. Generalnie jest delikatną sztuką i raz na jakiś pojawiają się objawy „z niczego”. Mam dręczące wrażenie, że przygody z alergiami wszelkiej maści dopiero zaczynamy, dlatego szukając odpowiedniej wkładki do wózka, rozglądałam się za czymś z właściwościami antyalergicznymi. Od samego początku staram się unikać tego, w czym może zagnieździć się grzyb i bakteria. Żadnych materaców po innym dziecku ani gąbek do kąpieli. Pewnie, że mój syn ma styczność z różnymi alergenami, ale nie widzę powodu, by przeginać, dlatego kolejnym warunkiem kupna wkładki były właściwości antybakteryjne. Jestem leniwa i lubię mieć dużo naraz. Szybciutko więc sprawdziłam, czy istnieje opcja wkładki dwustronnej. Najlepiej takiej, gdzie jedna strona to cieplutki zimowy wkład, a druga – jakaś bawełna na lato. Marzyło mi się, żeby to wszystko móc prać w pralce. Wiesz, taka młoda naiwna matka, która szuka ideału dla swojego dziecka… i siebie. Mam co robić w wolnym czasie, a pranie ręczne nie jest moją pasją. Ideał nie istnieje Na szczęście, bo byłoby nudno! Jednak… jeszcze fajniej, że ludzie do niego dążą. Bo dzięki temu nieustannemu rozwojowi, powstają takie cuda, jak wkładka MEMORY od firmy EKO, którą ostatecznie wybraliśmy dla naszego szkraba. Pierwszy powód, dla którego zatrzymałam się przy tej firmie, to fakt, że jest polska. Staram się kupować nasze rodzime produkty – nieważne, czy to mięso na obiad, czy właśnie wkładka do wózka dla mojego syna. Cieszę się, że polskie firmy, tak jak właśnie EKO, pracują na najwyższym poziomie i chcę, by się rozwijały – dlatego Ci je polecam. Twoje dziecko może być, kim tylko zechce. Przed nim jeszcze całe życie. Ty możesz sprawić, że już dzisiaj poczuje się jak mały kosmonauta! Dlaczego? Producent wkładki MEMORY wykorzystuje w swoich produktach technologię, która pozwala jej zapamiętywać kształt ciała – specjalna pianka jeszcze chwilę po podniesieniu dziecka zostaje przez nie wyprofilowana. W latach 70. wynaleziono ją jako specjał dla NASA, żeby niwelowała niekorzystne skutki długiego siedzenia w bardzo ograniczonej przestrzeni. Skoro pomagała przy lotach kosmicznych, z pewnością może też zapewnić kosmiczną wygodę Twojemu dziecku, prawda? Mam dzisiaj dla Was niespodziankę – KONKURS, w którym do wygrania wkładka MEMORY w dwóch wzorach – dla dziewczynki lub dla chłopca. W takich chwilach zazdroszczę mamom dziewczynek – te różowe myszki są przecudowne! Konkurs przeznaczony jest tylko dla fanów bloga Młoda Mama w Dolinie Hipsterów oraz strony EKO. Aby wygrać, wystarczy zostawić taką informację w komentarzu – na blogu lub pod grafiką konkursową TUTAJ, dodając także, dla kogo będzie wygrana wkładka. Razem z firmą EKO wybierzemy jednego zwycięzcę. Powodzenia! Wpisy o podobnej tematyce:5 pomysłów na prezent z okazji narodzin dzieckaNowości w branży dziecięcejMłoda Mama w Dolinie ZabawekArtykuł Kosmiczna wygoda dla ciekawych świata + KONKURS DLA MAM pochodzi z serwisu Młoda Mama w Dolinie Hipsterów.

OLOMANOLO

Ciąża nie uratuje twojego związku!

Tomek i Kasia to małżeństwo z 12 letnim stażem, przed ślubem spotykali się 4 lata. Owocem ich miłości jest 10 letni syn Antek i 4 miesięczna córeczka Klaudia. Przez pierwsze lata małżeństwa oboje byli tak szczęśliwi i zakochani w sobie, …

MAMA TRÓJKI

JESTEM HELLO KITY, MAŁA KOTKA ZE MNIE...+MEGA NIEPSODZIANKA

               Pomimo panującej mody na innych bohaterów oraz moich usilnych prób podtykania tekturowych czy kartonowych zabawek, dziewczynki zawsze wracają do jaskrawego kota. Bajka Hello Kity wciąż leci na dvd. Piosenkę "jestem Hello Kity, mała kotka ze mnie, wcześnie zawsze wstaję, bo zabaw czeka moc, uwielbiam bawić się, z moimi przyjaciółmi, uśmiecham się do słonka, gdy jesteś ze mną

BUUBA

Stylizacja z żółtą spódnicą

Wiosna ma to do siebie, że każe na siebie długo czekać. Przychodzi i tak szybko jak się pojawiła, znika niespodziewanie. Wdycham mocno zapach malutkich białych kwiatów na drzewach i wiem, że to już ta pora, by wyrwać się z grobowych stylizacji. Piszę grobowych – bo czerń to jedyny kolor w mojej garderobie w zimowym okresie.Czytaj dalej

Przepis na wycieczkę idealną

ALE MAMO!

Przepis na wycieczkę idealną

Nie jestem ekspertem w żadnej dziedzinie. Pracuję w branży, gdzie człowiek z niczym nie nadąża i ustala ostateczną wersję z wieloma osobami często tylko po to, by upewnić się, że nie zrobił głupiego błędu, bo nie doczytał szóstej poprawki do drugiej wersji danego przepisu. Toczę żywot mało przeciętny, mam nietypowe gusta, smakują mi dziwne rzeczy i nie lubię łączyć smaków. Na dodatek ma dwie lewe ręce do wszystkiego. Zawsze niedokładnie, zawsze coś pomylę, zawsze improwizuję, by jednak było dobrze.Jedyne, co mi w życiu wychodzi, to wycieczki. No dobra, zanim nauczyliśmy się organizować wycieczki z małym dzieckiem, musieliśmy z tatą Kluski nabrać nieco wprawy. Trzeba myśleć trochę na zapas. Ale poza tym wycieczka to wycieczka i nie ma znaczenia, czy się jedzie z dzieckiem, czy bez. Muszą być spełnione podstawowe warunki.1. Wycieczka musi choć trochę być na łonie natury. Nie mówię, że od razu należy zaszyć się w lesie. Ale pola, łąki, leśne drogi, nieużytki porośnięte zielskiem, wszystko co się zieleni na wiosnę, jest dobre. Pozytywnie wpływa na nastrój i odstresowuje. Człowiek idąc przez pole pokrzyw klnie jak szewc, ale nagle problemy z pracy czy rodzinne niesnaski schodzą na drugi plan. Liczą się te cholerne chaszcze, przez które trzeba przebrnąć!Na rozwałkę najlepsza będzie polana osłonięta od wiatru, np. w rzecznej dolinie lub na skraju gęstego lasu.2. Na wycieczce musi być co najmniej jedna rozwałka. Nie pamiętam, kiedy użyłam tego słowa po raz pierwszy. Na pewno zaraził mnie nim tata Kluski. To slang SKPB, dość niszowy. Wygląda mniej więcej tak. Idą sobie ludzie przez góry. Zrypani na maksa, głodni i brudni. Właśnie przeszli przez głęboki, błotnisty jar i pole porośnięte tarniną. Ktoś rzuca hasłem rozwałka, i wszyscy padają jak dłudzy na ziemię. To znak, że wreszcie można odpocząć, wylizać rany i nareszcie zjeść coś porządnego, to znaczy kanapki, a może i obiad (o ile prowadzący wycieczkę jest fanem obiadów pośrodku dnia, a nie dopiero na wieczór).Dobra rozwałka w systemie wycieczek krótkodystansowych oznacza po prostu piknik. Na pikniku muszą być:a. kawa (normalna lub zbożowa, najlepiej z mlekiem)b. herbatac. kanapki (z serem, dżemem, oliwkami, pomidorem, ogórkiem, ziołami znalezionymi na trasie)d. coś słodkiego (herbatniki, ciasto, jakieś inne słodycze w ilościach nieprzesadnych)e, koc lub pled piknikowy, czasem wystarczy kurtkaBez powyższych składników ani rusz. Rozwałkę czyli piknik można wzbogacić o dodatkowe gadgety, zwłaszcza jeśli jeździmy rowerem i nie musimy ich dźwigać. Są to:f. hamak kilkuosobowyg. piłkih. kubełek z łopatką i foremkami3. Grupa wycieczkowa.To podstawa. Osoby niechętne wycieczkom nazywane są potocznie jako UU - czyli upierdliwy uczestnik. Zwany czasem marudą. UU zawsze jest głodny, zawsze narzeka, że kanapki są nie taki, a zupa za zimna. Nie podoba mu się trasa wycieczki, ani miejsce na rozwałkę. UU to zmora przewodników. Niektórzy UU są legendarni i opowiada się o nich przy wieczornym ognisku.Jeśli chodzi o tryb UU, to owszem, bywam świetnym przykładem. Najbardziej marudzę o rozwałki. Że już przejechaliśmy 10 kilometrów i najwyższa pora. A na rozwałce marudzę, że wieje i że chleb za czerstwy. Tata Kluski ma naprawdę anielską cierpliwość, że to wszystko znosi i podaje wiktuały. Najedzona lavinka to trochę jak najedzona Kluska. Banan na buzi i zero problemów.4. PrzewodnikIm większa grupa, tym bardziej docenia się rolę przewodnika, który często jest skarbnicą wiedzy historycznej i geograficznej. Na największym zadupiu znajdzie jakąś mogiłkę z I wojny światowej lub opuszczone ruiny młyna. Przewodnik wie, gdzie jar jest najmniej błotnisty, gdzie jest sklep z najsmaczniejszymi drożdżówkami, gdzie można nabrać wody ze źródełka i co będzie na kolację.U nas przewodnikiem najczęściej jest tata Kluski, a ja jako prawa ręka podpowiadam w sytuacjach dramatycznych, czyli np. gdy okaże się, że zapomnieliśmy chleba z domu.5. AtrakcjeAtrakcje wycieczkowe zależą od grupy wycieczkowej. W przypadku miłośników natury wybieramy trasę bardziej błotną i odciętą od ruchu samochodowego, w przypadku miłośników historii jeździmy od cmentarza do kościoła, a od kościoła do pałacu. W przypadku miłośników jadła i napoju staramy się zyskać na czasie opowiadając anegdoty, żeby zapomnieli o głodzie.6. PrzygodyCzym byłaby wycieczka bez przygód? Dlatego w planowaniu nie należy zapinać wszystkiego na ostatni guzik. Czasem się czegoś zapomni, czasem trzeba zmienić trasę, czasem coś odkryje się po drodze. Czasem popsuje się rower, czasem zgubi się spodnie suszące się na bagażniku i trzeba się wracać. Czasem ktoś wpadnie do kałuży, czasem ktoś sobie podrze koszulkę o drzewo. Tak ma być. Dzięki przygodom wycieczkę się pamięta.pelerynka CoveroverMam nadzieję, że pomogłam. :)