zaległości!

TUPOT MAŁYCH STÓP

zaległości!

W 5 miesiącu życia Mela stała się gadułą. Jej ulubiony zbitek brzmiał: "bla bla bla bla" oraz "ble ble ble ble"Opanowała do perfekcji obracanie się z brzucha z powrotem na plecy co zaoszczędziło jej mnóstwo stresów i irytacji ;)Kiedy miała 6 miesięcy Michał stwierdził, że mała zaczęła mówić - rzeczywiście z dziwną powtarzalnością kiedy on ją o to prosił powtarzała "tata". Duma ojca była niesłychana. Jednak jak się okazało zgodnie z moim przypuszczeniem (nie żebym wątpiła w nasze dzieci ;) że to był tylko przypadek - po prostu Mała namiętnie zaczęła powtarzać "mamamamamama" oraz jeszcze częściej "tatatatata", czasem "babababa", itd ;)Jest bardzo kontaktowa :) Kochana - wspaniała i nadal niesłychanie pogodna! Teraz, kiedy skończyła 7 miesiąc życia (kiedy to zleciało?) widać jeszcze większą celowość w jej poczynaniach. Wyciąga ręce do osób i przedmiotów oddalonych sporo od niej, podąża za celem i to dosłownie. 5.09 po raz pierwszy przyłapałam ją na pełzaniu. Prędzej też sie jakoś przemieszczała choć do końca nikt nie wiedział jak ;p Kręciła się wokół własnej osi, turlała a teraz zasuwa  jak komandos :) Wspaniale przybija piątkę i daje "cześć" i ma przy tym ubaw aż miło.8 miesiąc życia to kolejne umiejętności: "baran tryk", "bam bam", któremu towarzyszy także (chyba pierwsze) słowo "ba" czyli "bam"."Mama" pada również często, ale głównie wtedy, kiedy zniknę jej z pola widzenia. Pełza wtedy po całym domu i woła "Mamamamama" - no przyznajcie sami - to MUSI być to - prawda? ;)Ciekawe jest to, że zazwyczaj w pierwszej kolejności zagląda wtedy do mojej pracowni, gdzie czasem zabieram ją w leżaczku czy wózku, kiedy chcę coś przy niej uszyć.To już niestety ten czas, kiedy spokojne, samotne wyprawy do toalety są właściwie nierealne. O ile nie zabiorę jej ze sobą słyszę płacz pod drzwiami i coraz częściej trzask listwy od drzwi która już Jaś nadwyrężał, a która jak się okazuje całkiem łatwo odciąga się od ściany.I ostatnie największe sukcesy:9.10 pierwszy raz zaintrygowana naszą otwartą zmywarką - Mela klęknęła przy niej. To był początek nowej przygody. Klęka przy wszystkim, co się da!Właśnie z takiego klęku 22 października usiadła po raz pierwszy przy schodach. Kocham nad życie :)A co u starszaków? Całe wakacje były ze mną (i kto tu miał wakacje? ;)) Chwilami bawili się cudnie a chwilami cudnie kłócili. :) Ile siwych włosów mi przybyło - tego nikt nie zliczy ;)Teraz wrócili do przedszkola i z radością witamy się  o 15:00. Taka pomoc jest dla mnie nieoceniona. H: mamo puścisz piosenkę o gargamelu?Ja: Nie mamy takiej.H: mamy!Ja: Jak ona brzmi?H: co ma włosy jak gargamel" ;PPozdrawiamy Majkę Jeżowską!Moje dzieci (nie)stety mają zapędy za mamusią a nie tatusiem ;)Wszystkie chcą szyć ze mną ;)chorowity październik - na co to my nie chorowali! :)ukochany Stefan - już 3 dziecko obsługuje :)

pinacz

TUPOT MAŁYCH STÓP

pinacz

Mój mąż chcąc uniknąć zbyt wczesnego jęczenia dzieci o przekąskę rzecze do mnie w związku z zapodawaną przeze mnie kolacją:- Ja myślałem, że ja dziś to już tylko peanuts and bear.Na co Jasiu:- Hania lubisz pinacz?H; Nie.- A biu(e)r?H: Nie.No i całe szczęście - nikt nie pomyśli, że rodzina patologiczna a orzeszków będzie więcej dla rodziców :Dps. Właśnie obczytaliśmy skład orzeszków i się zdziwiliśmy bo O ZGROZO! "produkt może zawierać orzechy!" :)

2,3,4

TUPOT MAŁYCH STÓP

2,3,4

Czas mija jak szalony, dzieci, firma, życie :) Piękne i coraz piękniejsze :)Melania skończyła już 4 miesiące. Czuję, że jeżeli nie popełnię tego wpisu,  zaraz wszystkie wspomnienia ulecą. A więc bez zbędnych stylizacji i pomysłu na notatkę, zaczynamy:W okolicach 5 tygodnia Mała zaczęła się świadomie uśmiechać i tak jej już zostało. To moje najpogodniejsze dziecko. Wszyscy mówią, że jest podobna do Jasia - w tym także. Synek również był bardzo pogodny i wiecznie uśmiechnięty - z nią też tak jest, tylko zaczyna jeszcze wcześniej. Wystarczy spojrzeć na nią, by jej twarz rozjaśnił uśmiech. Wystarczy się odezwać, żeby wywołać jej radość. Przyciąga ludzi jak magnes :)W okolicach drugiego miesiąca zaczęła wydawać z siebie jeszcze więcej dźwięków i próbowała chwytać przedmioty. W okolicach trzeciego miesiąca poszły w ruch zabawki, które teraz w czwartym miesiącu są jej nieodłącznymi towarzyszami. Nieco zbyt mocno zaciska kciuki w pięści, co czasem utrudnia jej chwyt, ale idzie jej coraz lepiej. Lubi swoją matę edukacyjną, którą trzęsie we wszystkie strony, często wesoło gurząc i piszcząc do zabawek na niej pouwieszanych. Dotąd była właściwie bezproblemowa. Przesypia prawie całe noce (od ok 19:00 do ok 5:30/6:00) choc niestety jest to pewnie związane z tym, że jest karmiona sztucznym mlekiem. Pomimo licznych prób nie udało się karmić małej moim mlekiem. Krzyczała i odpychała się, potrafiła płakać godzinami, pić i wypluwać, łapać i puszczać, dopóki nie dostała pierwszy raz butli. Rzuciła się na nią jak wygłodniała i... tyle. Żal mi tego strasznie, gdyż tej bliskości podczas karmienia nic nie zastąpi, a przy butelce czuję się... niepotrzebna. Z resztą od około 3 miesiąca mała butlę trzyma sobie sama :)Duża już z niej dziewczynka - turla się na boki i prawie udaje jej się już przewrócić na brzuch. Bardzo silnie dźwiga się z pozycji półleżącej do siadania i pięknie już od ponad miesiąca trzyma główkę w pionie. Dzieci ją kochają: "Melunia, Mela, Melka", nakarmią, przytulą, podadzą zabawkę.Jestem strasznie dumna i szczęśliwa z mojej gromady :)                        pierwsza marchewka - 16.06.2016 r :)smakowała wyśmienicie - Melania prawie się nie zdziwiła nowym smakiem - jadła, jakby robiła to od tygodnia, a nie po raz pierwszy.

Melania

TUPOT MAŁYCH STÓP

Melania

Dwa miesiące niespełna zbierałam się do tego wpisu, ale brakowało chwili i nie mogę powiedzieć, że to trójka dzieci, że to Melania tylko, bo spraw w moich życiu się namnożyło, bo ciężko jest zrezygnować z pasji twórczych, ale w końcu należy wrócić do tych zapisków, bo jak się okazuje, są one bardzo pomocne, kiedy należy sobie coś przypomnieć, coś odświeżyć.A więc 6.02. 2016 r na świat przyszła Melania. Ważyła 3690 i mierzyła 56 cm. Wydanie jej na świat, było trudnym przeżyciem - szczegółów Wam oszczędzę, choć najmniej mam z niego historii typu: lekarz był do bani, nikt się mną nie zajmował, itd. Tym razem opieka była naprawdę świetna, a mój mąż powtarzał po wszystkim "to było niesamowite!, to było niesamowite!" ;)Wszystko szło tak dobrze, że miałam nadzieję, że choć raz wyjdziemy ze szpitala po standardowych 2 dobach, ale wnet się okazało, że mamy konflikt krwi w grupach głównych i pomimo małej żółtaczki fizjologicznej Mela trafiła pod lampę. Tu już z opieką było różnie, bo okazało się, że położne (niektóre) nie potrafiły zakładać masek na oczka - same mówiły, że nie pamiętają jak się to robi - więc trzeba było sobie radzić.A Melania była taka malutka, taka słodziutka i miała takie maciupeńkie paluszki i maciupeńkie stópki i w ogóle była taka mini mini (najmniejsza z mojej trójki), że nie szło przestać się zachwycać!A starszaki? Pierwotnie wydawało się, że to Hania ma jakiś problem z nowym członkiem rodziny, bo kiedy odwiedzili nas w szpitalu była bardzo zdystansowana, a Jaś spontaniczny i radosny, jednak wnet się przekonała do siostry i wręcz prosi nas, żeby to ona mogła podać smoka, gdy Mela płacze, rozmawia z nią, całuje i wydaje się, że bardzo cieszy się z nowej siostry.Jaś, który był podejrzany o spóźniony bunt dwulatka okazał się strasznym zazdrośnikiem, który na różne sposoby chce przykuć uwagę rodzica. Dopieszczamy go jak umiemy, ale wstawanie w nocy co 5 minut do niego między 4 a 5 rano jest nieco wybijające z rytmu.Obecnie Mela wkrótce skończy 2 miesiące. Rośnie w oczach i jest bardzo radosna - poza chwilami kolek, które są naszą zmorą. Jej płacz rozdziera nam serce a nie pomagają ani polskie ani zagramaniczne specyfiki. Jest bardzo bystra - pielęgniarki podczas pierwszego szczepienia były zdziwione, że obraca głowę za dźwiekiem, bo mówią, że to nietypowe na ten wiek, a ja zauważyłam to już wiele dni temu. Od około 1 tygodnia życia wodzi wzrokiem za bardzo powolnym ruchem, a teraz to za każdym. Kiedy miała ok 5 tygodni zaczęła się cudnie uśmiechać. Niewiele jej do tego potrzeba! Wystarczy stanąć nad jej łóżeczkiem i samemu się uśmiechnąć, a najlepiej po prostu z nią porozmawiać. Cudne są te pierwsze, bezzębne uśmiechy! A każde "a guuu" rozczula i rozkłada na łopatki!<3Oficjalne nr 1 :)

TUPOT MAŁYCH STÓP

wyznania Jana

A jak chodzi flinka? (świnka)Tak? (Janek rzuca się na czworaka i pokazuje jak się porusza świnka)Tak Jasiu - dobrze pokazujesz!Bo byłem kiedyś flinką i flinkałem ;)

brzuch do przodu!

TUPOT MAŁYCH STÓP

brzuch do przodu!

Niespodziewanie koniec ciąży mija mi bardzo pracowicie :)Potrzeba drzemek odeszła w niepamięć (czyżby była tylko wymysłem znudzonego umysłu?).Zamiast polegiwać zginam się, wyginam, a wszystko po to by kroić i wycinać, by sięgać spadające z coraz bardziej niezdarnych rąk szydełka i roznoszone przez dzieci kłębki włóczki.Zakochałam się na dobre w robótkach ręcznych <3Opanowałam sztukę dziewiarstwa i aż przykro mi, że wcześniej nie odkryłam magii szydełka (mimo, że mama pokazywała mi już dawno jego podstawy).Zaznajomiłam się z drutami (też dopiero teraz, pomimo tego, że druty trzymałam w rękach jeszcze jako gimnazjalistka bodajże). A wszystko zaczęło się od tego, że wybrałam się na kurs do Lilki Szpilki i postanowiłam, że wyprawkę dla Meli (ile będę w stanie) wykonam sama. Idzie mi dobrze, choć grunt zaczyna się palić pod nogami (już niecały miesiąc do terminu!), a to wszystko dlatego, że w miedzy czasie wykonałam sporo rzeczy na zamówienie mniej i bardziej znanych mi osób. Sprawia mi to ogromną frajdę!Z potrzeby tworzenia i dzielenia się tą radością powstał nawet profil na facebooku. https://www.facebook.com/%C5%81ubudubu-428126487381012/?fref=ts Moje dwa światowe już maluchy dopytują co chwilę, kiedy i oni nauczą się szyć i szydełkować. Janek dopytuje czy jest już odpowiednio duży (z dnia na dzień liczy, że odpowiedź się zmieni), a Hania z zaciekawieniem obserwuje moje kolejne dziełka. Są moimi modelami, testerami i oczywiście wszystkie wykonane przeze mnie, a wymyślone przez innych zlecenia chcieliby posiadać w swojej garderobie.Tak więc jak widzicie czas mija nam twórczo. W adwent staraliśmy się też zaangażować dzieci do tworzenia ozdób świątecznych i wypieków i aż miło się patrzy, jak z miesiąca na miesiąc ich dłonie są coraz bardziej sprawne, wyobraźnia tryska nowymi pomysłami, a radość z wykonanych rzeczy rozpromienia ich twarze. :)Teraz tylko proszę nam życzyć łatwego i szybkiego porodu i zdrowia dla Meli, na którą wszyscy niecierpliwie czekamy.

TUPOT MAŁYCH STÓP

bałwan gapcio

Ostatnio dziergam na potęgę i zdarzyło mi się popełnić na zamówienie czapkę w stylu Olaf z Krainy Lodu.Wywiązała się taka oto sytuacja, że oboje moich narodzonych już dzieci zapragnęło takie czapy dla siebie.Jasiek chce tulić Olafa, Hania chce już tylko taką czapę..."Haniu, a wiesz, że ja jeszcze umiem zrobić Elsę?"(Rozmarzone oczy)... Elsę?....."Tak, ale najpierw muszę zrobić dla takiej Pani""Dlaczego?""Bo ta Pani pierwsza to wymyśliła""A ja się zgapiłam..."Moje dziecko zna takie zwroty? ;)

TUPOT MAŁYCH STÓP

pozorna cisza

A u nas cisza jest tylko pozorna i tylko pozornie się nic nie dzieje...Tak naprawdę... tata pracuje dniem i nocą niemalże a w międzyczasie ogarnia kolejne etapy wykańczania domu.Mama szydełkuje jak szalona - głównie czapki i jakieś kapciochy dla meli i chciałaby, żeby doba była dwa razy dłuższa bo projektów więcej niż rąk do trzymania szydła i niż godzin w ciągu dnia :)  Pochłonęło mnie to totalnie i tylko co jakiś czas odrywam się od moich robótek, żeby sobie uprzytomnić, że czas najwyższy wyprawkę szykować :)Hania z Jasiem chodzą do przedszkola i już wcale nie dopytują, "czy dziś będziemy krótko", bo mówią, że długo być też bardzo lubią :)A my po przerwie znów kawałek po kawałeczku wykańczamy nasz domek i przygotowujemy tymczasowe (a jakże inaczej) miejsce dla Meli. W odstawkę poszły salonowo-biurowe regały, a na ich miejsce wskoczyła komoda, którą składała niemalże cała rodzina :)Wiele radości jest w tym urządzaniu się. Może nawet więcej, a przynajmniej na dłuższy czas rozłożonej, że temat się ciągnie i ciągnie (już drugi rok) :)

TUPOT MAŁYCH STÓP

rośnie nam artysta

To, że Janek ma pociąg do muzyki było wiadomo już dawno. Od małego ładnie trzyma linię melodyczną i śpiewa dniem i nocą, a nawet drzemką popołudniową, jak donoszą panie przedszkolanki.Zasypia ze słowami "Alleluja" na ustach (to chyba ta wybuchowa mieszanka muzyki w naszej rodzinie i teologii ;), to samo śpiewa kiedy uda mu się odnieść "nocnikowy sukces" (rzekomo zwyczaj przejęli już jego koledzy i koleżanki). Ma dwa lata i z pamięci śpiewa piosenki z bajki grajki o "Piotrusiu Panu"*, a co więcej... kocha instrumenty...Z tymi instrumentami właśnie największy problem mamy.Pierwsze szaleństwo miało na imię ukulele i dodajmy, że było to MOJE ukulele, ale MOJE krzyczał też Jaś, od kiedy tylko zostało rozpakowane z pudełka. Z gitarą męża nie było problemu - chyba widział, że to nie jego gabaryty, ale ukulele - malutkie, piękniutkie i to jeszcze z możliwością nagłośnienia(!), przecież każdy półtoraroczny chłopczyk o tym marzy ;)Grałam po kryjomu, a i w nocy potrafił się obudzić i wołać "graaaaaaaać!"Rozważaliśmy nawet kupienie dla niego ukulele sopranowego (jeszcze mniejsze niż moje koncertowe), ale stwierdziliśmy, że to jeszcze taki maluch, że szkoda pieniędzy, bo ryzyko uszkodzenia instrumentu duże...Źle myśleliśmy...Zgodnie z planem Janek dostał gitarę-zabawkę, którą bardzo z jednej strony lubi, (chce z nią jeździć nawet do p-kola), ale z drugiej doprowadza go do szału."Jest nienastlojonaaaaaaaaa", "nastluuuuuuujjjj gitalkeeeeee" - dopomina się mój syn.Co tu zrobić, jak nastroić takowej się nie da? Co tu zrobić, kiedy zapowiada się w domu mały muzyk (nie "niedzielny" tylko jak rodzice), który rozpoznaje, kiedy instrument gra jak powinien, a kiedy wydaje z siebie dźwięki nieogarnięte?Może rację ma prababcia, która wysyła nas czym prędzej do muzycznej?*A bajki grajki, szczególnie "O piotrusiu Panu", a jeszcze bardziej "O Tadku niejadku babci i dziadku" szczerze polecam. Okazuje się, że wychowała się na nich także moja mama ;) Nie straciły nic jednak ze swojego uroku i piękna. Dzieci potrafią słuchać ich po 3 razy w trakcie jednej wyprawy (czwarty raz nie słuchają, bo rodzice zabraniają ;)Posłuchajcie sami:https://www.youtube.com/watch?v=QIpfUpey6p0https://www.youtube.com/watch?v=KkrztC6QrLI&list=PLjSuyMSxxASiX3Dar6KFX4v_RDBPr9dnQ

Mam 2-latka!

TUPOT MAŁYCH STÓP

Mam 2-latka!

Ostatnio nieco spanikowałam, kiedy nie mogłam nigdzie odnaleźć niewywołanych jeszcze zdjęć Janka z jego pierwszych chwil życia.Zdjęcia mają dla mnie ogromną wartość - ożywiają wspomnienia, rozczulają, rozbawiają, pozwalają chwycić choć odrobinę tak szybko mijającego życia...Kiedy zdjęcia się odnalazły przejrzeliśmy je wszystkie wspominając tamte dni.Nasz malutki synek... Niełatwo było mu przyjść na ten świat... A teraz... nie wyobrażamy sobie już tego świata bez niego!Od początku jest małym promyczkiem, który wywołuje uśmiech na twarzach wszystkim ludzi.Kochamy go do szaleństwa!Jest strasznym mądralą, który ma swoje zdanie i opinię na każdy temat. Jak u większości dwulatków jego chcę, lub nie chcę lub "bo tak" jest baaaardzo ważne i ciężko z tym polemizować. :)Wszystko to jest strasznie urocze, kiedy dołączymy ogromny zasób słów jaki posiada i ten dziecięcy sposób mówienia (bez wyraźnego "r" i "s" na początku wyrazów - np.: "ham" zamiast "sam").Rozczula mnie totalnie sposobem w jaki okazuje czułość. Uwielbia się przytulać i dawać całusy a przy tym zwraca się do nas "mamusiu" i "tatusiu" i nawet do końca nie wiemy skąd się to wzięło bo Hania używa raczej niezdrobnionych wersji. Nagle nam te dzieci tak porosły, że tym bardziej się cieszę na kolejnego malucha w naszym życiu. Bo proszę Państwa, mamy już takie duże dzieci!!! Oboje odpieluchowani i oboje śpią w dużych łóżkach! :) Tak! To nasz sukces z ostatnich dni. Janek pięknie zrozumiał o co chodzi :) Zdarzają się malutkie wpadki, ale tak małe, że sami jesteśmy w szoku. Uwielbia samochody, motory, traktory, kombajny i wszystko co się porusza. Zapytany o to, czy będzie kiedyś z tatą w garażu naprawiał auta odparł, że "tlochę będę psuł" - jak to facet ;)Kocha muzykę. Prababcia powtarza, że tak muzykalnego dwulatka ze świecą szukać i koniecznie, ale to koniecznie musimy go posłać do szkoły muzycznej ;) Ciekawe kim zostanie w przyszłości :)

5 gadżetów, których na pewno nie kupię swoim dzieciom

TUPOT MAŁYCH STÓP

5 gadżetów, których na pewno nie kupię swoim dzieciom

Ostatnio zalewa nas fala nowinek z zakresu opieki nad dzieckiem. Producenci przekonują nas, że bez ich produktu ani rusz, że jeśli nie wydacie tych jedynych 10 tysięcy na nieodzowne gadżety wasze macierzyństwo/ojcostwo będzie przypominało syzyfową pracę. Reklama działa na tyle sugestywnie, że wyobrażasz sobie taki oto wybór: albo snujesz się po domu jak wampir albo ze spokojem czytasz książkę i popijasz kawę.Znając wiele matek wiem, że ilość pomocnych sprzętów wcale nie wpływa znacząco na stan naszego zmęczenia. Po pierwsze nie każde dziecko jest takie samo, po drugie nie każdy sprzęt jest dla każdego, po trzecie... macierzyństwo to macierzyństwo i pewne trudy i zmęczenie są w nie wpisane (przypomnijcie mi to w lutym jeśli będę narzekał na płaczącego noworodka ;)parentnig.plZ moich przemyśleń i obserwacji rynku z artykułami dla mam, tatusiów i dzieci wyłoniła się taka oto lista rzeczy, których nigdy nie zdecydowałabym się kupić swoim dzieciom.Nr 1.Na pierwszym miejscu znajduje się rzecz, która wydaje się tak absurdalna, jak to tylko możliwe (przepraszam, jeśli ktoś poczuł się urażony).Jest to kask dla dzieci uczących się chodzić.Rozumiem i popieram kask rowerowy, kask na narty, rolki, hulajnogę... ale kask do nauki chodzenia?! Na litość...!Teraz wyjdzie może na to, że ze mnie matka patologiczna, ale przyznam, że mimo iż Janek obijał (i nadal obija) sobie głowę sto razy na tydzień, o kasku dla niego mówiłam jedynie w żartach. Całe szczęście - główka dziecka jest tak zbudowana, że od zwykłego upadku co najwyżej nabije sobie guza. Nasza zaś w tym głowa, żeby teren po którym porusza się nasz maluch był odpowiednio przygotowany i zabezpieczony.Ja zwracałam uwagę przede wszystkim na to, żeby podłoże nie było śliskie, żeby ostre kanty były zabezpieczone i żeby bez opieki póki nie czuje się stabilne nie wdrapywało się na wyżyny kanap, stołków, itp. (choć kto uchroni dziecko przed wszystkim?!) Czy taki kask wspomaga naukę chodzenia (a nawet raczkowania bo w opisie i taką funkcję zawiera? Szczerze mówiąc wątpię. Wierzę zaś, że dziecko musi kilka razy upaść, żeby nabrać odruchów, dzięki którym w sposób naturalny będzie potrafiło chronić wrażliwe miejsca przed uszkodzeniem. W końcu unikanie bólu to raczej rzecz na tyle pierwotna i naturalna, że należałoby zaufać swojemu dziecku, że nie będzie przeczyło prawom natury. Przypuszczam, że skoro kask to i ochraniacze na nogi i łokcie niektórzy nakładają dziecku do poruszania się po domu...Nr 2.telezakupy.tvMiska niewysypka. Miski na przekąski, która pokonuje prawa grawitacji.Przyznajmy to szczerze - jest to gadżet dla leniwych rodziców. Owszem, ja do nich też należę, ale jednak nie pokusiłabym się o taki zakup pomimo dość atrakcyjnej ceny jak za taki wynalazek.Nie będę ryzykowała zawałem serca mojego dziecka w momencie, kiedy nie będę miała przy sobie tej cudownej miski i odkryje ono w końcu, że coś może się wysypać lub (o zgrozo!) wylać! ;)Może moje słowa byłyby puste i nieszczere, gdyby nie fakt, że wychowuję już dwoje dzieci, które opanowały sztukę jedzenia i picia z normalnych naczyń, co opłacone było tonami ręcznika papierowego, litrami wody zużytej do mycia podłóg i tysiącem moich skłonów i przysiadów. Ciekawe czy producenci potrafią odpowiedzieć na pytanie: kiedy jest odpowiedni wiek, żeby oprócz tego, że Wróżka-Zębuszka nie istnieje wyjawić dziecku, że jak przechyli zbyt mocno miskę z owsianką to ta mu się po prostu wyleje na nogi?Nr 3Chodzik - sprzęt, na którym wychowały się całe pokolenia i bez którego ówcześni rodzice nie wyobrażali sobie życia. Jego główną chyba zaletą jest to, że babcie, które nie mogą patrzeć jak ich kochane wnuki pełzają po podłodze mają spokojną głowę ;)Wynalazek ten zdaje się zadowalać wszystkich - użytkownik się cieszy bo uzyskał choć namiastkę samodzielności, rodzice się cieszą - bo uzyskali choć namiastkę spokoju, ale... Ale od kilku lat specjaliści alarmują, że te obręcze na kółkach choćby miały nie wiem jak wygodne siedzenie i nie wiem jak atrakcyjne zabawki na stoliczku nie są dla dziecka zdrowe.Dlaczego?1. W czasach, kiedy tak popularne jest wszystko co bio i eko nie powinien budzić wątpliwości fakt, że przyspieszanie naturalnych procesów rozwojowych jest szkodliwe. Nauka chodzenia to bardzo trudny i wymagający etap w rozwoju naszego dziecka. Jest jak daleka wyprawa, w którą nie jest dobrze ruszyć nieprzygotowanym. Chodzenie angażuje wiele części naszego ciała oraz wiele mięśni. Jeśli te nie będą odpowiednio silne i odpowiednio przygotowane, ciało dziecka w pozycji pionowej będzie walczyło o przetrwanie przyjmując nienaturalne pozycje (bo mięśnie go nie utrzymają).W chodziku dziecko bardziej wisi niż stoi i choć nauka chodzenia bez upadków wydaje się kuszącą propozycją może więcej szkody narobić niż nabite guzy.2. Problemy z kręgosłupem i bioderkami. Wyżej wymienione kwestie mają wpływ na utrwalanie się złych nawyków postawy oraz wad kręgosłupa i stawów biodrowych. W chodziku nóżki dziecka wyginają się w sposób nienaturalny. Zauważono, że dzieci, które korzystają z chodzików często mają problem ze szpatowatością.3. Dziecko poruszając się w chodziku źle ocenia odległości. 4. Nie widzi swoich stópek - nie widzi ich pracy, więc nie jest w stanie kontrolować i poprawiać jej jakości.5. W 2002 roku Marry Garet (dziekan wydziału psychoterapii uniwersytetu dublińskiego), opublikowała swoje badania, które dowodzą, że chodzik tak naprawdę nie przyspiesza, a opóźnia rozwój dziecka. Statystycznie rzecz biorąc, dzieci które korzystały z chodzików zaczynają chodzić o cztery tygodnie później od dzieci, które z chodzików nie korzystają.6. Chodzik daje złudne poczucie bezpieczeństwa... tymczasem w Portugalii w jednym roku średnio ponad 800 dzieci musi korzystać z pomocy lekarskiej po upadku w chodziku.Co więc zrobić, żeby dziecko nauczyło się chodzić i nie nabawiło się wad postawy?Pozwolić mu ćwiczyć do woli... na podłodze. Podłoga, to najbezpieczniejsze miejsce dla dziecka. Nie ma skąd spaść, a jeśli już zacznie wstawać, to do podłoża nie będzie miał daleko. Podłoga daje nieskończone możliwości rozwoju. Turlanie, pełzanie, raczkowanie (ważne by na wykładzinie/dywanie a nie panelach), doskonali rozwój mięśni i gwarantuje, że prędzej czy później nasze dziecko samo usiądzie, a następnie samo wstanie przy meblach. Dziwili się niektórzy kiedy zabraniałam prowadzania moich dzieci pod paszki lub sadzania, kiedy jeszcze sami po raz pierwszy nie usiedli. To wszystko ma sens i wcale nie jest ograniczaniem dziecka, ale troską o jego rozwój i naturalny bieg rzeczy. :)(więcej o chodzikach na licznych stronach internetowych, u ortopedów, fizjoterapeutów i w poradnikach dla rodziców ;) więcej chociażby tuNr 4. Tłumacz płaczu dziecka.Już tak nas Pan Bóg stworzył, że matka jest niezastąpiona :) Kto tak dobrze rozumie swoje dziecko jak ona!?A jeśli ona czasem nie jest w stanie rozeznać nastroju swojego dziecka, to będziemy wierzyć w to, że maszyna zrobi to za nią? Czytając opinie w internecie zazwyczaj natrafiam na takie: "rodzice są zadowoleni, urządzenie pomaga im w rozpoznaniu przyczyn płaczu, oczywiście nie w 100%, ale wystarcza, żeby czuli że jest pomocneZalety: http://www.noisemademedoit.com/wp-content/uploads/2012/08/why-cry-700x466.jpg  o dziwo pokazuje dość trafne wskazania" Serio? To wystarcza? "Dość trafne wskazania" jest w stanie zasugerować każdy laik. Czego może chcieć od nas maluch? Zazwyczaj jeść (a nawet jeśli nie do końca o to mu chodzi, to jedzenie, szczególnie z piersi mamy często go uspakaja). Jak nie jeść, to może czas na zmianę pieluchy? Jak nie pielucha to... pewnie coś boli. Owszem - miewałam chwile frustracji, gdyż nic nie pomagało i nie wiedziałam o co może chodzić mojemu dziecku a sprawdziłam już wszystkie możliwości. Co zmieniłby tłumacz płaczu dziecka, który po prostu wybrał by na podstawie bliżej nie znanych parametrów jedną z i tak już przetestowanych przeze mnie opcji (pielucha, czas na karmienie czy czułości?)Mamy - więcej pewności siebie! Znacie swoje dzieci znacznie lepiej niż kawałek plastiku nafaszerowany elektroniką! Nr 5. Nosidełko pozwalające nosić dziecko tyłem do rodzica.googleNiezwykle popularne i kuszące. Dziecko może oglądać świat prawie z pozycji dorosłego, nie targa nas za włosy jak w przypadku noszenia na plecach czy też nie ślini nam nowej bluzki jak w przypadku noszenia przodem do klatki piersiowej rodzica.Jednak wbrew podzielonym opiniom (nawet wśród znanych i cenionych ortopedów), ja swoją intuicją i babskim rozumem ufam tym, którzy mówią, że takie noszenie dziecka jest wyjątkowo niezdrowe. Mnie osobiście wystarczą takie autorytety jak Paweł Zawitkowski czy mój prywatny fizjoterapeuta. Ich opisy tego, co dzieje się z miednicą, biodrami i kręgosłupem dziecka w takich nosidłach skutecznie mnie zniechęcają do ich zakupu. Widziałam niejednokrotnie dzieci noszone w ten sposób. Nie wydaje Wam się, że one nie siedzą a wiszą? Cały ciężar ciała przenoszony jest na miednicę dziecka. O zgrozo niektórzy ortopedzi pozwalają tak nosić nawet miesięczne i dwumiesięczne dzieci!Tylko odpowiednie ułożenie nóg i bioder gwarantuje, że nie zaszkodzimy naszemu szkrabowi, a takie ułożenie gwarantuje noszenie przodem do rodzica, czy to na brzuchu czy na plecach. Warto zwrócić uwagę na jakość i certyfikaty wybieranego przez nas nosidła. Niezastąpione są chusty do noszenia, w których maluchy są bezpieczne już od pierwszych dni życia.   

Piknik

TUPOT MAŁYCH STÓP

Piknik

Uwielbiam aktywnie spędzać czas z moją rodziną! Uwielbiam spacery, pikniki, festyny, jeziora i lasy i czas spędzany kreatywnie!Z zaskoczeniem odkrywam jak wiele rzeczy można robić nawet z tak małymi dziećmi!Okazuje się, że z maluchami można piec ciasta, robić obiad, sprzątać dom, ogarniać ogród, a nawet szyć na maszynie, przy czynnym ich współudziale i obopólnej radości!Wczoraj wraz z Hanią uszyłyśmy poduszkę dla niej - we dwie! Ile dumy i radości!W życiu bym nie wpadła na to, by zaangażować dziecko do pracy przy maszynie. Pomysł ten podsunęły mi Lilki Szpilki podczas warsztatów szyciowych na festynie rodzinnym. Wystarczy pedał od maszyny przenieść na stół i zaangażować malucha w naciskanie :) Trochę się bałam, że praca we dwie będzie oznaczała jeszcze więcej frustracji niż w pojedynkę, ale bardzo się myliłam. Hania szybko zorientowała się o co chodzi i przestawała naciskać na pedał w momencie kiedy ja otwierałam usta by ją o to poprosić (bo np. musiałam wyjąć szpilkę). W efekcie powstały dwie poduchy - piękne w swojej prostocie (choć tu zdania są podzielone - patrz poniżej).Zachęceni sukcesem zrobiliśmy jeszcze latawce, przy których było trzeba użyć tak lubiane obecnie przez Hanię nożyczki, wyskakaliśmy się na różnych dmuchańcach, czerpaliśmy własnoręcznie papier, obejrzeliśmy różne pokazy, dobrze zjedliśmy i... nie mamy żadnych zdjęć. Ostatnio coraz bardziej się przekonuję, że robienie zdjęć, które tak cenię i lubię nie pozwala skupić mi się na radości z danej chwili. Tak więc wczoraj postanowiłam nie brać ze sobą aparatu. Mam nadzieję, że te radosne chwile i bez zdjęć zapadną nam na długo w pamięci.A teraz rozwiązanie zagadki: komu nie podoba się poduszka.Kiedy Janek dostał swoją poduszkę,bardzo się ucieszył. Jak tylko wróciliśmy do domu podusia poszła z nim razem do łóżeczka. Jaś leżał i patrzył na obrazki na tkaninie. Patrzył i patrzył... "Jasiu, podoba Ci się ta poduszka?" zapytałam gotowa na przyjęcie balsamu na moje serce..."Nie...chyba nie" odparł na to mój syn, po czym kazał sobie zabrać poduszkę z łóżeczka....A oto rzeczone poduszki:  

(Nie)samodzielność

TUPOT MAŁYCH STÓP

(Nie)samodzielność

Nasza Hanka jest dla nas zagadką. Z jednej strony wiemy, że wiele potrafi, że jest zaradna, samodzielna, itd. Z drugiej...Mała bardzo wcześnie zaczęła jeść sama łyżeczką, pić z kubka, potrafi sama przygotować dla siebie kanapkę, skorzystać z toalety i zrobić podstawowe zakupy w sklepie, a jednak czasem nachodzi ją taki dziwny nastrój, że zaczyna udawać, że nie potrafi poradzić sobie z najprostszą rzeczą typu wejście po schodach, itp. Już jakiś czas temu wydawało mi się, że gdyby tylko chciała, to ogarnęłaby bujanie się na huśtawce sama (raz przez małą chwilę widziałam ku temu podstawy). Ona jednak utrzymywała, że nie potrafi, że nie rozumie czym do przodu, a czym do tyłu należy ruszać, żeby huśtawkę wprowadzić w ruch. Wczoraj się przełamała i pokazała nam, jak potrafi, sama z siebie wysoko się rozbujać. Aplauzom, pochwałom i dumie nie było końca. Skąd jednak to udawanie bezradności? Czyżby to jednak nadal była zazdrość (o którą już dawno, dawno jej nie podejrzewałam), czy potrzeba dodatkowej uwagi?Nie wiem. Ale wiem, że muszę jej jakoś pokazać to, że samodzielność i zaradność nie oznaczają jeszcze końca dzieciństwa :)Na koniec chciałam przypomnieć że to ostatnie dni naszego konkursu z poprzedniego posta - ZAPRASZAMY do wzięcia udziału :)

Komitywa

TUPOT MAŁYCH STÓP

Komitywa

Mówiłam i pisałam to wiele razy i pewnie jeszcze wiele razy powtórzę - uważam, że różnica wieku pomiędzy dziećmi, która wynosi około 1 roku jest ideałem!Owszem, przypuszczam, że początki mogą być trudne. Przypuszczam, bo w takiej kolejności w jakiej ja moje dzieci rodziłam, wcale źle nie było. Janek do około 5(?) miesiąca przesypiał większość dnia, budząc się książkowo co 3 h na jedzenie, poguganie sobie do rodziny i zabawek, przebranie pieluchy i zasypiał ponownie - sam. Zazdrościła rodzina, zazdrościły koleżanki, kiedy widziały jak wynoszę mojego synka do pokoju obok, a on sam zasypia, bez noszenia, tulenia, śpiewania, hopsania, itp.Przyznaję, gdyby Jan urodził się najpierw, to prawie nie wiedziałabym, że mam malucha w domu, dopóki nie urodziłaby się Hania, co przypadałoby na wzmożoną już aktywność pierwszego dziecia i chyba bym szału wtedy dostała.Jednak jak wiecie czas leci szybko i nawet w przypadku, gdy kolejność temperamentów nie była zbyt dogodna, to później jest tylko lepiej. Mieli rację znajomi, że od pewnego momentu dzieci przy tak małej różnicy wieku, (przypuszczam, że ewentualnie przy różnicy dwóch lat jest podobnie, choć pewnie dłużej się na to czeka), zajmują się sobą (prawie) same. Już wcześniej były tego symptomy, a teraz już ewidentnie ich zażyłość jest w rozkwicie. Moja trzylatka i mój dwulatek potrafią zrozumieć się wzajemnie i dogadać (niestety czasem przeciwko rodzicowi), potrafią sami wymyślić zabawę i zaaranżować jakąś scenkę. Potrafią spędzić w swoim towarzystwie dłuższą chwilę, kiedy to matka może zająć się spokojnie innymi obowiązkami i przyznaję - potrafią też wszcząć bójkę i zrobić sobie krzywdę (sporadycznie ;)Ich komitywa co prawda często ma skutki uboczne w postaci np. zawalonego łóżka wszelkimi możliwymi zabawkami, kredkami i innymi brudzącymi pościel rzeczami, lub klocków lego walających się po całej podłodze, jednak widok dwóch maluchów, którzy przejawiają względem siebie tak ewidentną sympatię - bezcenny. Kolejnym plusem jest fakt, że Jasiek przy Hani wiele się uczy. To niestety smutna prawda, że najwięcej czasu i uwagi poświęca sie pierwszemu dziecku. Kilometry przeczytanych książek, godziny prześpiewanych piosenek i recytowanych wierszyków - tego mogła doświadczyć głównie Hania. Jaś, nad czym ubolewam, miał ku temu okazję znacznie rzadziej. Jednak mając tak rozgadaną i rozśpiewaną siostrę, Janek zna piosenki, których mu nigdy nie śpiewałam - np. o zielonym ogórku, czy kotku, który wlazł na płotek. Jakoś nigdy nie przyszły mi one do głowy, kiedy śpiewałam mu, oczywiste w tej sytuacji, hity typu: Panie Janie. Przykładów można by mnożyć wiele.Mam nadzieję, że ta zażyłość będzie kwitła i zyskają w sobie przyjaciela na całe życie (i że dopuszczą do tej relacji kolejne rodzeństwo, które nie pojawiło się tak szybko).

Marzenia rzeczywistością przegonione

TUPOT MAŁYCH STÓP

Marzenia rzeczywistością przegonione

Tupot stóp part III

TUPOT MAŁYCH STÓP

Tupot stóp part III

Zamykam oczy, a moja wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach. Słyszę tupot trzech par bosych stópek i radosny chichot moich dzieci, które znów coś zmajstrowały. Po chwili widzę nas przy stole - roześmianych, szczęśliwych... Widzę też trzy pary upartych oczu, które mówią "NIE" i trzy nogi, które zawadiacko uderzają w podłogę. Widzę wspólne podróże, przygody, trudy i radości...Marzenia się spełniają... Otwieram oczy i wiem, że jesteśmy coraz bliżej i bliżej. Nie wiem tylko, czy z biegiem lat liczba bosych stópek w mojej wyobraźni znów nie ulegnie zmianie... ;)  proszę Państwa - wyczekiwana, druga DZIEWCZYNKA <3   

Przedszkole bis

TUPOT MAŁYCH STÓP

Przedszkole bis

W ciąży człowiek myśli, analizuje, decyduje i zarzeka się, że ze swoim dzieckiem zrobi to , to i to, a tego, tego i tego nigdy, przenigdy się nie dopuści.U mnie tak było z przedszkolem!Cały czas gorliwie powtarzałam, że nie chcę, żeby moje dziecko chodziło do przedszkola (a tym bardziej do żłobka), że nie wyobrażam sobie posłać maleństwa w takie zbiorowisko, gdzie na jedną panią przypada chmara dzieci. "Jeśli już - mówiłam - zatrudnię opiekunkę, a najlepiej to zostanę z nimi w domu, aż nie przyjdzie czas na szkołę".Ta... Kiedy dziś to wspominam to się sama sobie dziwię. Dziwię się i jestem przerażona, bo jutro ostatni dzień maluchów w przedszkolu przed wakacjami.Postanowiliśmy na czas wakacyjny zrezygnować z przedszkola bo plany wyjazdowe mamy ambitne i w placówce więcej by ich nie było niż było. Oczywiście jak to w takich sytuacjach bywa, wystarczyło, że jakieś 2 tygodnie temu wspomniałam kilku osobom, że moje dzieci to istne anioły i tak serio, serio dajemy sobie z nimi radę, żeby te dwa grzeczne maluchy na nowo zmieniły się w dwa rojbrujące brzdące. Tak więc - już tęsknię za żłobkiem, w którym Panie nie mogą przestać się zachwycać grzecznym Jankiem, który w domu zmienia się w piszcząco-jęczącą maszynę do wyprowadzania mnie z równowagi. Tęsknię już za przedszkolem, w którym Hania radośnie wykonuje polecenia swoich pań, gdy w domu patrzy w oczy, w nos się śmieje i próbuje naszą cierpliwość i nerwy... aż strach.

Nierozłączni

TUPOT MAŁYCH STÓP

Nierozłączni

"Mamo, fajny jest ten nasz Jasiu!" oznajmiła już niejednokrotnie jego starsza siostra. Mali są coraz bardziej nierozłączni. Świetnie się dogadują, jeszcze lepiej ze sobą bawią, choć wiadomo - gorsze chwile też bywają. Co jedno to i drugie - nie może być wyjątku, czy to chodzi o jedzenie, wybór zabawki czy obuwia, w którym pójdą do przedszkola. Jak Hanka bawi się piłką, zaraz jej młodsza kopia znajduje drugą i ćwiczy razem z siostrą. Jak bawią się w "pamy iki" czyli odpalamy silniki, to oboje "jeżdżą po pokoju niczym auta wyścigowe", jak Hania mówi sama, to Janek też...No właśnie ;) Janek mówi "hama" (sama), Jasi (zamiast Jasia) i problemu w tym nie widzi ;)Kiedy go poprawiamy i pytamy:"Jasiu, jak mówią chłopcy?" to on, nie mijając się przecież z prawdą i zasadami savoir vivre odpowiada: "pofe" (proszę), lub "kuje" (dziękuję) i szczerzy się w uśmichu. Nie przychodzi mu do głowy, że popełnił błąd. Wpływ siostry jest ogromny :)Niestety także jeśli chodzi o ich dobry i zły czas - obecnie oboje marudzą, jęczą i wprawiają nas w ogromną frustrację - ale i tak ich kochamy choćby za takie momenty jak ten z filmu :) (a tak naprawdę to chyba za nic :)

Experyment

TUPOT MAŁYCH STÓP

Experyment

Jest we mnie coś z niespokojnego ducha, który męczy się przebywając długo w bezczynności, czy w jednym miejscu. Na całe szczęście nasze dzieci też raczej żyją niż wegetują :) Kiedy tylko nadarza się okazja wychodzimy z domu i jedziemy przed siebie. Bywa, że zaczynam tęsknić za wolnym dniem spędzonym tylko w gronie najbliższej rodziny, w naszych czterech ścianach, jednak po godzinie już mi mija i myślę jak by tu czas zorganizować.Ostatnie miesiące to czas dla nas bardzo aktywny. Albo jesteśmy poza domem, albo ktoś nas odwiedza. Hania prawie codziennie pyta: "kto dziś do nas przyjedzie po przedszkolu", albo "do kogo dziś pojedziemy?" Maluchy uwielbiają spotkania i przygody. Ostatnio postanowiliśmy spełnić z mężem swoje małe marzenie i wybraliśmy się do gdyńskiego Experymentu, w którym do tej pory po jego innowacji nie byliśmy. Baliśmy się nieco, że może się nam dzieci wynudzą, bo to jednak poważna sprawa z tym Experymentem - nic bardziej mylnego! Dzieci były zachwycone i dopytują, kiedy pojedziemy znów. Co prawda zasady fizyki nadal bardziej znają (lub nie) w praktyce niż  w teorii, ale zabawy było co niemiara :) Nawet półtora-roczny Janek był zachwycony, a Hankę wyciągaliśmy stamtąd podstępem :) Sami zobaczcie!  Nie widziałam bardziej zauroczonego chodzącą piłką dziecka niż mój Janek :)

Czas

TUPOT MAŁYCH STÓP

Czas

Macierzyńskie irytacje

TUPOT MAŁYCH STÓP

Macierzyńskie irytacje

Macie czasami tak? - no przyznajcie się - macie? Że wracacie z pracy zmęczeni, ale stęsknieni za maluchami, z wizją spędzenia pozostałych dwóch godzin na słodkiej zabawie z dziećmi, bo pozostałe tego dnia spędziliście na "zabawie" z nieswoimi dziećmi, a tu same tylko irytacje.Bo kogo nie zirytowałyby takie oto wydarzenia:1. Dajesz maluchowi mega żelka, on z apetytem pakuje sobie go do buzi i właśnie wtedy, w tym momencie, kiedy stoi przodem do Ciebie zachciewa mu się kichnąć. Umiesz kichać z zamkniętą buzią? Moje dzieci nie! I zamiast relaksować się zbierasz tysiące lepkich odprysków z dywanu, paneli i swojej twarzy.2. Umyłaś podłogę, choć tak bardzo, ale to baaaaardzo Ci się nie chciało. Jesteś z siebie dumna i myślisz sobie - do bycia perfekcyjną Panią Domu brakuje jeszcze, żebym nakarmiła w końcu swoje pociechy. Podajesz posiłek, podajesz napój, a on, po minucie.... ląduje na ziemi...3. Miałaś kiedyś wątpliwości, czy warto myć okna? Ja Ci powiem - nie warto! Jak są brudne, to dzieci do nich nie lgną. Wystarczy umyć, a małe glonojady na pewno prędko od nich nie odejdą.4. Twoje dziecko śpi w pieluszce na noc. Z racji tego, że już od miesiąca pieluszka po nocy sucha, postanawiasz ją zdjąć - w końcu to już suchy miesiąc! I właśnie w tę noc, dziecko robi siusiu na świeżo zmienioną pościel...5. Przyszedł czas na sen dzieci. Myjesz je, karmisz, smarujesz, tulisz i myślisz, w końcu będzie cisza, w końcu usiądę... A kiedy próbujesz wyjść z sypiali słyszysz:- jeszcze buziaka!(posyłasz buziaka - płacz!)- ale nie takiego!(podchodzisz, dajesz zwykłego, odwracasz się)- jeszcze przytulasek(dajesz przytulaska)- mogę wody(dajesz wodę, dziecko w tym czasie się odkrywa, żeby się napić)- łeeeee, przykryj mnie bo nie umiem(przykrywasz, wychodzisz)- buziaczka!!!(przecież był!)- ale jeszcze raaaaaaaz!(a później siku nr 1, siku nr 2, umyj mi ręce, bo zapomniałam jak to się robi, a jak nie to obudzę brata, przykryj, pocałuj, jestem grzeczna? Tulasek, przykryj bo się przekrzywiło, papa, wyślij buziaka, a teraz daj w czółko, a teraz nie będę spała przez 3 h...)A największa irytacja jest taka, że mi się aparat popsuł i tym moim gnomom kochanym zdjęć robić nie mogę :( Bu.

TUPOT MAŁYCH STÓP

Smok

Ok. Czas się przyznać. Zrobiłam to Jasiowi - jak wcześniej Hani...I choć zabrzmi to okropną obłudą, to ja naprawdę staram się (i dobrze mi to wychodzi) nie okłamywać dziecka. Szczepienie boli, pobranie krwi zaboli, w przedszkolu będziesz dziś dłużej - samo życie. W tym jednak wypadku nie wyobrażam sobie powiedzieć prawdy.Odsmokowanie. Moje dzieci nie używały smoka na czas aktywności. Smok od około 2-3 m. życia służył tylko do spania. Jęczenie w ciągu dnia pokonywaliśmy zabawą, piosenkami, wierszykami i czułościami. Za to w nocy, szczególnie Hania - bez smoka rady nie dawała ;) Podejmowane parokrotnie wcześniej próby wytłumaczenia, że na smoka jest się już za dużym wywoływały jedynie frustrację malucha i jeszcze donośniejsze domaganie się smoka. O ile Hania od początku była małym ssakiem, o tyle z Jasiem sama sobie jestem winna. Zmęczona długim porodem, cesarką i komplikacjami po niej nieustannie wpychałam mu smoka, kiedy tylko zapłakał. Kiedy on tego smoka wypluwał, ja uparcie wpychałam z powrotem, żeby mieć choć chwilę dłużej spokój i odpoczynek. Kiedy przyszliśmy do domu nadal stosowałam tę technikę, miewając co prawda co jakiś czas olśnienia, że to przecież nie jest tak, że dzieci nieużywające smoka wcale nie płaczą! Ale, choć Janek był dzieckiem bezproblemowym i łatwym w ogarnianiu, za każdym jego płaczem zapominałam o dokonanym postanowieniu i podawałam mu smoka. Czasem kilka razy - bo wypluwał. Przez właściwie cały ten czas Janek nie był do końca uzależniony. Jeszcze miesiąc temu bez właściwie żadnego planu udało nam się zacząć kłaść go spać bez smoka. Przesypiał ładnie, w większości całe noce. Myśleliśmy sobie - łatwo poszło. Ale poszło też dziecko do żłobka i nie chciało zasypiać, więc mama dała paniom smoka. Efekt - Janek się uzależnił. Razem z uzależnieniem nadszedł etap gwałtownego rozwoju mowy. Mały powtarza już właściwie wszystko i zna wiele słów, w związku z czym domaganie się "moća" do snu nie sprawiało mu żadnych trudności. Smoczek działał jak dobry środek nasenny i stał się obowiązkowy do spania. Pomyślałam sobie - z biegiem czasu będzie tylko gorzej. Nieśmiało zapytałam Pań co sądzą o odsmokowaniu Jaśka w żłobku, zastrzegając, że jeśli to ma być problem (Janek zaczął już bezproblemowo spać w łóżeczku w Bocianowie), to możemy z odsmokowaniem poczekać do lata, aż Mały całe dnie będzie pod moja opieką. Panie nie powiedziały ani tak, ani nie, ale następnego dnia oznajmiły, że udało się i Janek zasnął bez smoczka. Kolejny dzień - to samo. Niestety nie zdradziły czego użyły oprócz głaskania po główce, które w domu tak dobrze nie działało. Cóż - zostałam postawiona przed koniecznością zmierzenia się z problemem. I tutaj tak jak przy Hani poszły w ruch nożyczki i gorąca woda do wyparzenia środka smoka. Kiedy kładłam Jasia on jak każdego ostatniego dnia poprosił "moća", a ja mu go dałam. Tak szybko jak wsadził go do buźki, tak szybko go wyjął, z niedowierzaniem pokazując wielką dziurę. Nieszczerze się zdziwiłam i stwierdziłam na głos, że smok już chyba tak ze starości się popsuł i że trzeba go wyrzucić. W przeciwieństwie do Hani, Mały nie starał się jeszcze go ssać, nie chciał go zatrzymać - oddał mi go szybko, jakby go palił i nawet nie chciał brać udziału w procesie likwidacji. Wyglądał na przygnębionego i obrażonego na niedobrego smoka, który się zepsuł (gdyby wiedział, że to ja...) Z drgającymi do płaczu kącikami ust położył się spać, zasnął bez większych problemów i... przespał całą noc. Więcej już o smoka nie prosił, nie pytał - dzielny chłopak!A ja tylko zastanawiam się, czy mogłam to zrobić inaczej, by nie przysporzyć mu większych cierpień niż w tym wypadku. Czy jest lepsze wyjście, żeby dziecko pogodziło się ze stratą tak szybko? Ta metoda sprawdziła się zarówno z Hanią, jak i Jasiem. Niestety skutkiem ubocznym są wyrzuty sumienia, z powodu okłamania własnego dziecka.

Zakupowy szał

TUPOT MAŁYCH STÓP

Zakupowy szał

Żeby zdrowe zęby mieć...

TUPOT MAŁYCH STÓP

Żeby zdrowe zęby mieć...

Wirty

TUPOT MAŁYCH STÓP

Wirty

W przedszkolnych szeregach

TUPOT MAŁYCH STÓP

W przedszkolnych szeregach

Chciałabym

TUPOT MAŁYCH STÓP

Chciałabym

Bocianowo

TUPOT MAŁYCH STÓP

Bocianowo

Wiosenne porządki

TUPOT MAŁYCH STÓP

Wiosenne porządki

Od Kajfasza do Annasza

TUPOT MAŁYCH STÓP

Od Kajfasza do Annasza