Pierogowa Mama
O wisiadłach, nosidłach oraz o tym dlaczego nie zbawiam świata na siłę.
Jak już nieraz pisałam, nie od razu odnalazłam się w chustowaniu. Wiązać zaczęłam dopiero gdy Julek miał około 4 miesięcy odstraszona całą otoczką ideologiczną wokół noszenia. A jak mówią, nadgorliwość gorsza od faszyzmu. I dobrze mówią.
Większość Mam, które zaczyna swoją przygodę z chustowaniem, nagle czuje na swoich barkach ciężar misji uświadomienia wszystkich wkoło, jak złymi rodzicami są pakując swoje dziecko do nosidła nieergonomicznego (potocznie zwanego wisiadłem), lub niesiedzące dziecko do nosidła ergonomicznego. Natomiast nikt nie mówi o tym, że nie wystarczy tylko nosić w chuście by było to prawidłowe noszenie. Trzeba w tej chuście nosić DOBRZE.
Szkoła Noszenia Clauwi, której „absolwentką” jestem, kładzie duży nacisk na JAKOŚĆ noszenia, na wyjątkową dbałość o prawidłową pozycję dziecka, odpowiednie dociągnięcie chusty, które tę prawidłową pozycję utrzyma przez cały okres noszenia. I to tyle w teorii. Pięknie by było gdyby ta teoria przekładała się również na praktykę wśród tych, którzy są uczeni i noszą według zasad tej szkoły.
Nosiłam 6-tygodniowego Julka w nosidle ergonomicznym, kompletnie wbrew zaleceniom Clauwi, które nie rekomenduje nosideł dla niesiadających dzieci, ze względu na brak możliwości uzyskania w nim odpowiedniej pozycji dziecka, prawidłowego podparcia dla niedojrzałego kręgosłupa – i może teraz z całą swoją wiedzą, którą wyniosłam z Kursu na Doradcę Noszenia, powinnam sobie pluć w brodę, że krzywdziłam swoje dziecko, nieodpowiednio je nosząc, ale absolutnie nic z tych rzeczy. Wybrałam taką metodę noszenia, jaką czułam, że była dla Nas na tamten moment najlepsza. I nawet dzisiaj, będąc „doedukowana” kursem, wciąż uważam, że lepszy ergonomik dla niesiadającego, niż źle zawiązana chusta. I z wielkim żalem to przyznaję, że zdecydowanie za mało jest Mam, które decydują się na naukę wiązania u przeszkolonego Doradcy. Uczą się z internetu, z instrukcji dołączanych do chust tkanych, od koleżanek, które wiedzą, że dzwoni, ale nie do końca wiedzą w, którym kościele i niestety często gęsto, z takich „nauk” wychodzą wiązania o niskiej jakości. Ale mamy są dumne, bo noszą w chuście i są już dużo bardziej świadome i lepsze od tych wszystkich patałachów co pakują te biedne niemowlaczki do wisiadeł, w których wiszą jak w stringach. Często wylewają swoje żale, ile to wisiadeł spotkały na mieście, albo co gorsza chwalą się, że uświadomiły takiego „głuptaska” i na szczęście wszedł już na światłą drogę chustowania.
Owszem, część Rodziców używa wisiadeł, ze zwykłego braku świadomości, ale w dzisiejszych czasach, w dobie internetu jak najbardziej są zdolni do tego, by sami dokształcić się w temacie prawidłowego noszenia – nie potrzebują do tego obcych osób, które pakują im się z butami i podważają ich kompetencje jako Rodziców – my, jako chustomamy, najlepszą reklamę chustowaniu, robimy po prostu nosząc. Ale nosząc PRAWIDŁOWO. Z dbałością o tę JAKOŚĆ. Niektórzy Rodzice, mogą też używać wisiadeł będąc świadomym, że jest to nie do końca odpowiednie dla Dziecka – i mają do tego prawo! Mają prawo do swoich wolnych decyzji rodzicielskich. Nie nam to oceniać i nie nam to komentować, bo nie wiemy co tę ich decyzję o noszeniu w wisiadle spowodowało. Zamiast zbawiać świat na siłę, przyjrzyjmy się może jakości własnych wiązań, by to one broniły same siebie i propagowały ideę chustonoszenia.
Szkoda, że tak piękna idea jak noszenie Dzieci staje się narzędziem walk, kłótni, licytacji, która jest lepszą matką, a, która gorszą. Festiwal oceniania, drwin, komentowania bez cienia empatii – chustoświecie, dokąd zmierzasz?
Mamy! Korzystajcie z pomocy Doradców, to Wam tylko pomoże, ułatwi zadbać właśnie o tę JAKOŚĆ, by Wam droga chustonoszenia lekką i przyjemną była!