Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Po Konferencji Bliskości

Z takich wydarzeń wraca się z nowymi przemyśleniami, energią, wnioskami i postanowieniami. Wybrałam się tak naprawdę na trzy wykłady w ramach IV Konferencji Bliskości w Warszawie i nie powiem, spełniły moje oczekiwania. Na „Złość zarządzaną Porozumieniem Bez Przemocy” czekałam z radością. Szkolę ostatnio dużo w temacie złości i każdą nową informację chłonę z ogromnym entuzjazmem. Im więcej o złości wiem, tym więcej opowiem uczestnikom moich szkoleń, a oni baaardzo tego potrzebują. I choć nie było nowych, to było za to nowe spojrzenie na stare, jakieś uporządkowanie od nowa i bardzo jestem z tego zadowolona. „Kupuję” od razu myśl, że na jakiś komunikat, zdarzenie mogę ODPOWIEDZIEĆ, czyli jakby tylko potwierdzić fakt zaistnienia też sytuacji, zauważyć, zaobserwować, albo ZAREAGOWAĆ, a więc uruchomić cały bagaż doświadczeń z tym związanych, często może być interpretacją i/lub przez etykietę. Nie podoba mi się nomenklatura, gdyż nie jest dla  mnie do końca czytelna, ale samo rozróżnienie jak najbardziej przydatne. Zachwyt, zachwyt, totalny zachwyt tym, co zaprezentowała Natalia Fedan. Czuję się po tym wykładzie szczęśliwa i wdzięczna jak dziecko, któremu zaakceptowano uczucia. Powiedzenie głośno, że jednym z moich stresorów może być panujące gorąco czy nie do końca wygodne buty daje prawdziwą ulgę. Bo choć od iluś lat wiem, że te rzeczy maksymalnie mnie wykańczają, to publiczne – niejako – przyznanie prawa do tego, uznanie naukowo za normalne ustawia wszystko na swoim miejscu. No i przy okazji zrobiłam wykres wszystkich moich stresorów na 26 listopada 2016 i od dziś redukuję te najbardziej dokuczające. Od dziś Self-Reg (Samo regulacja) będzie jednym z moich priorytetów, a w czwartek podzielę się tą nieocenioną wiedzą z uczestniczkami szkolenia „W przyjaźni z sobą” w filii Dworku Białoprądnickiego w Krakowie. Spotkanie z Evelin Kirkilionis dotyczyło decydującej roli więzi  w kontekście dobrego lub złego dzieciństwa. Wykład dość smutny, a jednak dający nadzieję. Ta wiedza już jakiś czas jest ogólnie dostępna, dlatego kluczowa była możliwość wysłuchania odpowiedzi na pytania z sali. Dla mnie najcenniejszą myślą jest ta, że dla dziecka najpierw liczy się sam fakt nawiązania więzi, a później jej jakość. Zasmuca wyjątkowo fakt, że substancja szara w mózgu kształtuje się pod wpływem pozytywnych wydarzeń od 0 do 2 roku życia, a później pozytywne oddziaływania mogą sprawić, że przybędzie substancji białej. Zostaję tu z dużym oporem i niezgodą. Liczę, że empatia, zauważanie potrzeb emocjonalnych, troska, ciepło i zbawienny, pozytywny, czyli wyzwalający wydzielanie oksytocyny, dotyk może zdziałać cuda w każdym wieku dziecka, a nawet dorosłego. A z przyziemnych rzeczy, to dobry obiad był. No i widoki z 25 piętra na Warszawę niezapomniane. Artykuł Po Konferencji Bliskości pochodzi z serwisu Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały.

Certyfikat Jakości LAUR EKSPERTA dla Joanna Hudy – JakMówić

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Certyfikat Jakości LAUR EKSPERTA dla Joanna Hudy – JakMówić

To dla mnie zaszczyt i ogromna przyjemność poinformować moich Czytelników i Klientów, że e-book „Rodzicu, można inaczej” napisany przeze mnie w ramach Joanna Hudy -JakMówić otrzymał Certyfikat Jakości LAUR EKSPERTA 2016/2017. Co to dla mnie znaczy? Przede wszystkim jest do dla mnie potwierdzenie, że to, co oferuję jest WYSOKIEJ JAKOŚCI. Nie, żebym tego nie wiedziała, bo od dawna mam tę wewnętrzną pewność i taką informację dostaję też od Was – Klientów, którzy jesteście zadowoleni z moich warsztatów, indywidualnych konsultacji, programów coachingowych on-line, tych osób, które zakupiły e-booka i audiobooka. Mam też pozytywnego świra na punkcie jakości i zawsze daję z siebie 300%. Co to znaczy dla Was – moich KLIENTÓW? Możecie mieć pewność, że produkt jest najwyższej jakości, że wyróżnia się pozytywnie na tle innych, że jest innowacyjny i że zawarte w nim treści są wyjątkowo dobre merytorycznie, a także że obsługa sprzedaży jest opracowana z myślą o wygodzie i zadowoleniu Klienta. Moje zdjęcie z oficjalnej Gali LAUR EKSPERTA 2016/2017 (na fan page’u JakMowicZebyDzieciNasSluchaly) Wszyscy mnie pytają, jak było na Gali, więc powiem, że galowo Tylko, że żebym mogła się wpisać jakoś w to galowo, to wcześniej u mnie było bardzo nerwowo. Mama w pierwszym zdaniu po obwieszczeniu, że dostałam certyfikat: „W co Ty się ubierzesz??!!” No, bo właśnie okazało się, jak u każdej albo prawie każdej kobiety, że nie mam, co na siebie włożyć. W sobotę jeszcze przed Galą biegałam za sukienką, ze skutkiem takim, że pojechałam w tej o to znanej z Fb. Jednak po decyzji, że jadę w sukience, w której się po prostu dobrze czuję, wszystko zaczęło się układać i wylądowaliśmy na Gali. Już przy wejściu strzeliłam gafę (Moje czwarte imię to „Gafa” – jak w „Hotel Transylwania” 2 z zaśpiewem. Kto mnie zna ten wie, ale i wybacza). Sprawdziłam przy okazji, że podłoga w Belwederze była świeżo pastowana, na szczęście nie namacalnie, tylko robiąc cudaczne wygibasy w stronę pani Prezes Instytutu i super gwiazdorskiego i z poczuciem humoru konferansjera – chyba więcej pań tak „wjeżdżało” do sali na obcasach, bo nie byli zdziwieni moim „wejściem”. Kiedy już usiadłam, ochłonęłam, że przeżyłam wejście i zaczęłam się zastanawiać, czy podłoga w sali wręczeń jest tak samo śliska. Wyobrażałam sobie, że jeśli tak, to mogę zrobić tu furorę wjazdem na środek po Certyfikat albo dreptać jak gejsza. Wybrałam to drugie – na zdjęciach nie widać, ufff…. A później były przemówienia, przemówienia i wzruszenia. Prezentacje firm i wręczanie przy uroczystym akompaniamencie pianistki (tam, ta, ta, tam albo plum, plum, plum) – samo to było przeżyciem, bo takie rzeczy to się tylko w telewizji wcześniej widziało. Zatem znów wzruszenie. Tym większe, że na sali były tzw. rekiny biznesu, no i ja pomiędzy nimi. Na pytanie: „Skąd się tu wzięłam?” – szybkiej odpowiedzi według zasad skutecznego chwalenia, czyli wyliczając fakty, udzielił mi osobisty małżonek, który sam się do Warszawy ze mną zapakował. Wiecie, jak mężczyźni czasem potrafią. Tego wyliczenia na pewno długo i w żadnym stresie nie zapomnę. Później był występ muzyczny, więc chwila by ochłonąć i lunch, podczas którego można było porozmawiać z innymi laureatami. Generalnie wydarzenie, które będę wspominać długo, długo i opowiadać o nim wnukom i prawnukom, tylko z naciskiem na inne szczegóły. Może nawet dodam, że był prezydent RP – przecież miał być, nie muszą wiedzieć, że wybrał Szwecję na ten czas.   Artykuł Certyfikat Jakości LAUR EKSPERTA dla Joanna Hudy – JakMówić pochodzi z serwisu Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały.

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tu i teraz

Syneczku, Podążam za Twoim wzrokiem. Łapię krótkie i długie spojrzenia. Chcę byś w każdej dzieciństwa chwili,wiedział, że nic mych uczuć do Ciebie nie zmienia. Akceptuję, co czujesz i pragniesz, czego Ci właśnie do szczęścia potrzeba. I choć nie wszystko Ci dam, czego zechcesz, czuj, że pragnę przychylić Ci nieba. Potrzebujesz mojego spojrzenia, jak my wszyscy powietrza i chleba. W każdym dniu łapiesz ich lśnienia, by swą wartość potwierdzać, gdy trzeba. To nie rzeczy są ważne, mój Smyku, Ty już wiesz to bez słów i zapewnień. Akceptacji, bliskości chcesz tylko, by w Twym sercu paliła się czerwień. I choć smutków doświadczysz też nieraz, dla nas ważne jest nasze tu – teraz. Artykuł Tu i teraz pochodzi z serwisu Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały.

Adaptacja do przedszkola

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Adaptacja do przedszkola

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Audiobook „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Top20. Teksty z lat 2014-2016”

Wiem, że jesteście zajęci i wielu z Was nie ma czasu czytać moich teksów przy komputerze. Wychodzę więc tej Waszej potrzebie naprzeciw. Odważyłam się i czytam dla Was moje teksty. Wybrałam 20 na początek. Spieszcie do sklepu. Oto spis treści: 1. Akceptacji worek na dobry wtorek 2. Chwalenie owocuje 3. Czwartek bez rywalizacji 4. Daj dziecku to, czego Ci brakuje 5. Dzieci chcą być słyszane 6. Jak mówić, żeby dzieci współpracowały 7. Jak przyspieszyć poranne wyjście z domu z dzieckiem? 8. Kto bije dzieci i dlaczego? 9. Nakazy i zakazy nie działają 10. Nie chcę być „dozorcą”, a Ty? 11. Nie chcę iść do przedszkola 12. Nie lubię tego! To jest głupie! 13. Plon się zbiera długo po zasianiu 14. Potrzeba bezpieczeństwa w 10 krokach 15. Prawo do intymności 16. Samodzielność dziecka zaczyna się w umyśle rodzica 17. Stwarzaj swoich bliskich 18. Wasze dzieci to pierdoły? Sami mieliście na nie pomysł 19. Więcej swobód, mniej karania 20. Wsparcie w złości. Audiobook w wersji MP3. Czas: 67 minut. Wysyłany mailem. Wielkość: 80 MB. Artykuł Audiobook „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Top20. Teksty z lat 2014-2016” pochodzi z serwisu Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały.

11 sposobów na agresję

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

11 sposobów na agresję

Podejście empatyczne daje efekty

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Podejście empatyczne daje efekty

Braterskie przeprosiny

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Braterskie przeprosiny

Podtrzymuj zaufanie

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Podtrzymuj zaufanie

Zazdrość o brata

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Zazdrość o brata

Zmień się z drugim rodzicem

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Zmień się z drugim rodzicem

Nie ma żadnego powodu, aby uderzyć dziecko, czyli moje zdanie na zawołanie

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Nie ma żadnego powodu, aby uderzyć dziecko, czyli moje zdanie na zawołanie

Refleksje o rodzicielstwie (4)

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Refleksje o rodzicielstwie (4)

Dzień z życia rodzica (2)

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Dzień z życia rodzica (2)

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Dziecko nie jest Twoim wrogiem

„…koncepcja porozumienia bez przemocy jest zachwycająco prosta i skuteczna. Tylko jak to wdrożyć, samemu, znikąd wsparcia a „przeciwnik” ma przewagę liczebną…???” – napisała jedna z mam czytających tego bloga. A ja zostałam z kołaczącym się po głowie zdaniem, że dziecko nie jest moim ani Twoim, ani żadnego rodzica wrogiem czy przeciwnikiem. Zostałam też z często powracającą do mnie refleksją, że to nie jest takie oczywiste. Smutek nachodzi mnie często, kiedy patrzę na dorosłe dzieci i ich rodziców i widzę, że toczy się między nimi walka o to, kto jest wygranym a kto przegranym. Pewnie już kojarzycie tę prawidłowość w kontekście asertywności: ja jestem wygrany – ty jesteś przegrany, albo ja jestem przegrany – ty wygrany. Kiedy patrzymy na schemat „ja jestem wygrany – ty jesteś przegrany” na szkoleniu z asertywności i przykłady odnoszą się do jakichś tam ludzi, których spotykamy na co dzień rzadziej, a nawet i częściej, nie ma to mimo wszystko tak osobistego wydźwięku. Kiedy jednak rozpoznajemy ten schemat w relacji z najbliższymi – bo tak zostaliśmy nauczeni, bo tym nasiąknęliśmy i to bezwiednie powielamy – wygląda to dużo bardziej dramatycznie. Bo kto jest wygranym, a kto przegranym. Kiedy dziecko jest małe, roli wygranego nie może grać nikt inny niż rodzic. Jeśli dziecko chce być dobre i nikogo nie ranić, to kosztem siebie utrwala rolę przegranego – ZAWSZE PRZEGRANEGO, w każdej późniejszej życiowej sytuacji. Jeśli nie postawi najwyżej bycia dobrym, a zaspokajanie swoich potrzeb, role szybko się odwrócą i wiadomo, że dziecko nie może być zawsze „górą”, więc będzie walka – raz rodzic wygrany, raz dziecko. Ten schemat też dziecko poniesie w życie i według niego będzie rozgrywać (?) swoje relacje. Jak to przerwać? Przede wszystkim poobserwować siebie i uświadomić sobie, w którym momencie wchodzę w schemat. Czy wtedy, kiedy czuję się zagrożona? Czy może, kiedy chcę się poczuć lepsza od kogoś? A może odwrotnie, widzę przy kimś swoje kompleksy i coś pcha mnie, aby ustawić sytuację: ja jestem wygrana/y – Ty przegrana/y? Kiedy już jest się świadomą/ym, kiedy wpadamy w schemat, warto wstrzymać się na chwilę z działaniem, mówieniem i zastanowić, co muszę zrobić, aby stać się partnerem dla swojego rozmówcy. Czy – jeśli gram zawsze rolę przegranego – lepiej zaznaczyć swoją pozycję, pokazać „ja też tu jestem, mam swoje zdanie, równie ważne, jak Twoje”? Czy – jeśli dążę zawsze do bycia wygranym – dać drugiej osobie przestrzeń dla jej uczuć, potrzeb, dać czas i sposobność, aby to wyraziła. Uszanować to i rozważyć w kontekście tego, na czym mi zależy. Warto zacząć ćwiczyć już z małymi dziećmi. To przecież, że znów wspomnę myśl Korczaka, „ludzie, tylko niskiego wzrostu”. A kiedyś urosną i fajnie by było, gdyby nie musieli wówczas uświadamiać sobie brutalnie, że ich relacje osobiste, zawodowe nie układają się, bo nie potrafią postawić siebie i kogoś na równej pozycji wygranego. Szczególnie trudno bywa tym dorosłym dzieciom, które nauczyły się roli przegranego. Ona niezwykle ciąży i każdy kiedyś zdobędzie się na to, by się od niej w końcu – na chwilę czy na zawsze – uwolnić. Przecież „lepiej umrzeć stojąc niż żyć na kolanach”, a to z reguły właśnie czyjeś być albo nie być w życiu, bo życie to przecież relacje.

„Nie można krzyczeć na Te.”

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

„Nie można krzyczeć na Te.”

Zmęczony Młodszy (2 lata i 4 m-ce) wywrócił krzesło na podłogę w pokoju. Nie mamy dywanów, więc ryzyko skaleczenia podłogi jest bardzo duże. Tato na niego krzyknął: „Co robisz?! Idź spać, jak Ci się chce spać!” Młodszy rozpłakał się i został odniesiony przez tatę do łóżeczka. Byłam tam akurat i widząc, że Młodszy wstaje z łóżeczka i nie kwapi się do spania, wzięłam go na kolana. Rozmowa była taka: Ja: „Przestraszyłeś się, kiedy krzesło się wywróciło?” Mł: „Tak, esło spadło i tata yczał” Ja: „Tata krzyczał, bo zezłościł się, że zniszczy nam się podłoga” Mł: „Tata nie może krzyczeć na Te.” (to Młodszy o sobie) Ja: „Nie może krzyczeć na Ciebie. Nie chcesz, tak?” Mł: „Tata krzyczał.: Mł do taty w drugim pokoju: „Przepraszam tata.” Tata: „Nie gniewam się Te.” Tata przyszedł do pokoju i pocałował Młodszego w czółko. Młodszy nadal swoje: „Tata przepraszam”. I tak ze 3 razy. Po czym od nowa: „Tata krzyczał na Te.” Po chwili dotarło do mnie, że to tata ma przeprosić Te., bo na niego krzyczał. T Ja: „Tata, Te. chce, żebyś Ty też go przeprosił, że krzyczałeś” Tata przyszedł, podał Te. rękę i przeprosił: „Przepraszam Te., że krzyczałem” Młodszy jednak powtórzył powyższe dwa zdania, że tata krzyczał i tata przepraszam. Jakoś nie mogę przestać myśleć, że Młodszy nie

Dzień z życia rodzica (1)

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Dzień z życia rodzica (1)

Dlaczego i jak dziecku odmawiać

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Dlaczego i jak dziecku odmawiać

Czasem ciężko odmówić dorosłemu, a co dopiero dziecku. Jest wiele powodów, dla których nie chcemy odmawiać, np.: – strach przed psychicznym skrzywdzeniem dziecka – strach przed dziecięcą złością i dziecięcym płaczem/ histerią – strach przed byciem niesprawiedliwą/ym – strach przed tym, co ludzie pomyślą, gdy dziecko będzie płakać w wniebogłosy – brak wewnętrznej pewności o słuszności odmowy – do każdej sytuacji można dorobić ideologię, dlaczego nie trzeba odmówić. I pewnie wiele innych powodów, które możesz podać. Przyszło mi z pomocą kilka myśli z literatury dotyczącej rodzicielstwa bliskości i zgłębienie na wszystkie sposoby tematu asertywności. Oto wnioski, które mi niezwykle pomagają asertywnie odmawiać dziecku (i nie tylko): 1. Granice są subiektywne. Mają uczyć dzieci, jakie wartości wyznaje rodzic – to Juul. Szybka analiza, na czym mi naprawdę zależy i sprawa staje się prosta. Zależy mi np. na tym, żeby dzieci miały szczęśliwe, radosne dzieciństwo, a ubrania mogę wyprać, poza tym i tak szybko z nich wyrosną. I tak można w każdej kwestii. 2. Dziecko – jak każdy człowiek – ma 50% szans na to, że uzyska zgodę drugiej osoby, gdy pyta lub prosi (idea asertywności). Nie nauczy się tego inaczej niż doświadczając, że jedne prośby są spełniane,  inne nie. 3. Odmawiać można szanując drugą osobę. Stosując komunikaty, które nie urażą osoby, której odmawiamy. 4. Odmowę można „zmiękczyć” podaniem jej powodu, a także okazując empatię i zrozumienie. Pomocna jest tu niezwykle akceptacja uczuć, której uczą autorki „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły”. 5. Proces uczenia się przez dzieci przyjmowania odmowy jest krótszy i mniej bolesny dla obu stron, jeśli odmowa jest asertywna, czyli najlepiej, żeby był to tzw. komunikat „ja”. Jest to spójne z tym, co twierdzi Juul odnośnie określania własnych granic przez rodzica. Juul proponuje mówić do dzieci, o tym, co dla nas ważne, na czym nam zależy w pierwszej osobie. Z pomocą komunikatu „ja” wyrażamy WŁASNE uczucia i potrzeby. Nie martwcie się, można to zrobić także odmawiając. Scenka z 2latkiem,który chce iść na plac zabaw, a jest zimno i kropi deszcz. S: „Na plac, ideee na plac abaw” (pisownia wymowy) M: „Nie chcę, żebyśmy szli na plac zabaw, jest zimno i pada. Trzeba iść do domu” Z 2latkiem nie jest łatwo. „Nieee, mama. Na plac abawwwww!” M: „Wiem, że bardzo chcesz iść na plac zabaw. Nie zgadzam się jednak, bo jest zimno i boję się, że będziesz chory” Powtarzam: „Trzeba iść do domu” Tu z reguły jest koniec i idziemy do domu, lecz jeśli nie, można kontynuować zgodnie z prawdą. Na przykład, jeśli dziecko nie było już kilka dni na placu zabaw, podkreślić: „Wiem, że chcesz iść na placyk. Dawno nie byłeś i bardzo się za nim stęskniłeś. Też bym chciała, żebyś mógł iść. Gdyby było ciepło, mógłbyś biegać, zjeżdżać na zjeżdżalni, huśtać się wysoko. Pójdziemy, jak tylko wyjdzie słońce (jeśli tej obietnicy możemy dotrzymać albo pójdziesz z babcią/nianią, cokolwiek czego możemy na pewno dotrzymać i później spełnić obietnicę)” Oprócz komunikatu „ja”  jest tu kilka składowych w tym, co mówi mama: – akceptacja uczuć – podanie powodu odmowy w formie prawdziwych faktów – opisanie własnych uczuć odnośnie prośby (obawa, że dziecko się przeziębi – wyjaśnienie, pod jakim warunkiem mogłaby ta prośba dziecka być spełniona (słońce) – pofantazjowanie, co by można robić, gdyby warunek był spełniony – podanie, kiedy będzie mogła być ta prośba spełniona (jak tylko wyjdzie słońce). Uwagi końcowe: Rodzice z reguły nie wierzą, że akceptacja uczuć może coś zdziałać i szykują się na długie tyrady. Dobrze wyrażona akceptacja uczuć, czyli zauważenie dziecięcej potrzeby – „chcenia”, to klucz do dobrze przyjętej odmowy. Odmowa uczy dziecko, że ktoś może mu odmówić, ale też tego, że skoro rodzic mu odmawia, to ono też będzie mogło odmówić. Płacz, złość kilkulatka w odpowiedzi na odmowę jest naturalnym odruchem, gdyż dziecko uczy się dopiero przyjmować odmowę. Akceptacja jego uczuć związanych w podawaną przez dziecko potrzebą, a także z rozczarowaniem odmową, pomaga mu sobie z nią poradzić. To cenna umiejętność na przyszłość. Im wcześniej nauczymy dziecko, że czasem mówimy „nie”, tym szybciej i łatwiej to przebiegnie. Odmowa jest główną formą wyznaczania granic dziecięcego świata, dzięki którym dziecko czuje się bezpiecznie. Z czasem te granice będą się rozszerzać i będzie mniej powodów do odmowy. A po „zaprawie” z testującym granice dwulatkiem na pewno łatwiej.  

Refleksje o rodzicielstwie (3)

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Refleksje o rodzicielstwie (3)

Share Week 2016 Autorzy Polecają Autorów

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Share Week 2016 Autorzy Polecają Autorów

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Prywatna rozmowa

Siedzimy przy stole, w trakcie kolacji. Starszy pochyla głowę na kromką i mówi „Dziękuję!” Odruchowo odpowiadam „Na zdrowie, kochanie”. Na co Starszy z oburzeniem: „Mama, to była prywatna rozmowa!” W środku konam ze śmiechu, mąż znacząco patrzy na mnie, lecz nie zostaje mi nic innego niż uszanować prywatność synka, więc mówię: „Przepraszam, że się wtrąciłam. Nie wiedziałam.” Starszy odnotował przeprosiny, jak coś oczywistego. Nawet nie zauważył, że coś nas rozśmieszyło.

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Miłość przekładam na słowa (2)

Zachęcam do współpracy. Panuje powszechne nadal przekonanie, że dzieci powinny słuchać dorosłych, przede wszystkim swoich rodziców. Najprostszym i najszybciej nasuwającym się narzędziem wymuszającym posłuch są nakazy i zakazy. Kiedy jednak rodzic zaczyna mocniej zastanawiać się nad pojęciem asertywności, szczególnie w kontekście prawa drugiej osoby do odmowy (prawa, które zawsze powinno przysługiwać w stosunku 50:50), to używanie zakazów i nakazów przestaje być w jakikolwiek sposób zasadne. Kiedy komunikujemy się w sposób asertywny z osobą dorosłą – pytamy ją o zdanie – nie narzucamy gotowych rozwiązań, ani nie krzyczymy przestań, lecz przynajmniej pytamy, dlaczego coś robi tak czy tak i wyrażamy obawy z tym związane. Podobne podejście – gdy na stałe mówimy tak do dorosłych – jest czymś naturalnym wówczas do dziecka. Oczywistym jest, że trzeba je dostosować do – nazwałabym to, nie etapem rozwoju, ale – zasobem informacji o świecie. I tutaj właśnie przychodzą nam z pomocą metody zachęcania do współpracy z „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły.” Pierwszą z nich, moją ulubioną, jest udzielanie informacji. To metoda, która pomaga w 90% sytuacji. Wyjaśnienie, że coś działa w określony sposób, a jeszcze dodanie do tego informacji o potencjalnych konsekwencjach użycia, zrobienia czegoś w wybrany przez dziecko sposób, daje dziecku do myślenia. Przez to dziecko: – najczęściej zaprzestaje planowanej czy rozpoczętej czynności – uczy się, że warto przewidywać najpierw skutki swojego działania – samo – na podstawie nowej, uzyskanej od dorosłego wiedzy – podejmuje decyzję, by zaniechać danej czynności. Jak domyślacie się, ma to ogromne korzyści dla rozwoju dziecka. Nauka to jedna. Myślenie przewidujące – druga. Decyzyjność – trzecia. Wzmocnienie poczucia własnej wartości – czwarta. Asertywność – piąta (uczy się dzięki przykładowi rodzica, który nie wymusza, a pokazuje). Jak to się ma do miłości? Nikt – komu rozkazuje się, narzuca swoją wolę, nawet najbardziej uzasadnioną – nie czuje się kochany. Przeciwnie, czuje się głupi, gorszy, często krytykowany, nie na miejscu. Nawet jeśli za nakazem i zakazem kryje się największa miłość, to nie ma to znaczenia. Liczy się sposób podania. Nawet najpyszniejsze ciastko źle smakuje z brudnego talerza. Nie wiem, na ile to porównanie jest trafne, lecz tak mi się to zawsze kojarzy. Wbrew pozorom liczy się, to co i jak mówimy. Słowa zapadają głęboko w pamięć dziecka i wracają do niego w podobnych sytuacjach. Za pomocą słów uczymy dziecko, w jaki sposób ma myśleć o sobie i pokazujemy, w jaki sposób mogą, mają traktować je inni ludzie. Warto zatem – wiedząc i czując, jak bardzo kochamy nasze dzieci – wziąć za swoje hasło „Miłość przekładam na słowa”* i robić to także z pomocą komunikatów zachęcających do współpracy w myśl poprawnie zdefiniowanej asertywności. * torba i koszulki cały czas w sprzedaży w ramach kampanii z koszulove.com „Miłość przekładam na słowa”.

Empatia i stanowczość

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Empatia i stanowczość

Refleksje o Rodzicielstwie (2)

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Refleksje o Rodzicielstwie (2)

Miłość przekładam na słowa (1)

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Miłość przekładam na słowa (1)

Akceptuję i nazywam uczucia dziecka Kochasz. Bardzo. Nad życie. To wiem. Ta odpowiedź wydaje się oczywista. Gdybym Cię zapytała, czy kochasz swoje dziecko, pewnie z oburzeniem spojrzałabyś, spojrzałbyś na mnie: „Co za pytanie?!”. Codzienność jednak to powtarzające się, przy małych dzieciach wymagające dużego zaangażowania, przez co na dłuższą metę męczące – obowiązki. Dodatkowo stres w pracy, stres towarzyszący załatwianiu pojawiających się na bieżąco spraw.W tym wszystkim albo obok tego wszystkiego – DZIECKO. Dziecko, które – na miarę swoich możliwości i za pomocą poznanych do danej chwili sposobów, nabytych od Ciebie, drugiego rodzica i wszystkich tych, z którymi styka się bliżej – próbuje odnaleźć się w świecie dorosłych. Komunikaty, które dziecko do nas kieruje są różne. Jedno je łączy – ZA KAŻDYM KOMUNIKATEM STOJĄ UCZUCIA. Za uczuciami zaś – potrzeby.Czy chcesz zaspokoić potrzeby własnego dziecka? Domyślam się, że tak. Może nie wszystkie i niekoniecznie od razu, jednak starasz się ze wszystkich sił. Czasem jest tak, że im bardziej się starasz, tym gorzej wychodzi. Może starasz się, a dziecko i tak nadal chce więcej albo dopomina się, a Ty nie wiesz, o co mu chodzi. Może zaspokajasz jakieś potrzeby, które według Ciebie powinny być zaspokojone, a dziecko dopomina się o coś innego. Może dochodzisz w końcu do sedna, a może czasem trafiasz, a czasem nie. Chcesz nauczyć się rozpoznawać prawdziwe potrzeby dziecka? Chcesz przestać szarpać się, miotać, aby dać dziecku to, czego potrzebuje? Chcesz przestać być zmęczoną, zmęczonym nie trafianiem?Zacznij od uczuć. Kiedy dziecko jest radosne i zadowolone, to znak, że jego potrzeby na daną chwilę są zaspokojone. Przychodzi do nas z tym zadowoleniem, lecz pewnie częściej nie. Kiedy nie potrzebuje zaspokoić potrzeb, samo zajmuje się sobą. Jeśli jednak coś mu doskwiera, czegoś mu brakuje, przychodzi z tym do Ciebie. Wiesz, dlaczego? Bo NAJBARDZIEJ CI UFA. I wtedy to, czego potrzebuje najbardziej, to ZAUWAŻENIE, że jest mu źle, że mu czegoś brak, że coś mu przeszkadza. Zauważenie dokładnie tego, czego naprawdę mu brak. Ani więcej, ani mniej. Często dziwimy się, że dajemy bardzo wiele, a to nie daje efektu. Dlaczego? Bo jeśli na przykład dziecko potrzebuje jedynie zauważenia, że czuje złość, bo kolega mu coś zabrał, to potrzebuje tylko tego. Nie dziesięciu zabawek w zamian. Nie szukania recepty, dawania rad, użalania się czy szukania przyczyny. ZAUWAŻENIA. A po zauważeniu, ZAAKCEPTOWANIA, a przez to POTWIERDZENIA, że dziecko to czuje, skoro to czuje, bo MA PRAWO TO CZUĆ. I wiesz, co? Na tym koniec. To mu najczęściej wystarcza. Spróbuj sam/a.Często złoszczę się na osoby, które zaprzeczają moim uczuciom: Mówię: „Wiesz, marzyło mi się to i to. W sumie to już mi to obiecano. Cieszyłam się i snułam wielkie plany, co fajnego z tym zrobię. Niestety okazało się, że coś będzie, ale okrojona wersja. Płaczę już tydzień, bo czułam, że za to mocno zapracowałam i nie udało się.” Odpowiedź klasyczna powiedziałabym: „Może następnym razem. O co płaczesz? Zdrowa jesteś, ciesz się tym, co masz” Mam ochotę krzyczeć, ale nie mam siły: „Nie słyszysz mnie?!?!?! Nie rozumiesz, o czym do Ciebie mówię?!?!?! Przecież staram się o to tyle lat! Tyle wysiłku, zachodu! Przecież już to prawie miałam! To boli!!!!!!!!”Właśnie boli. Jednym z powodów zaprzeczania uczuciom jest strach przed dotknięciem czyjegoś bólu. Łatwiej jest uciec, zaprzeczyć, nie widzieć. A zauważenie czyjegoś bólu, to tak naprawdę zgoda na niego. To przyznanie: „To może boleć. To może rozczarować.” Dwa krótkie zdania, za które osoba, która je słyszy jest wdzięczna, jak za najlepszą poradę czy przysługę. Czasem nawet wystarczy: „Rozumiem, że to już kolejny raz i co musisz czuć. Też bym płakała” – zauważenie, potwierdzenie, współodczuwanie. I każda osoba, czy dziecko czy dorosła, idzie dalej. A dzieci jeszcze bardziej niż dorośli potrzebują potwierdzenia, że czują, to co czują. Uczą się dopiero siebie, swojego odczuwania. To dla nich ważna informacja – czuję rozczarowanie i to jest ok. Mogę je czuć. Rodzic potwierdził ten stan i to dla dziecka nowy punkt wyjścia. Już dziecko ma w sobie takie zasoby wewnętrzne, by samodzielnie poradzić sobie z sytuacją, za którą stoją dane uczucia.Podobnie jest ze złością. Strach przed złością drugiego człowieka jest dość powszechny. A akceptacji złości potrzebuję ja – dorosła, dojrzała, radząca sobie na swój sposób z uczuciami. Jak bardzo muszę potrzebować tego dzieci? DZIECI UCZĄ SIĘ DOPIERO ROZPOZNAWAĆ, NAZYWAĆ I RADZIĆ SOBIE Z UCZUCIAMI. Tego, czego najbardziej potrzebują, to naszego wsparcia i pomocy w tej kwestii. Wszystkie inne sprawy rozwiążą sobie same. Nie wierzysz? Historyjka z zeszłego roku Starszy wbiega do kuchni: „Mama, Te. zburzył mi wieżę z klocków” Ja: „To musiało Cię zezłościć.” Myślę, co powiedzieć więcej, a Starszego już nie ma. Odznaczył, że dobrze czuje to, co czuje w danej sytuacji i pobiegł do pokoju. Słyszę stamtąd: „Te., masz tu klocki i tymi się baw tutaj. Te są moje i nie masz ich ruszać” Opad szczęki, prawda. Ja też potrzebowałam TYLKO potwierdzenia, że mam prawo być rozczarowana. Nie chcę rad, użalania itp. Dostaję potwierdzenie i walczę dalej. Wiem, co robić. Wszystkie narzędzia, aby osiągnąć to, co planuję, mam już w sobie. Potrzebuję TYLKO I AŻ ZROZUMIENIA. Jak każdy, jak dziecko. Gdy ktoś nas rozumie, otwieramy się, chcemy rozmawiać, ufamy, współpracujemy, nie mścimy się, staramy się, czujemy się kochani. Dziecko też. Dziecko tym bardziej. Chcemy zatem słów, które niosą zrozumienie, niosą szacunek do naszych uczuć i potrzeb, ich zauważenie, potwierdzenie. Moje i Twoje dziecko nie werbalizuje tego, lecz też tego chce. Jeszcze bardziej tego potrzebuje, gdyż dopiero buduje swój świat, uczy się swoich uczuć i tego, czy im ufać czy nie. Gdy nauczy się, by im nie ufać, w jego wnętrzu zapanuje chaos. Nie będzie wiedziało, co dla niego dobre, a co złe. Uczucia będą mu to mówić, lecz rozum będzie zaprzeczał (czytaj. Twój głos w umyśle dziecka jako jego superego). Zaprzeczając dziecięcym uczuciom, uczysz dziecko, że ono samo nie może wiedzieć, co jest dla niego dobre, że ma nie ufać sobie, nie widzieć swoich potrzeb, nie iść za nimi, potwierdzenia siebie szukać na zewnątrz siebie, a stąd budować swoją samoocenę, swoje poczucie własnej wartości. Akceptując uczucia dziecka, niewerbalnie i werbalnie – nazywając je – dajesz dziecku sygnał, że akceptujesz dziecko w całości, że je rozumiesz, a przez to kochasz. Miłość to gesty, ale też słowa, słowa – które mówią, że akceptujesz, rozumiesz, szanujesz, kochasz. Stąd po części moje rozpoznawcze motto: „Miłość przekładam na słowa”. Jeśli również to Twoje motto lub chcesz, aby stało się Twoim, możesz nosić dla mobilizacji i jako przypominajkę koszulkę, bluzę lub torbę, którą kupisz tutaj. Wyjdźmy na wiosnę z nową motywacją.

Refleksja o Rodzicielstwie (1)

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Refleksja o Rodzicielstwie (1)

Jak przyspieszyć poranne wyjście z domu z dzieckiem?

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Jak przyspieszyć poranne wyjście z domu z dzieckiem?

Coaching czy szarlataneria

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Coaching czy szarlataneria

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Hipnoza w nurcie Rb

Młodszy ma trudności z wyciszeniem się wieczorami i jego potrzeba leżenia ze mną, tłuczenia się po łóżku przez ponad godzinę mocno koliduje, szczególnie jeśli jest około 21. z moją potrzebą spokoju i zrobienia coś dla siebie. Leżymy i Młodszy się przewraca na łóżku, chowa pod kołdrę. Kiedy siedzi tak pod kołdrą, że widać mu twarz, mówię zrozpaczona perspektywą niekończącego się usypiania: „Te., uśnij, choć raz uśnij w 5 minut.” Młodszy patrzy na mnie lekko już niekontaktujący, więc jakoś zdania jak z filmowych scen o hipnozie: „Twoje powieki robią się ciężkie. Powoli opadają…” Jakoś nie wiedziałam, co ma być dalej, więc poszło tak: „Czujesz się bezpieczny. Wszystkie Twoje potrzeby są zaspokojone. Jestem tutaj. Czujesz moją bliskość. Bezpieczny i zadowolony spokojnie zasypiasz” Cóż, nie zasnął, ale hipnoza z uwzględnieniem idei rodzicielstwa bliskości była.

Sytuacje awaryjne w 6 krokach

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Sytuacje awaryjne w 6 krokach